Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

piątek, 18 grudnia 2015

Przedświąteczny szlaczek czyli dlaczego lubię Boscha

Termometr w samochodzie pokazuje temperaturę 11,5 stopnia. Szaro, buro a z nieba ciapie substancja deszczopodobna. W radiu lecą sobie świąteczne przyśpiewy. Ma ryja Carey All I want for Christmas is you (jessssu... serio??? Szanuj się bardziej niewiasto)  na zmianę z Wham White Christmas (gdzie się pytam, gdzie?). Na okresę Andy William  It's The Most Wonderful Time of The Year (żarty sobie stroi??).
Czuję jak zaczyna trafiać mnie przedświąteczny szlaczek, bo zanosi się, że  kolejne święta spędzę w NL. Sama. Zmieniam stację. Płaczka Adele znowu zawodzi Hello... Nie musi kończyć: It's me... Już wszyscy to wiedzą, znają i rzygają.

Za Polską nie tęsknię, ale w Święta chciałabym być z rodziną. Tym razem ze względu na Franka muszę zostać. Nie mam po prostu jej gdzie zostawić. Do hotelu jak się okazało jej nie przyjmą, bo wymagane są szczepienia. Zagapiłam się i nie zrobiłam. Mea culpa.
Właścielka domu nie widzi powodu, żeby przejmować się kotem i z tego powodu nie jechać na święta. Ot - zostawić zwierzakowi kilka kuwet z piaskiem, miski z woda i jedzeniem i można jechać na tydzień. Nie wiem czy mózg jej wyparował czy może nigdy go nie miała. A może to ja jestem nienormalna?
Kilka dni wcześniej inna dyskusja odnośnie zwierzaków. Zdziwnie jak można wydać prawie 1500E na leczenie kota? Trzeba było uśpić. To takie koszty. Można było wydać na siebie. Tłumaczenie, że usypianie zwierzaka z powodu połamanych kości to chyba przesada i nie zostawia się przyjaciela w potrzebie skutkuje argumentem, że zwierzęta nie mają duszy i nie pójdą do nieba. W biblii tego nie ma. Po raz pierwszy w życiu cieszę się, że mój holenderski nie jest na tyle biegły, żeby mogła w pełni wyrazić co myślę o tej argumentacji i jak głęboko mam taką biblię.  Wolę być z moim kotem w piekle niż z takimi świętojebliwymi w niebie. Szlaczek mi się pogłębia.

Myślę sobie, że mam sporo wspólnego z Hieronimem Boschem. Coś mi się wydaje, że obydwoje kwalifikujemy się do socjopatów. Jemu to łatwiej. Artysta. Do tego już martwy. W jego obrazach dostrzegam, że ludzie są zezwierzęceni, a zwierzęta się personifikują. Życie... życie. Piekło jest wyraźniejsze, niebo to mrzonka.  W piekle się dzieje, niebo jest nudne. Zwierzęta się liczą. Ciekawe czy Bosch wiedział, że nie mają duszy. W może w du...szy to miał?


Bosch-ki chaos w mojej głowie. Będę się czuć winna jak zostawię kota bez opieki i będę się czuć winna jak nie pojadę na święta. Jak by nie było...  Mój świąteczny nastrój:



wtorek, 17 listopada 2015

Pełna kulturka


W ostatni piątek postanowiłam się ukulturalnić i pokulałam się do teatru w Rotterdamie. Tak na poziomie międzynarodowym.
 www.rotterdamseschouwburg.nl

Kto mnie zna pewnie się dziwi (trochę sama się dziwię), że wybrałam spektakl z przewagą aktorów, że się tak piknie wyrażę napływowych. Trochę to z ciekawości, trochę z pożądania doznań kulturalno-artystycznych, a po prawdzie to z chęci obejrzenia kolegi na scenie. 

Teatr tańca jest mi tak bliski jak kurze szybowanie w przestworzach. Ale co tam, zawsze musi być ten pierwszy raz. Cóż... o ile koncentrowałam się na ruchu i tańcu samym w sobie rzecz mnie interesowała (szczególnie pierwsza część, którą szumnie, acz być  może mylnie zinterpretowałam sobie jako alienację współczesnego "plastikowego" społeczeństwa). Jednak usilne doszukiwanie się znaczeń było dla mnie zbyt skomplikowane i męczące. Widać też się już splastikowałam vel splastikowiłam i muszę mieć wszystko łopatologicznie podane.  W każdym razie not my piece of cake, choć dla Macieja na scenie warto było ruszyć ten nielotny kurzy kuper ze wsi.

