Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

czwartek, 31 października 2013

Słowa kluczowe - part 7

  • oj szalala szalala 2013 - wcześniej szalała bez rocznikowo, teraz anno domini 2013 ;)
  • wykroj sowa 
  • dziwczyno lata przemina 
  • wiola obciaga 

Nie popisali się szukający w tym miesiącu. Jako akcent humorystyczny historyjka z życia wzięta.

Rozmawiają dwie idiotki na przerwie w pracy licytując się jedna przez drugą: a mój mąż zrobił..., a mój chłopak powiedział..., a mój mąż kupił mi..., a ja z moim facetem... I nagle swą uwagę skupiają na  siedzącej obok koleżance:
- A ty masz tu męża?
- Nie
- Narzeczonego??
- Nie
- Chłopaka???
- Nie
- O Boże... to jak ty sobie radzisz?

Pozostawię bez komentarza.



czwartek, 24 października 2013

Bez tytułu i bez komentarza




A tak w ogóle Bryka, wyznanie po latach - to zwinąłeś mi temat magisterki. Też chciałam pisać o Cybulskim ;)

wtorek, 22 października 2013

You can leave your hat on...

Znowu kapelusz. Na przekór miejscu pracy, okolicznościom niesprzyjającym do eleganckiego się odziewania tudzież dżdżystej pogodzie sprawiłam sobie kapelusz. Źródło - znowu McCall's jednak tym razem model C.


Alcantara została usztywniona flizeliną.  Tyle, że ta flizelina z gatunku mientkich, więc rondo malowniczo klapnęło mi twarz.  Dodatkowej flizeliny z gatunku twardzieli starczyło tylko na pół ronda. Trudno, uha ha... Też musi być. Przynajmniej front da się modelować i widoczność się poprawiła.
Muszę poszukać Buddy z mniej kanciastą głową :D
Podszewka kapelusza miała być bluzeczką vel sukienką. Materiał jest tak cienki, że nijak się na takie cele nie nadaje. Trochę szkoda.
Kapelusz szyło się, podobnie jak w pierwszym przypadku bezproblemowo. Prasuje się problemowo. Na szczęście po nałożeniu na czerep niedomagań nie widać :)

Do kapelusza dorabia się jeszcze żakiet - # 106A - Burda 8/2013.
Zdjęcie ze strony www.burda.pl

W sumie to teraz żałuję, że nie poczekałam na model 101 z Burdy 11/2013. Mówi się trudno, szyje się dalej.  Podszewka będzie taka sama jak w kapeluszu. Żakiet czeka na poduszki, które jakoś nie po drodze mi nabyć. Dobra, przyznam się, mam stracha przed jego kończeniem, bo to pierwszy żakiet jaki szyję, więc zakup poduszek traktuję jako pretekst do odwleczenia sfinalizowania dzieła, a raczej przewidywanej porażki wedle zasady Smerfa Marudy - i tak się nie uda... ;)

czwartek, 10 października 2013

From Holland with love - narodowa transwestytka

Co rusz ktoś mnie pyta, czy nie myślę o powrocie do Polski. To odpowiadam raz a dobitnie - nie myślę.  To tego raju mlekiem, miodem i łapówkami płynącego mogę wrócić jedynie w plastikowym worku.  Zatem dziś o tej mojej polskości na emigracji. 

Chyba wiem jak się czują transwestyci. Nie, nie chodzi mi o płeć. Chodzi o to poczucie wyobcowania i niemożność zmiany. Ja się czuję takim narodowościowym transwestytą. Jestem Polką. Ale to nie mój wybór. Tak wyszło. Nie czuję się Polką. Nie chcę się nią czuć. Owszem, dużo z tym krajem mnie łączy. Rodzina, znajomi, jakieś obowiązki. Ale nie tęsknię za Polską. Nie kocham mojego kraju. Powoli staje się dla mnie synonimem głupoty, brudu, zacofania, alkoholizmu, złodziejstwa i tego specyficznego  poczucia misji dziejowej (my naród wybrany to nam się wszystko należy, bo my nazywamy się Milijon). 
Teraz larum się podniesie, że jak to, że patriotyzm, że dziedzictwo narodowe, że krew z krwi, że tradycja... nowa świecka... Cóż... patriotyzm... slogan dla mas przydatny w zrywach narodowych.
Kiedyś, kiedy byłam piękna i młoda pewien punkowy zespół śpiewał:

"To jest mój kraj, bo tu się urodziłem i tutaj pewnie umrę,
ale dlaczego mam się cieszyć z tego, że to jest mój kraj?"

