Czasem trafiają się takie dni, że wszystko nie tak. Najpierw ktoś rozbił mnie dokumentnie. Cóż... czemuś biedny, boś głupi. Kiedyś mu wystawię rachunek z procentami, ale na razie sama w siebie procenty dla kurażu wlewam. Tyle, że nie jestem w stanie tyle wypić, żeby pomogło. Ale jak widać, nawet po pijaku literki ładnie składam.
Potem złamał się ząb. Na szczęście ostatni czyli jakaś tam ósemka vel siódemka. Sorki... po pijaku to i koniowi w zęby lepiej nie zaglądać, a co dopiero wrednej wiedźmie.
Potem nastąpiła seria drobnych, ale upierdliwych i wkurwiających niedogodności czyli tu coś się zawiesiło, tam się coś nie otwiera, tu się nie mogę zarejestrować, a tam wylogować... No żesz normalnie jak u Orłela... Pięć minut na słońcu i piekące policzki. Sprzątanie ogrodu... i ból kręgosłupa.
A tak na prawdę to to gówno ciągnie się już jakiś czas.... bo najpierw dzień matki, potem moje urodziny, kurwy u orłela, kleszcz na Franku (taaa... wiem, że śmieszne, ale mało co mnie tak przeraża jak kleszcze i węże).
Kiedyś moja przyjaciółka przy takiej serii siadła i powiedziała: ciekawe co, kurwa jeszcze się zdarzy... ugryzła jabłko i złamała jedynkę. To ja się zamykam i już NIC nie mówię. Demon nie śpi. I czasem myślę... Stachura, Hemingway, matka, Witkacy, van Gogh, Sylvia Plath, London, Kosiński, Borowski, Petelicki, ... Czemu nie ja? Co ja tu kurwa jeszcze robię?
TAAAAAA.... ktoś musi nakarmić Franka.
Obserwatorzy
klauzula bezpieczeństwa
Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.
Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.
Hahah, a rano wstaniesz i będzie kac modrderca. Dasz radę, przetrwasz to. Kleszcze to największe oblechy i w życiu żadnego nie wyrwałam, ani psu ani kotu, podziwiam pod tym względem moją matkę bo to prawdziwy twardziel:)
OdpowiedzUsuńJa już mam kac ;)
UsuńPewnie tyle przetrwałam.. Ja to jak słoń afrykański.. nie do zdarcia.
Raz miałam kleszcza i pamiętam, że wydarłam tym, co było pod ręką - nożyczkami, dłutem, nożem czy czymś tam im innym. Do dziś pamiętam to obrzydzenie, że coś się we mnie wgryzło.
Poszłam do matki, bo jutro starsi jadą do Ciechocinka, żeby zanieść jej odżywki do paznokci i lakier. I cholera jedna mi wypadła, rozpiła mi się, zalała im część przedpokoju i w biegu musiałam gnać do siebie żeby to przelać do pustej buteleczki bo akurat miałam. Rękę mam całą poklejoną odżywką [a to ta nail tek II foudation więc gorsza do usunięcia], nie próbuję zmywać zmywaczem bo dopiero co wczoraj męczyłam się z malowaniem paznokci:P Wnioski: kafelki są z dupy, ale dobrze że mieszkamy od siebie przez ulicę:))
UsuńZa daleko jestem, zeby te kleszcze z kota zamiast Ciebie wyciągać- a nauczyłam sie, bo mój wilczur potrafił nawlec tego całe masy. Jakoś mnie nie ruszają. Za to pająki.... one są z innej planety, przyszły do nas i chćą zapanować nad światem... Jak mnie jeden użarł rok temu to pół roku sie paprało.... ohyda....;)
OdpowiedzUsuńStaram się być optymistyczna. Takiego czarnego doła jak Ty dzisiaj nie miałam już dawno, dawno... Współczuję ci serdecznie!
OdpowiedzUsuńMoże pocieszy Cię fakt, że tu w Paragwaju mamy jeden rodzaj pchieł, które żyją w ziemi, jeśli one usiądą na Twoją nogę to wgryzają się w skórę i składają jaja - boli jak cholera i wydłubywania co niemiara... Na szczęście nie zawsze są aktywne i jeśli w ogóle to tylko zimą.
o żesz.. już mi się odechciało Paragwaju...
OdpowiedzUsuńkurcze ja też z mojego Dziuńka muszę wydłubywać kleszcze po każdym spacerze, cholera a ma oborzę przeciw kleszczom za 80 zł. trochę droga jak na bezrobotną!!!!strasznie to przeżywam boję się że Dziuniek zachoruje na jakąś parszywą chorobę!!!naturę mam pesymistyczną więc zaraz widzę na czarno!!!Powiem że Cię rozumiem bo ostatnio to u mnie też jakoś wszystko się pierniczy i jest do du....coraz gorzej się żyję! Ale trzeba mieć nadzieję, nadzieja umiera ostatnia!!!jak to mówią :)) A jutro to ty będziesz miała kaca a ja chyba też hi hi hi Po deszczu nastaje słońce ! też tak mówią hi hi pozdrawiam i wznoszę toast za lepszy tydzień P.S. A do pParagwaju to ja napewno już nie pojadę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKleszcze u Kasty wyciągam, choć przez chusteczkę. Daje radę po 4 latach wspólnego życia.
OdpowiedzUsuńA doła masz konkretnego, na szczęście to przechodzi. Głowa do góry.
To nie dół. To rów mariański.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo słońca każdego dnia:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo.
Usuń