Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

piątek, 21 sierpnia 2020

Była sobie skrzynka

Dawno, dawno temu była sobie skrzynka na owoce. W czasach swej młodości zapewne była jasno sosnowa. Kiedy trafiła w moje ręce była już mocno sterana życiem i użytkowaniem. Szlifierka i spora ilość papieru ściernego nieco ją odświeżyły. Przez jakiś czas funkcjonowała sobie, razem ze swoją siostrą bliźniaczką jako szafka nocna. Ta funkcja mi się znudziła, a potrzebowałam kwietnika. Najlepiej mobilnego.

Był pomysł, aby w tym celu spożytkować retro wózek dziecięcy. Mniej więcej coś w ten deseń:
Zdjęcie ze strony marktplaats.nl

Uroczy, ale oczywiście w obecnych czasach zapakowanie do niego pacholęcia byłoby... dziwne. Maxi Cosi jednak wygrywają. Wyobrażacie sobie pakowanie takiego wózka na przykład do samochodu? :) Oglądałam podobny w pewnym kringloopie i tak długo się zastanawiałam czy go kupić, że w końcu ktoś mnie uprzedził. Widać tak miało być.

Zatem dokręciłam do drewnianej skrzynki kółeczka, zapakowałam tam kwiaty i mam kwietnik, z którego jestem wielce zadowolona. I coś mi się zdaje, że druga skrzynka też dostanie kółeczka. Czy będzie również kwietnikiem? Jeszcze nie wiem.


Franuś też się na fotkę załapała. 

Mało, a cieszy. Kreatywnego weekendu!

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Kolory lata

No i mamy środek lata. Zatem mały ogródkowy update.
Część lawendy (tą zdecydowanie mniejszą) już ścięłam. Na tej wysokiej lawendzie ciągle jeszcze stołują się pszczółki, trzmiele i motyle. Jakoś nie mam sumienia pozbawiać ich tej konsumpcji. Zresztą, dla mnie to też ogromna frajda obserwować jak latają i bzyczą. Zaplątał mi się jakiś mieczyk. Kolorystycznie to on mi tak średnio pasuje do koncepcji ogrodu, ale... lubię mieczyki. Może da się go przesadzić?


 Historia pewnej wisterii - w ubiegłym roku był to jakiś dziesięciocentymetrowy badyl, którego nie wyrwałam tylko dlatego, że nie dawał się wyrwać. Zostawiłam do usunięcia w tym roku. A w tym roku zamienił się w okazały, choć jeszcze niestety nie kwitnący krzewinek. Mam nadzieję, że kiedyś zakwitnie i nie okaże się... żółty.

 Mój kącik "kwasowy". Przy choince i rododendronach rosną sobie różne wrzosowate i astry. Ta duża roślinka przy choince to aster, który w ubiegłym roku był wielkości obecnych wrzosów. Chyba ma służy ta lokalizacja :)



Dziwny krzaczek czyli... Dziwaczek. Sieje się sam. Hurtowo. Na razie robię tzw. wyryw kontrolowany czyli zostawiam kilka krzaczków, a resztę wyrywam.  Rośnie sobie przy murze domu, a że nie mam jeszcze sprecyzowanych roślin docelowych i wieloletnich, które tam posadzę, zadawalam się samosiejnymi dziwaczkami.


Hibiskus. Pod nim Irys i kawałek Ostrokrzewu. 

Róża za grosze z supermarketu. 

Róża Leonardo da Vinci. Z tyłu jest krzaczek róży o cudnych fioletowych, lekko przebarwiających się na końcach kwiatach. Niestety akurat nie kwitnie. Mam nadzieję, że chwilowo.
Hortensja. Jaka jest... każdy widzi. W hortensji rośnie sobie kolejna wisteria samosiejka. 


I przechodzimy do "warzywniaka". Pomidorki. Dwa krzaczki, które rozrosły się jak wściekłe. Więcej gałązek i liści niż pomidorów, ale to akurat moja wina. Wyszło moje niedoświadczenie ogrodnicze i brak wiedzy, że liście pomidorom trzeba obrywać. Człowiek całe życie się uczy!


Taki jeden na spacer po deszczu się wybrał. Właściwie to nie jeden a całe stado. To co widziałam, to wyłapałam i do kontenera. Wreszcie wiem, kto mi tak roślinki wyżerał!


Jakoś tak wiosną, albo późną zimą wyrzuciłam do ogródka pestki dyni dla ptaków. Ale się ucieszyłam, że wszystko zjadły, bo nasionka zniknęły. To tak wygląda dokarmianie ptaków w moim wydaniu :) Będzie dynia.


 Ogóry! Wiele ich nie ma, ale na bieżącą produkcję małosolnych w sam raz. Jednego przeoczyłam, więc będzie na nasionka.







I mój "żywopłot", który kiedyś (tak mi dopomóż Priap, Demeter i inni bogowie :D) zamieni się w zaporę przeciw wścibskim oczom sąsiadów. Najokazalsze na razie są Budleje, za nimi rosną sobie tarniny, ligustry i tawuła. Znalazły się też dwie miechunki, a jakże... samosiejki.


W przyszłym roku będę mądrzejsza o tegoroczne doświadczenia choć pewnie dużo wody upłynie zanim stanę się ogrodnikiem pełną gębą.