Już wtedy czułam, że z tym krajem, z tą mentalnością ludzi jest coś nie tak. Wtedy zwalało się na komunizm, że wypaczył, że zniszczył, że strzaskał całe pokolenia. Teraz komunizmu nie ma, a ta piosenka ciągle brzmi aktualnie i znajomo. I ja nieustannie się pod nią podpisuję. Dlaczego? Dlaczego mam się cieszyć?  Z powodu kiszonych ogórków i chleba ze smalcem? Z powodu pięknych okoliczności przyrody? 
Taką dziwną prawidłowość ostatnio zauważam - im niższy poziom edukacji, świadomości czy potrzeb tym większy stopień "patriotyzmu". Rozglądam się i widzę tych patriotów w Holandii. I czymże jest dla nich patriotyzm?  To miłość do Żywca i kibicowanie polskim piłkarzom.  To narzekanie na "wiatraki" i czułe wspominanie dobrobytu komuny. To promowanie polskiego przemysłu tytoniowego i tęsknota za polską telewizją. To wyciąganie łapy po holenderskie zasiłki i jeżdżenie świadome, rozmyślne i z premedytacją samochodami na polskich blachach – bo to taniej... Inny odłam patriotów to ci co w Polsce ostatni raz byli kilkanaście lat temu, ale oczywiście kochają ten kraj miłością  ckliwą a bezpieczną. I myśl o powrocie do tego raju  nawet im w tych biało-czerwonych łbach nie zaświta. 

Wiem, mamy piękniejsze, a przede wszystkim bardziej urozmaicone krajobrazy. Góry i morze, jeziora i dzikie lasy... Tu tego nie ma. Bo lasy nawet jak są to takie równe, przemyślane  i  szczelnie ogrodzone. Drzewa przy drodze sadzone w równych odstępach co 3 metry. Morze jest, ale już plaże łyse bez dzikich, zarośniętych wydm. Za to wszelakiej innej wody pod dostatkiem. Wszędobylskie kanały i rzeczki...
Mogę zrezygnować z polskich krajobrazów. Mogę zrezygnować z nostalgicznych pejzaży.  Tu za serce chwyta mnie każde małe miasteczko - czyste, schludne, urokliwe. Domki z ogromnymi oknami, zadbane ogródki licytujące się oryginalności i urodą, roślinki – z rozpasaną acz kontrolowaną różnorodnością... No i wiatraki... Wiatraki... Są magiczne. Chyba nigdy mi nie spowszednieją.