Druga część była  dla mnie bardziej pod publiczkę - bo temat na topie (islamiści w Europie), bo symbole po taniości. Notabene w czasie trwania tego spektaklu miał miejsce atak terrostyczny w Paryżu. Nie to, że ma to jakiś związek. Taka zbieżność.  Za cholerę nie wiem czemuż to widownia zgotowała owacje na stojąco. Może się nie znam na tej sztuce, ale swój tyłek podnoszę tylko wtedy, gdy rzecz jest wybitna. Może w Holandii mają inne zwyczaje teatralne i klaskanie na stojąco jest tu normą.

Po seansie odbyły się długie Polaków przy piwie rozmowy. I dalsza część spektaklu "plastic" w realu. Wpadła mi we wzrok blond Barbie. Na pierwszy rzut oka atrakcyjna. Na drugi... no cosik z nią nie tak. Po krótkich konsultacjach przy stole ustaliliśmy, że rzęsy ma sztuczne, usta zrobione (Lana del Rey + Angelina Jolie), buźkę napiętą idealnie (nie uśmiechnę się, bo mi szwy pójdą), cyce w formie balonów idealnych. Perfekcyjne plastikowa. Fenomenalnie koszmarna. Jedynie ciemne odrosty na blondzie świadczyły o tym, że jest to jednak istota ludzka a nie jakiś surogat.
I żeby nie było! Ni cholery nie jestem zazdrosna.Wprost przeciwnie. Spod tej dobrze zrobionej fasady fluerescencyjnie bił po oczach brak pewności siebie, kompleksy i paląca jak kwas solny potrzeba akceptacji. Biedna Barbie.


środa, 23 września 2015

Dzyń dzyń po przerwie czyli dygresyjny kogel mogel z zasmażką

Długo mnie nie było, a nieobecność podyktowana była pracą, która zafundowała mi zero życia w życiu i dzięki której należało ukrywać wszelką swą publiczną i wirtualną obecność.
Niestety muszę Was rozczarować - nie pracowałam dla Mossadu. A szkoda. Choć do dziś mam mocne podejrzenia, że służbowy telefon był na podsłuchu. Bywało też śmisznie. Z perspektywy czasu nawet najbardziej stresujące sytuacje mogą wydawać się komiczne. Może kiedyś te  historyje jako koloryt życia "pani z biura" w Holandii wrzucę. Choć nie wiem czy dla polskiej społeczności oderwanej od tutejszych realiów i obcowania z polskim elementem zwanym potocznie pracownikami tymczasowymi będą one zrozumiałe, a tym bardziej zabawne.

W każdym razie czasu na szycie, dzierganie, decoupagowanie czy jakkąkolwiek działalność rozrywkową czy kulturalną nie było.Nie było też czasu na czytanie, zwiedzanie i chodzenie do kina.

Wypranie emocjonalno-czasowe było tak ogromne, że mimo zaglądania na ulubione blogi mało kiedy miałam czas, siłę, ochotę i wenę  komentować cokolwiek. Kiedy zmieniłam pracę płakałam ze szczęścia, że wychodzę do domu o 17, wreszcie mam wolne weekendy, nikt nie budzi mnie w środku nocy telefonami i nie muszę spać z ipadem i telefonem pod poduszką. Przypomnę wam, że nie pracowałam dla Mossadu. A szkoda.


Franek w tym czasie zdążył opuścić klatkę. Choć jedna z kości nadal całkiem się nie zrosła.  Ponad 3 miesiące zamknięcia w klatce i półroczna kuracja skłania mnie do wniosku, że  ostatni wypadek Franka to koniec jej wędrówek poza domem. Zdrowie i bezpieczeństwo miast złotej wolności kociej. Nigdy więcej polowań na ptaki, króliki czy myszy. Cóż... taki lajf. Nie zawsze dostajemy od życia to co chcemy. Też bym wolała pracować u Michaela Korsa niż użerać się z polskim przechlanym elementem.


A tak w ogóle to taki u mnie życiowy misz masz. Bardziej misz niż masz. Rozważania nad usunięciem bloga, bo i tak niewiele się tu dzieje i pewnie niewiele się dziać będzie. Jak już pojawił się czas na szycie, to szycie idzie mi jak krew z nosa. No nie, krew z nosa idzie lepiej.
Nie wychodzą najprostsze rzeczy. Spieprzona prosta, wąska spódnica. Spieprzona spódnica z koła (matematyka, matematyka, krwawa dynamika, angelologia i żal). Szafę z zalegającymi materiałami omijam szerokim łukiem. Chęci nijak przekładają się na możliwości.
Większość samo-uszytków nie nadaje się do noszenia. Jakby szycie było dla spokojnych i cierpliwych. A ja ani spokojna, ani cierpliwa.  Może mi przejdzie. A może nie. Może to tylko depresja. A może Altzheimer. Choroba nie wybiera. Wybierz pickera.

