Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

sobota, 25 stycznia 2020

Hiacyntowe otulenie

Nastała pora, gdy w sklepach pojawiły się kwitnące hiacynty. Przyznaję, że to mój ulubiony "pierwszowiosenny" kwiat. Podziwiam ich formy kwiatostanów i zapach unoszący się po całym domu. Korzystając z sezonu na te kwiaty nabyłam sobie hiacyntowe trojaczki w doniczce. Brzydka plastikowa osłonka w brudno-białym kolorze, choć spełniająca walory użytkowe stanowi średnią ozdobę. I tak oto powstała hiacyntowa osłonka na osłonkę :).
Śmiem twierdzić, że takie dziergane otulacze na brzydkie osłonki doniczkowe to dobra alternatywa dla ich malowania czy oklejania. Owszem, jest bardziej czasochłonna, ale frajda z użytkowego dziergania jest bezcenna.

Udzieg tworzony od denka w górę. Oczka nabierane na dwa druty metodą Judy's magic cast on (JMCO). Metoda szybka, prosta i bezstresowa, bo doniczkowe ubranko dzięki temu można łatwo przymierzyć. Dzięki niej powstały już skarpetki,  czapka, jakaś zabawka na drutach oraz bombki choinkowe (jakoś nie wbiły się z obfotografowaniem w świąteczny czas). W ramach życiowej przekory bombki pokażę na Wielkanoc ;)


Może i nic specjalnego, może i prosta, ale cieszy równie jak kwitnące hiacynty. Poza tym wpisuje się w moją nieustającą fazę "fioletowej gorączki". 






Zanim napisał się post i zrobiło zdjęcie pojawiła się już druga osłonka. Na pewno będą powstaną następne takie twory, bo plastikowych koszmarków jest w domu jeszcze kilka, a i nowe pomysły też się objawiły.


Jak widać mistrzem fotografii to ja nie zostanę. 

sobota, 11 stycznia 2020

Bo zmiany są... dobre?

Być może zauważyliście, że na blogu zaszła zmiana. Na początek niewielka, bo jedynie pojawiło się nowe tło. A jakże, holenderskie. Nawet zastanawiałam się gdzież ten punkt może być, ale zaniechałam myśli o poszukiwaniach, bo to trochę jak szukanie igły w stogu siana.

Liczę, zakładam, planuję, że ta zmiana pociągnie za sobą następne, bo ewidentnie ich potrzebuję (blog chyba też). Co prawda ostatnimi laty sporo u mnie się działo, ale nie zawsze były to takie zmiany jakich bym sobie życzyła. Chciałabym, aby rok 2020 stał się swego rodzaju... reinkarnacją. Nie tylko dla bloga.

 I choć nigdy nie robię noworocznych postanowień, to w tym roku (w końcu magiczna cyfra 2020 do czegoś zobowiązuje 😉) postanowiłam to zmienić. Co z tego wyjdzie... zobaczymy. Trzymajcie kciuki cobym wyrwała w tych postanowieniach.

I na koniec, dzisiejszy widok z okna przy porannej kawie. Piękny, prawda?

środa, 1 stycznia 2020

2020

W pierwszym dniu nowego roku chciałabym złożyć Wam życzenia.

 Zacznę od tych, którzy wczoraj radośnie w mojej porażająco spokojnej wsi zafundowali nam bombardowanie. Drodzy świetnie się bawiący w noc sylwestrową odpalacze wątpliwej urody fajerwerków życzę wam coby ten rok był równie hałaśliwy jak wasze nocne działania i rozsadził wam życiorysy tak jak wy to niefrasobliwie robiliście. Niech pozostawi po sobie smród, dym i skrawki waszego marnego życia, które wylądują finalnie na śmietniku. Najchętniej osobiście powsadzałabym wam te petardy w różne otwory waszych ciał i odpaliła, ale skoro nie mogę tego zrobić, to liczę, że w przyszłym roku łaskawy los mnie wyręczy i masowo będziecie zaprzyjaźniać się z holenderską służbą zdrowia, która na wasze poodrywane członki zafunduje wam... paracetamol.
Cieszcie się dalej idioci.


Zanim po tych anty-życzeniach przejdę do życzeń właściwych słówko wytłumaczenia. Moja wiocha jest wyjątkowo cicha. W ciągu dnia oczywiście słychać odgłosy życia, ale w nocy cichnie tak, że wydaje się prawie wymarła. Intensywnie odpalane, w ilościach hurtowych fajerwerki tuż pod oknami było jak bombardowanie. Godzinna "zabawa" petardami, które robią więcej hałasu niż efektów wizualnych nawet dorosłego człowieka potrafi rozstroić i przerazić. Jakie to musi być przeżycie dla małych dzieci i zwierząt? Próbowałyśmy schować się w łazience, aby uciec przed tym hałasem i nieco go wytłumić, ale nawet to niewiele pomogło. Cóż, po raz kolejny udało się jednak przetrwać zmasowany atak idiotów.


A teraz, po tym wybuchu emocji, niczym po eksplozji jednego z tych fajerwerków chcę złożyć życzenia znajomym, bliskim, wirtualnym przyjaciołom.
Pewnie mogłabym próbować przebić wszystkie te piękne słowa i życzenia, które niewątpliwie już wczoraj otrzymaliście. Mogłabym żonglować wymyślnymi życzeniami, pięknymi wizjami, pozytywnymi mirażami. Ale będę Wam prosto życzyć, abyście po prostu cieszyli się każdym z kolejnych 365 dni i wyciskali z niego ile się da. A gdyby okazało się, że do tego wyciskania los ofiarował Wam cytrynę, to dodajcie do niej miodu, imbiru i zróbcie lemoniadę. A jeśli będziemy mieć szczęście, to spotkamy się tutaj za rok.