Kiedyś usłyszałam, że w poprzednim życiu mieszkałam w Holandii. Ja w to wierzę. Zaraz pewnie zostanę za to odsądzona od czci i wiary, ale tu, na obczyźnie czuję się bardziej u siebie i w domu, niż tam w bliskim-obcym kraju ojczystym.
Mieszkałam w hotelu, który kiedyś był piękny. Widziałam to na starych fotografiach, których polaczki nie rozkradli, bo nie miały wartości. Z wartościowych rzeczy ostał się  jeno stary stojący zegar wahadłowy. Nie wiem jakim cudem! To czego nie mogli ukraść - zniszczyli. Złodzieje, wandale, brudasy, pijaczki upijające się najtańszym piwem. Panie też niewiele lepsze. Niedowartościowane panny,  które po kliku komplementach puszczają się z turasami za kilka centów więcej do pensji, albo wątpliwe awanse. Względnie jeszcze lepiej przehandlowują swoją boską polskość za kilka tysięcy euro fikcyjnego ślubu z ciapatami spoza Unii, robiąc za trampolinę do cywilizacji. Naturalnie, trafiają się wyjątki. Normalność jednak jest w mniejszości.
Gdyby nie fakt, że bycie bezpaństwowcem praktycznie uniemożliwia funkcjonowanie w normalnym społeczeństwie pewnie spektakularnie oddałabym polski paszport pozbywając się tego wstydliwego "dziedzictwa".
Ja... Polka cyniczna...
"Polak zwany przez krajowych fafufów
i niedorajdów Polakiem cynicznym
Pracowity, co już mu mają za złe. Nie upija się i nie kluczy. Mają za złe. To, co robi, robi dobrze i na termin. Mają za złe. Jest punktualny, a wszyscy spóźniają się albo przychodzą o dwa dni za wcześnie. Więc mają za złe. Bierze byka za rogi. Też mają za złe. Jeśli jest np. poetą, to nie opisuje własnego pępka, tylko wyrywa próchniejące zęby społeczeństwu. Znów mają za złe. A jeżeli tenże "cyniczny" Polak jest np. kupcem, to wszystkie umowy uważa za wiążące i myli się grubo, ponieważ produkujemy mnóstwo ludzi, którzy z lekkością szewców cudotwórców robią z gęby cholewę. A my chcemy robić z gęby instrument do wiążącego porozumienia się z ludźmi. Więc mają nam za złe, mają nam za złe, mają nam za złe. Przepraszam bardzo za kleksy, plamy od szmalcu z cebulką i nagły koniec. Świat mnie woła. Bogaty świat. Ciekawszy od "Listów z fiołkiem"."
K.I. Gałczyński

wtorek, 1 października 2013

Ogłoszenia drobne - idioci idiotom part 3

1. .................... poszukuje  doświadczonych kosmetyków betonu  do pracy w zakładzie prefabrykacji na terenie Niemiec.

Praca długoterminowa, miejsce pracy – ......

W ...... oferujemy zatrudnienie na pełnych niemieckich warunkach. Wszyscy pracownicy otrzymują umowę o pracę ze stałą godzinową stawką podstawową brutto od której zostaną zapłacone wszelkie składki w Niemczech.Gwarantuje to dostęp do wysokiego standardu świadczeń socjalnych oraz opieki medycznej.

Atrakcyjne zarobki, stawki godzinowe + dieta, duża ilość godzin.
Wymagania:

- doświadczenie w pracy jako kosmetyk betonu
- atutem będzie znajomość języka niemieckiego
- mile widziane doświadczenie w pracy na prefabrykacji
- mile widziany własny samochód

Strasznie mnie ciekawi jak zrobić make-up betonowi. Pewnie dlatego niemieckie autostrady są takie dobre. Ba, wystylizowane nawet ;)  

2.
PRACA DLA ASYSTENTA KIEROWNIKA SZKLARNI Z POMIDORAMI
Do szklarni z pomidorami szukamy ambitnego kandydata, ktory w krotkim czasie ma szanse zostac asystentem kierownika szklarni.

Obowiazki:
Jako asystent kierownika szklarni bedziesz dbal (forma osobowa sugeruje, że ogłoszenie jest kierowane tylko do mężczyzn, co jest niedozwolone i dyskryminujące, ale oczywiście matoł piszący to ogłoszenie nie ma o tym pojęcia)  prawidlowy przebieg procesu produkcyjnego oraz bedziesz kontrolowal produktywnosc pracownikow. Do Twoich obowiazkow beda rowniez nalezec kierowanie i motywowanie personelu. Jesli zajdzie taka potrzeba bedziesz gotowy osobiscie pomoc kolegom a w przypadku zauwazenia podejrzanych zmian (np. szefie, szefie - widziałem inwazję obcych)
lub obecnosci szkodnikow zglosisz to swojemu przelozonemu. (a nie szefie, to nie marsjanie, to tylko mszyce).

Jesli szukasz pracy w sektorze ogrodniczym i zalezy Ci na pracy z mozliwoscia osobistego rozwoju to szukamy wlasnie Ciebie.