Może rozwiązaniem jest zmiana formuły bloga. Pisanie nie o szyciu, a o życiu... tjaa.... o życiu, o piciu. Proost! Boże chroń Grolscha, żołądkową miętową i Mossad.
Nie wiem jak długo tu będę. Nie wiem jak długo będę. Na razie jestem. Chwilo trwaj.
Może ankietę zrobić? Spadać stąd  czy się przebranżowić? Z uwagi na moją obecną pracę tego nie uczynię. Rzygam ankietami. Ze szczególnym uwzględnieniem tych dla szanownej KE.


Polazłam niedawno do szewca. Dwie pary czerwonych sandałów wymagających wymiany fleków. Szybko, cena prawie jak w Polandii i facet nie krzywił się jakbym mu te high obcasy chciała w tchawicę wepchnąć. Boże chroń Grolscha, żołądkową miętową, Holandię i Mossad.
Ja sobie robiłam zakupy, a buty robiły się. Wracam. Płacę. Wyciągam portfel, czerwony rzecz jasna coby zapłacić za te moje czerwone shoesy, a facet pyta:
- A pani to tak  wszystko czerwone?
No nie, poczucie humoru mam czarne.





wtorek, 31 marca 2015

O tym jak Małgorzata świat zbawia.

Nie miała baba kłopotu to przygarnęła drzewiej kota. Kotkę właściwie o imieniu Franek. Stwór ten ma wybitne upodobanie do wpadania w kłopoty, ze szczególnym uzwględnieniem zdrowotnych. Niedawno znowu uraczyła mnie aktrakcją pt. rozbita łepetyna, a wkrótce potem złamane dwie kości z przemieszczeniem w łapce. Najprawdopodobniej jest to wynik bliskich spotkań trzeciego stopnia z samochodem.
Franek już jest po operacji i z drutem w łapie dochodzi do siebie w "hotelu" u weterynarza. Swoją drogą holenderska służba weterynaryjna jest fenomenalna. Złamanie zdiagnozowane szybko, prześwietlenie zrobione od ręki. Weterynarz pokazał mi zdjęcia przed operacją, w trakcie operacji i po zabiegu, wyczerpująco informuje o leczeniu. Daj boże, żeby tak ludzi leczyli.

Wczoraj przed wyjściem do pracy w ogródku zobaczyłam ptaka. Tak na moje oko wyrób gołębiopodobny. Łaził sobie po bruku. Trochę to dziwne mi się wydało, że zamiast latać spacery sobie urządza. Ale kto go tam wie, może lubi. Śpieszyłam się do pracy, więc pierzastego olałam zostawiając samemu sobie. Dzisiaj powtórka z rozrywki. Z racji większej ilości czasu w czasie poddałam go obserwacji. Ptak latał szczątkowo. Podfruwał raczej rzekłabym. Na mój widok z odległości pół metra powinien unieść się chyżo w przestworza. Ale nie uniósł. Usadowił się za to na podnóżku ogrodowego fotela i oddawał kontemplacji.



Franek w niewoli, więc nie mogę jej obwinić, że przyczyniła się do niezdolności ruchowej ptaka. Poszłam zatem w ślady lotnego nielota albo nielotnego lota i usadowiwszy się na kanapie oddałam się kontemlacji. Wyszło mi, że bez pomocy dierenambulansa znowu się nie obejdzie. Na strusia, kiwi czy innego pingwina to ptaszydło mi nie wygląda. Trochę się obawiałam, że okażę się nadgorliwa i ptak nie lata, bo mu się nie chce, ale obawa, że jednak mu coś dolega i  zostawiony w ogrodzie stanie się pożywieniem okolicznych kotów (tym razem bez udziału Franka killara) nie dawała mi spokoju. Jakoś udało mi się go złapać, bo stwór chociaż nie latał to biegał dosyć szybko chowając się przy tym po ogrodowych krzakach. Zawlokłam toto do domu, władowałam do pudełka i zawezwałam dierenambulans. Tylko czekam jak dodadzą mój telefon do listy: tych połączeń nie odbierać. Dostarczyłam już im snipa i królika, a teraz kolejnego ptaka.
Pan odbierając zwierzaka po wstępnej lustracji stwierdził, że pewnie w łeb się walnął. Hejże ptaku było nie latać po pijaku! 
Mam nadzieje, że gdzieś mi tam w animalsowych niebiosach te wszystkie akcje na plus policzone zostaną. 

A tak w ogóle ktoś wie co to za ptaszydło?





czwartek, 26 lutego 2015

Głupi ma szczęście?