Wymagania:

minimalnie 2 lata doswiadczenia w pracy w szklarni z czego przynajmniej 1 rok w szklarni z pomidorami
(zapomnieli dopisać z czerwonymi :D

dobra znajomosc jezyka niderlandzkiego lub angielskiego;

umiejetnosc kierowania grupa pracownikow;

odpornosc na sters;

komunikatywnosc;

umiejetnosc organizowania pracy;

Prosimy o kontakt:


3. Bezcenne ogłoszenie. Chyba wydrukuję i powieszę nad łóżkiem na dobry początek dnia :D 

Na producji lodow pracujesz na 3 zmianach razem z innymi zangaworzonymi osobami. Razem z kolegami jestes opdpwiedzialny za czyste I hygieniczne rozlewania I pakowania prodoktow jakosci jako lody I desserty.


Na zmiane pakojesz lody recznie lub maszyna. Obok tego pracujesz w pozadku kolo twojej maszyny, zawsze zachowojesz porzadek.

 Wymagamy:

Osoby z motywacja i odpowiedzialnoscia

Znajomosc jezyka angielskigo

Elastycznosc na czsy pracy

Z wlasnym transportem!!!

Oferujemy:

Dobra atmosfere pracy w dobrze rosnacej firmie

Mozliwosci rosniecia na funkcji

Dobre warunki pracy

Zamieszkanie


Jestes zaiteresowany to wyslij maila z CV do: info@......nl


Kasia ............. 

Droga Kasiu, musisz być ekspertką od robienia lodów pisząc takie ogłoszenie :D  Ogranicz się zatem do tej czynności, bowiem do pisania ogłoszeń i rekrutacji nadajesz się tak jak świnia do baletu. 

__________________________________________________
A z mojego podwórka. Dzwoni pani z agencji pracy X i pierwsze jej pytanie  to, czemu wysłałam jej TAKIE cv. Powszechnie wiadomo, że ludzie wysyłają cv w różnych celach. Coby się umówić na randkę, kupić nowy samochód, dostać kredyt w banku, zaszczepić psa, podzelować buty u szewca i umówić wizytę hydraulika, bo sracz się zapchał.
Dlatego nie mówię do niej - bo szukam pracy idiotko. Przełykam  epitet niczym pani Kasia z ostatniego ogłoszenia porcję lodów. Przełykam też fakt, że mając TAKIE cv aplikuję do pracy ambitnej inaczej. Nieopatrznie umawiam się na rozmowę kwalifikacyjną. Kufffa mać... Jadę. Powtarzam sobie mantrę, że lepsza taka praca niż żadna i jest to proces przejściowy na szybkie podreperowanie budżetu.
Staram się jak mogę, żeby tej roboty nie dostać i powiedzieć bez wyrzutów sumienia: NIE CHCIELI MNIE hurrrra. Ubieram się w sukienkę i szpilki (ruch na hali zamiera, bo takiego ekstremum nigdy tu nie widzieli i pewnie jawię im się niczym obcy atakujący niebieską planetę). Zachowuję się jak paniusia. Informuję, że praca na zmiany mi nie będzie pasowała, bo będę mieć szkołę.  Przypominam, żeby się nie łudzili, że zostanę tu na dłużej, bo jak znajdę coś ambitniejszego to spieprzam z turbo doładowaniem.  Noo żesz kuffffa mać... Na wszystko mają argument. Widać w desperacji biorą NAWET magistrów do pakowania kawy, talerzy i innych świeczek.
I tym oto cudownym sposobem od środy mogę zacząć nową pracę. Kuffffffffffa mać.... Wychodząc obserwuję pełną automatyzację firmy - oblicza pracowników myślą nie skalane. Skalane papierochami i wódą.  Roboidalne konstrukcje człowiekopodobne. Kufffffffffffa mać...
Ale myślę sobie o tych kokosach, które zarobię. Jak dobrze pójdzie może wystarczą do zapchania kibla. Bo co do opłacania rachunków to już takie pewne nie jest. Szybkie podreperowanie budżetu może wystąpić w wersji długofalowej. Kufffffffffa mać.

To pisałam ja - jeszcze żywy pół automat.