Zawsze wiem kiedy zmieni się pogoda. Nie potrzebuję prognoz, barometru, ani nawet coraz częstszego łupania w kręgosłupie oraz stawach. Wystarczy wsiąść do samochodu. Ludzie jeżdżą jak śnięte muchy albo co gorsza jak Kubica na dopalaczach. Dziś też.
Jakiś idiota, nazwijmy go obywatel X obdarzony ułańską fantazją i obkurczonym mózgiem zapragnął wykonać tzw. manewr wyprzedania. Pogoda szaroburo-sraczkowata, mżawka, ślisko. Koleś jedzie mi na czołówkę. Wszystko jak filmie. Szybko. Cięcie.  Drugie piwo nie rozjaśniło mi jeszcze czemu się nie walnęliśmy, choć wszystko na to wskazywało. Opatrzność widać czuwa, albo  głupi ma szczęście. Tylko kto? Ja czy ten dawca? Both?
Wszytko odbyło się tak szybko, że nie zdążyłam zrobić nic głupiego w stylu: odbić kierownicą i wjechać do rzeki, albo co gorsza na ścieżkę rowerową potrącając kogoś w trakcie, gdy ułan-skurwysynek śmignąłby w siną dal. Czasem brak reakcji, to najlepsza reakcja.

Nie jestem Sheldonem Cooperem* ani nawet innym pośledniejszym fizykiem, prawo Newtona wspominam jako coś co było w szkole, acz nie powiedziano mi, do czego może się przydać, więc nie zakodowałam go sobie. O crash testach też niewiele wiem, ale tak sobie myślę, że jadąc 80 km/h (oficjalna wersja, bo a nuż uwielbiana przeze mnie holenderska policja tu zagląda) walnę w oszołoma, który również jedzie ww. przepisową prędkością to...
No właśnie. Jeśli zostanie po mnie marmolada, to pół biedy. Jedyny problem wtedy kto się zajmie Frankiem??? Gorzej gdy zamiast marmolady zostanie warzywko. Nie dość że Franka i tak nie będzie miał kto karmić, to i ja sama karmiona będę.

I tu dochodzimy do sedna. Holandia jest bardzo tolerancyjncyjmym krajem. W niektórych przypadkach rzekłabym, że aż za bardzo (Boże chroń Mossad). Niestety eutanazja, mimo że legalna wcale nie jest taka prosta i oczywista. Nie mam tu dwóch członków rodziny, którzy potwierdziliby/zaakceptowaliby eutanazję. Zaprzyjaźniony lekarz  by się znalazł, ale to za mało. Kiszka. Możesz za życia zdecydować, że zostaniesz dawcą organów, ale nie możesz decydować o swojej śmierci albo może raczej agonii za życia.
Warzywom oczywiście to zwisa. Karmią, podcierają, wymieniają rurki z płynami ustrojowymi. Luz blues, w niebie same dziury. Tylko ta myśl, że jesteś, ale cię nie ma... Nie ma cię, ale jesteś...


Coż... pozostaje mi wierzyć, że tak czy siak, kolejnym, trzecim razem znowu będę mieć szczęście. Tak, czy siak. 


*osoby nieznające postaci Sheldona Coopera proszone są o opuszczenie bloga ;)

wtorek, 24 lutego 2015

Speed kimono

Bluzka uszyta już dawno temu, tylko jakoś post mi się zawieruszył. A możliwe, że czekałam na wenę do robienia "samojebek". A ta nawet jeśli się pojawia, to znika z prędkością Suzuki Hayabusa.

Przy tej bluzce poszłam trochę na łatwiznę. W wyścigu bowiem wystąpił przetestowany już u mnie model 128 z Burdy 12/2013. Sprawdzony, bez dużej ilości cięć niszczących wzór, szybki i wygodny w noszeniu.
Bluzka szyta ekspresowo, a może raczej speedwayowo.

Motto  projektu - głowami do góry ;)

Motory na Loli tu jeszcze w wersji sierocej z przydługimi rękawami.

Dzianina dzianinie nie równa, ta okazała się cieńsza i bardziej elastyczna przez co cała bluzka jest dużo luźniejsza. Nie obyło się zatem bez skracania rękawów.

Trochę się obawiam reakcji przy noszeniu tegoż przyodziewku. Co innego kobiety na traktory, a co innego motory na kobiety.
W każdym razie, mnie się podoba. "Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba".





wtorek, 17 lutego 2015

Słowa kluczowe 2015_1


Słowa kluczowe takie sobie. Coraz nudniej i bidniej.
  • kaboszony po holendersku,
  • spódnica taniec brzucha wykrój,
  •  fotka uchwyciła za dużo... zobacz cze (patrz wyżej),
  • walnięte walentynki (no, nie powiem na czasie). 

Dla okraszenia postu, w ramach dzisiejszego kociego święta - Franek jako pomysłowy Dobromir:




Najpierw praca koncepcyjna i przygotowywanie projektu "sezamie otwórz się".




Sposób otwarcia drzwi, czyli rozwiązanie zagadki skąd wziął się kot w szafie.


Dla Franka i innych  futrzastych przyjaciół - wszystkiego najlepszego :)
Przygotowujecie kocią imprezę dla swoich kociaków?





niedziela, 8 lutego 2015

Idioci idiotom - ogłoszenia drobne 2015 - część 2

Biuro pracy .............. w ............. poszukuje osob do pracy w drzewek

prosimy o przeslanie swojego cv na adres.......

______________________________________________________


HOLENDERSKIE BIURO PRACY ................ POSZUKUJE DO DEMONTOWAC I ROBOTY ZIEMNE

PROSIMY O PRZESLANIE SWOJEGO CV NA ADRES .............

___________________________________________________

Agencja Zatrudnienia .............wpisana do Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia pod numerem....... specjalizująca się w rekrutacji do pracy w rolnictwie. Dla swojego klienta w Holandii poszukuje osoby na stanowisko :
Pomidory - okolice Hagi - z doświadczeniem
Wymagania:

Doświadczenie w pracy na szklarni- warunek konieczny
Gotowość do ciężkiej pracy fizycznej.
Znajomość języka angielskiego w stopniu komunikatywnym będzie dodatkowym atutem.
Gotowość do szybkieg wyjazdu_
_________________________________________


Witam, jak w tytule szukam uczciwej firmy ktora mnie zatrudni w charakterze pomocnika budowlanego lub przy rozbiórkach budowlanych. Praca nie musi byc koniecznie na umowe. Preferuje tygodniowe rozliczenia. wiecej informacji udziele telefonicznie......
____________________________________________________________

Jestesmy garstką Polaków któży chcą  się wzajemnie integrować.  Mamy tagże wiarę w to że Bóg istnieje i wspiera wszelkie ludzkie relacje.

Zapraszamy na coniedzielne spotkania które odbywać się będą w Rotterdamie. Spotkanie zaczyna się prostą i żywą modlitwą, po modlitwie jest krótkie słowo i radosny śpiew. Nastepnie wszyscy rozmawiamy i poznajemy sie na wzajem. To naprawde fajny czas. Jeśli jest ktoś zainteresowany zapraszamy do kontaktu.

Spotkania są dopiero co organizowane. Zapraszamy całe rodziny wraz z dziećmi. 

____________________________________________________

Niejaki Jakub ................  ma żone i dwójkę dzieci w Pl a w Nl uwodzi i wykorzystuje i finansowo i sexualnie kobiety jest złodziejem który okrada nawet swoich pracodawców
___________________________________________________

 Wiam Ludzie. Ma ktos jakis magiczny pomysl jak mozna latwo skompletowac jaropgrafy z kilku ostatnich lat? Najlepiej, tak zeby nie trzeba bylo biegac, dzwonic do kazdego z biur dla ktorego sie pracowalo.? Nie wszystkie tez pamietam zreszta;/. Pomocy i z gory dzieki. 

*to takie holenderskie PIT-y wydawane przez pracodawcę 

____________________________________________________


mam lat 11 w  tym roku  12 narpierw za free.
_____________________________________________________

A teraz pójdziemy w ogłoszenia  matrymonialnopodobne. Tak żenujące, że aż śmieszne.

witam mam 29 lat wysoki szatyn szkam kobiety z holandi do stalego związku  do lat 40 stu milej i sympatycznej

Stały związek do 40 lat?  Dożywocie? ;)

_________________________________________________

Hej poznam fajna dziewczyne z ktora moge się napic i zrobic lub wyjsc na impreze jesli jakas chetna jest niech pisze pozdrawiam ............... Rotterdam,  Schidam
_________________________________________________
Szukam bratniej duszy przyjaciółki, mniejszości narodowej, a może nawet światowej. Mam 18 lat, zastanawiam się czy jestem jedynym przypadkiem tutaj,  interesują mnie dziewczyny, jeśli jest jakaś która chciałaby na ten temat pogadać ze mną (bezinteresownie) byłoby mi miło:) Piszcie na emaila dziewczyny ;D (jeśli w ogóle jest jakaś)
________________________________________________

na okres próbny;-) mam 28lat 186cm 90kg Haarlem
 ___________________________________________________

Szukam dawcy spermy do samozapołodnienia. Najlepiej młodego (do 35 roku życia) zdrowego i zadbanego. Więcej informacji wyślę na maila.




wtorek, 3 lutego 2015

Tutam czyli jak zabić Schaeffera

Święta naiwności, na poprawę humoru postanowiłam iść do teatru. Polskie przedstawienie szuki Schaeffera Tutam w Hadze.
Przyznaję, szłam skażona, bo spektakl w reżyserii Barbary Sas oglądałam w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku z  genialną Ewą Kasprzyk i Mirosławem Baką. Wiedziałam, że trudno będzie ich przebić, ale liczyłam na dobrą komedię. No i komedia była, a i owszem, tyle że na widowni. Ludzie robili sobie zdjecia (pewnie po raz pierwszy i zapewne ostatni byli w teatrze). Robili też zdjęcia osobom występującym na scenie (czy mogę nazwać ich aktorami ciągle się zastanawiam) w trakcie ich gry, znaczy się w trakcie ich egzaltowanego miotania się po scenie.
O spektaklu mogę powiedzieć jedno. Trzeba się postarać, żeby zarżnąć taką komedię. Ale jak widać nie ma rzeczy niemożliwych.

Gdańską inscenizację oglądałam  dawno temu, w czasach licealnych, ale pamiętam, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie, rozbawiła do łez, a gra aktorów do dziś utkwiła w mojej pamięci. Aktorzy wchodzili w interakcje z widzami, wciągali do gry, sprawiali że przenikanie się światów stawało się jeszcze bardziej ciekawe.
Speklakt w Hadze był... hmmm... żenujący. Choć chyba powinnam zapożyczyć raczej zwrot używany przez postać kelnera - "wkurwiający".  Notabene nie przypominam sobie by w pierwszej wersji oglądanej przeze mnie pojawiały się wulgaryzmy, ale może pamięć ma idealizuje gdańską inscenizację, a może mój altzheimer wybiórczy się właśnie odezwał, a może autorzy przedstawienia uznali, że społeczności emigracyjnej należy serwować prymitywny humor, bo innego sobie nie przyswoi.
Mam wrażenie, że reżyser zaingerował w scenariusz Schaeffera, albo po prostu aktor zapomniał nieco tekstu. Dziwna maniera grania i artykulacji zwieńczona wypowiedzianym przez "gwiazdę" tego spektaklu słowem: WSZYSKO dopełniła czary goryczy i rozczarowania.  Kto jak kto, aktor powinien mieć perfekcyjną dykcję (BTW polecam podręcznik Bogumiły Toczyńskiej Elementarne ćwiczenia dykcji).

Spektakl był polskojęzyczny, ale dla osób nie władających naszym cudnym językiem wyświetlane były holenderskie napisy. Tyle, że w połowie CUŚ im się popsuło i przez część spektaklu napisów nie było. Totalna amatorszczyzna.

Przepraszam, zdjęć nie ma. Mimo wszystko wpojoną mam pewną atencję do teatru i pstrykanie aktorom, znaczy się osobom przebywającym na scenie, fleszem po oczach wydaje mi się prymitywne. Cóż... jaka widownia taka sztuka. Jaka sztuka, taka widownia.

Dla porównania (możecie nazwać to kopaniem leżącego) fragment znaleziony w necie z gwiazdorską obsadą Joanny Żółkowskiej i Janusza Gajosa.


Czy staram się Was odwieść od wizyty w Hadze i zobaczenia tego spektaklu? Ależ skąd. To bardzo ciekawe zjawisko socjologiczno - turystyczne. Jeśli liczycie jednak na wrażenia kulturalne to zastosujcie się do zalecenia mojej koleżanki ze studiów, która przed obejrzeniem techno inscenizacji Balladyny w Gdyni powiedziała - na trzeźwo nie da się tego oglądać.
Proost!


sobota, 31 stycznia 2015

Blue mood



Jaki nastrój, taki uszytek.
Mocno naciągając interpretację mogłabym powiedzieć, że zainspirowała mnie kopertowa sukienka Lizy Minelli z postu LBD, albo kreacje Diane von Furstenberg, o których pisała niedawno Ania. Prawda jest jednak taka, że uwielbiam kopertowe swetry, bluzki i sukienki. Po prostu.

Sweter kopertowy to wykrój własny. Z duszą na ramieniu odrysowałam na papierze stary, ukochany i bardzo mocno już wysłużony kaszmirowy kopertowiec. Najbardziej obawiałam się o podkroje pach i rękawy. Trzęsącymi się łapami cięłam materiał w obawie, że zmarnuję moją chmurę błękitu.Chyba nie zmarnowałam. Może nie wyszło tak jak planowałam i sweter raczej jest bluzką niż ocieplaczem, pod który można jeszcze coś załadować, ale tak też jest dobrze. A plan zakładał jeszcze sukienkę z tego materiału do kompletu. Cóż... będzie komplet zdekompletowany, bo sukienki pod spód upchnąć się nie da. Może i dobrze. Co za niebiesko to niezdrowo.


Co do jakości zdjęć reklamacji nie uwzględnia się! Robienie sobie selfiaków to nie jest to co Małgorzaty lubią najbardziej!

Dziwne zdjęcie. Dłoń już prawie w innym wymiarze, a bary mam jak pływaczka z NDR.
W stylizacji wystapił sweter blue mood oraz spódnica pokazywana, kiedy zaczynałam przygodę z szyciem. Petticoat to rzecz nabyta na allegro. Martensy z haftem to gift od Pana R. (thanks xxx).

W momencie kiedy pochwaliłam moją silverkę, że tak cudnie i bezproblemowo szyje dzianinę, ta się zbiesiła. Rwała nitkę, złamała dwie igły i po przeszyciu kilku centymetrów paska ozdobnym ściegiem odmawiała współpracy. Silvercrest blue mood. Nie pomagało wyczyszczenie, naoliwienie i próby pertraktacji. Na samym finiszu nagle zmieniła zdanie i znowu szyła jak marzenie. Za kobietą nie nadążysz. Blue mood.
Szycie panem Loczkiem byłoby łatwiejsze, ale ten padł jako ten Janek Wiśniewski. Blue mood. 


Do kompletu w niebieskościach dorobiłam sobie też biżuterię.



W sumie nie wiem po co robię bransoletki skoro i tak ich nie noszę. 


Po noszeniu testowym bluzki  muszę powiedzieć, że ją uwielbiam.
Jeśli znajdę odpowiednią dzianinę swetrową, to na pewno uszyję sobie kolejną.

W następnym odcinku - wrażenia po wizycie w teatrze. 








niedziela, 11 stycznia 2015

Idioci idiotom - ogłoszenia drobne 2015 - część 1


Wcześniej było work on the ogórki, a teraz znalazłam taki kwiatek:

Krakow: Start with Pierogi Tasting and End with Dancing and a Stroll Along the River

Jakby kogoś naszło na takie testowanie, to link poniżej ;)


https://www.yahoo.com/travel/thursday-night-in-krakow-101515481899.html

______________________________________________________________

Pilnie poszukujemy energicznych osob do pracy od zaraz. Praca w systemie 5- zmianowym  dla jednego z naszych zleceniodawców w Rotterdamie. Praca polega na pakowaniu kapsulek kawy przy tasmie.



Wymagania

- Własne zakwaterowanie na terenie Rotterdamu, Schiedamu lub Vlaardingen
- Własny transport
- umiejetnosc pracy w grupie
 - BSN ( numer Sofi )

Czyżby fima ZARA zmieniła branżę?

_______________________________________________________________

Biuro posrednictwa pracy ............ pilnie potrzebuje od jutra osob do pracy przy gumkach .wymagane doswiadczenie.


Kontakt..............

Nie wnikam o jakie gumki im chodzi, a tym bardziej na czym ta praca polega :D

_________________________________________________________________
Witam,

Dla naszego klienta poszukujemy Zakkera, ktory posiada doswiadczenie przy opuszczaniu malych pomidorow. Stala praca przez caly rok od jutra.

_________________________________________________________________

FIRMA ......................... ZYSKUJE MIODU. PIELęGNIAREK PRACUJąCYCH W SZPITALACH I DOMACH OPIEKI W NIEMCZECH

A dalej leci ogłoszenie po ruskiemu. Jeśli jest to handel bronią albo żywym towarem, to za treść nie odpowiadam. Po ruskiemu nie gadam.

Компанията набира ЕС Персоналдийнсте мед. медицински сестри, работещи в болници и старчески домове в Германия.
 Заплата-2000-2900 в евро бруто.
 Изисквания:
 1. квалификационна като мед. сестра.
 2. Добро владеене на немски език най-малко ниво B1.
 Ако проявявате интерес, моля, изпратете ни вашата автобиография п

__________________________________________________________________ 

Praca w firmie odziezowej od jutra !

Dla naszego klienta w okolicach Leiden pilnie poszukujemy kandydatów do pracy jako orderpicker. Jezeli interesujesz sie moda, przeslij nam swoje CV.

Wymagania:
- motywacja do pracy

- znajomosc jezyka angielskiego

- mile widziane doswiadczenie w branzy odziezowej

Zainteresowane osoby spelniajace wymagania prosimy o przesylanie CV na adres email :


Zainteresowanie modą, do zbierania zamówień ma się tak, jak czerwony kolor do produkcji dżemu truskawkowego :D

__________________________________________________________________

Firma .................... szuka doswiadczonego zbieracza brukselki do pracy w okolicach Barendercht z wlasnym transportem. Kontakt tylko w jezyku angielskim lub holenderskim.
__________________________________________________________________


Poszukiwany dla naszej relacji tapicer meblowy. Wymagane prawo jazdy, jezyk ang lub niemiecki oraz doswiadczenie w ukladaniu wykladziny podlogowej (linoleum).


Człowiek ciągle się czegoś uczy... Nie wiedziałam, że się tapiceruje podłogę :)


sobota, 3 stycznia 2015

Little black dress... yes, yes, yes.

Z Nowym Rokiem stałam się szczęśliwą posiadaczką książki  Droomjurken. Little Black Dress autorstwa Dolin Bliss O'Shea. O pierwszej cześci z tej serii  Droomjurken pisałam już wcześniej. Druga część jest jak dla mnie jeszcze bardziej smakowita. Owszem, projekty są dosyć proste. Jednak w przypadku małych czarnych jest to tylko i wyłącznie plus. Swoją drogą często szukałam prostych, sprawdzonych, klasycznych modeli i niestety znalezienie takowych obecnie  bywa to trudne. Coraz częściej najbardziej popularne źródło wykrojów czyli Burda raczy nas futurystycznymi dziwolągami, które może i realizują wizje projektantów, ale jak dla mnie nie nadają się do założenia na grzbiet i pokazania światu.
Baza wykrojów z prostymi modelami, które dzięki zmianie materiału, koloru, wykończenia czy dodatków dostają nowe życie wydaje mi się świetnym pomysłem.
Ta książka obfituje w takie właśnie wykroje. Proste, klasyczne, bez udziwnień, bez przekombinowania.
Wszystkie zamieszczone zdjęcia są skanami z książki.

Szata graficzna i oprawa książki utrzymana jest w takiej samej stylistyce jak pierwsza część. Karty z wykrojami umieszczone są w dołączonej kartonowej kopercie.
Jednak w Little Black Dress wstępna część dotycząca technik szycia jest bardziej rozbudowana.

Książka zawiera 20 wykrojów podstawowych sukienek, które odpowiednio modyfikowane z małych czarnych mogą przeobrażać się w kreacje o różnych stylach na różne okazje. Wśród nazwisk, które sugnują te modele znajdziemy: Coco Chanel, Joan Crawford, Avę Gardner, Grace Kelly, Mary Quant, Lizę Minelli, Anjelicę Huston, Księżną Dianę, Kate Moss i Audrey Hepburn.

Choćby dla sukienki Audrey z filmu Sabrina  warto nabyć tą książkę.
I właśnie od tej sukienki, która kusi już z okładki zaczynam.
Oryginalna sukienka z filmu jest dłuższa niż prezentowany w książce model, ale któż by się przejmował takim detalem?


Schemat "Sabriny".

Drugi wariant tej samej sukienki. Zamiast zamaszystego dołu, prosta ołówkowa spódnica. Jak dla mnie równie urocza.



Co prawda "Sabrina" nie jest moją wymarzoną sukienką Audrey. Tak wiem, nie jestem  oryginalna marząc o sukienkce ze Śniadania u Tiffaniego. Choć muszę też przyznać, że "Sabrina" jest  praktyczniejsza i założenie jej nie wymaga super okazji i czerwonych dywanów.


A teraz pozostałe przykłady  i moje kompilacyjne kombinacje z gimpem. Pierwszy raz się tak bawię, więc przymknijcie oko na niedociągnięcia.


Model bardzo podobny do prezentowanej w pierwszej książce sukienki Marilyn Monroe.



I pomyśleć, że długo szukałam prostej sukienki z wodą i lekko kimonowym rękawem. Prosta, łatwa do uszycia, a jednocześnie dająca tyle możliwości.


Piękna, kobieca sukienka.
W tym przypadku rzekłabym, że przeróbka jest lepsza od oryginału. Sukienka Kate Moss jak dla mnie przez nadmiar koronki jest wręcz wulgarna. Model przedstawiony w książce, z podszewką zdecydowanie bardziej mi się podoba.


Klasyczna mała czarna. Boska w swojej prostocie.
Oba warianty bardzo mi się podobają. Uwielbiam kopertowe fatałaszki.
Moim zdaniem najmniej ciekawa sukienka. Trochę pensjonarka, trochę Lolitka. W każdym razie nie mój klimat. Drugi model tej sukienki już bardziej do mnie przemawia, choć i tak uważam, że to najsłabszy model.

Dla osób szukających wysublimowanych i skomplikowanych projektów ta książka może być zbyt prosta. Dla tych, którzy cenią klasyczną prostotę, ponadczasową elegancję i  nostalgię retro stylu może być źródłem inspiracji.

Mój egzemplarz jest po holendersku, ale oryginalne wydanie jest po angielsku.
Książka do nabycia na amazon.com, ebay.com lub bol.com. Niestety nie wiem jak jest z jej dostępnością w Polandii.





Rob, hartelijk bedankt voor dit boek! En voor Pluk ook ;)