Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpaca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpaca. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 grudnia 2016

Zielony jak nadzieja

Skąd się wzięło przekonanie, że zielony jest kolorem nadziei? Bo wiosną wszystko budzi się zielenią do życia? Bo zielona koniczyna? Podobno to kolor szczęścia. Dlatego stoły bilardowe i maszyny w kasynach są zielone. Podobno również nadzieja umiera ostatnia. Moja zdycha. Związek, który mnie zdewastował, codzienne nawarstwiające się problemy i nieustanne wizyty u lekarzy budzące coraz większy niepokój. Nadzieja zabijana na raty.

W niedzielę w nocy myślałam, że dostałam zawału. Potworne kołatanie serca, ból w klatce piersiowej, trudności w oddychaniu. Pogotowie, które przyjechało stwierdziło arytmię serca na tle nerwowym. Paradoks - złamane serca a wali jak opętane. Dostałam zastrzyk. Kołatanie ustało, rana została. Choć z drugiej strony, kiedy myśli się, że się umiera wszystkie sprawy wyglądają inaczej.
Ale dosyć tych smutków. Miało być o zielonym swetrze. Powstał już jakiś czas temu, ale okoliczności nie sprzyjały pisaniu i robieniu fotek.

Zajawka swetra lekko vintagowego już była. Oczywiście, moja wersja nie jest identyczna jak sweter ze zdjęcia. Samodzielność kombinowania i satysfakcja z rozkminiania wzoru ze zdjecia (choć powiedzmy sobie szczerze, że nie był on jakiś wybitne skomplikowany) rekompensuje rozbieżności z oryginałem. Wiązadło mogłoby być lepsze. Ale jak to mówią... nobody's perfect.

Włóczka - alpaca brushed silk, kolor 11. Robiony na drutach nr 6, mankiety i wiązanie nr 5. Sweter robiony od góry. Zużycie -3 i pół motka.

Zdjęcia byle jakie. Do wiosny (tej zielonej) pewnie lepszych nie będzie. "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?" Depresja?







Sweter wyjęty z szafy, więc z lekka wymięty :)


I na koniec Sia (ostatnio moja ulubiona) kompatybilna nastrojem i tekstem:


niedziela, 19 czerwca 2016

Skończony prostak o wadze piórkowej.

Wbrew podejrzeniom nie będzie to post o ex Szefuniu Knurzej Twarzy nie mylić z Centurionem Szczurzą Śmiercią.
Miał być zwykły, prosty do bólu i szybki w robieniu sweter. Zrobił się dosyć szybko, bo w 5 dni. Z tego 2 dni dla kadłubka bynajmniej nie Wincentego, a reszta na rękawy i zdublowane plisy.  Turbo doładowaniu pomogła wysoka mizialność włóczki oraz niemiłościwie nam panująca brzydka pogoda w Holandii. Sweter zadebiutował w Belgii, ale w zdjęciowym wyścigu przegrał z okolicznościami przyrody.

Miłość do tej wełenki jeszcze mi nie przeszła. Rzekłabym, że wzrasta z każdym dzierganym oczkiem. Co nie znaczy, że jestem całkiem zadowolona. Z siebie nie jestem zadowolona.
Sweter z założenia miał być prosty jak cep. W tej historii za cepa mogę robić jedynie ja.
Mankiety bez ściągaczy miały się wywijać. Nie wywijają. Dzierganie od góry lubię i nie lubię. Owszem nie ma szycia,  raglanowe rękawy wyglądają efektownie, plusem jest też kontrolowanie ilości wełny, ale ciągle jeszcze nie widzę przy tym dzierganiu efektu finalnego i stąd rozjazdy wizji z rzeczywistością oraz błędy. A ja nie lubię robić błędów.
Rękawy robione magic loopem doprowadziły mnie do szału. W pierwszym mimo, że dociągałam włóczkę (a przynajmniej takie miałam wrażenie) zrobiły się po magloopiczne dziury, czy raczej rozciągnięte oczka. Drugi rękaw zatem w obsesji prześwitów dziergałam tak ściśle, że miałam  problem z przesuwaniem oczek na drucie. A dziury i tak się pojawiły. O tym, że tak różne dzierganie wpłynęło na różny wygląd rękawów pisać nie muszę. Na szczęście hasło "przyjdzie woda i wyrówna" pomogło (trzymajmy się tej wersji).
Wniosek - każda włóczka jest inna i zrobienie próbki nie daje pełni jej obrazu a atrakcje i tak pojawią się w trakcie pracy. Za każdym razem inne. Coby się nie nudzić i mieć o czym pisać.

Prawa strona swetra. 

Prawa strona i wywinięte zdublowane mankiety.

Lewa strona prostaka.

Włóczka - alpaca silk brushed kolor paars znaczy się śliwka. Na sweter zużyłam 4 kłębki. Robiąc sweter do linii bioder i z normalnymi rękawami a nie w wersji dla ciepłoluba z sierocińca sprężyłabym się może w 3. Druty nr 5.  Końcówki swetra co to nie chciały się wywijać przerobiłam na ściągacze/plisy w opcji dubble knitting. Jak się uprę to sweter na obydwie strony mogę nosić. Choć jak się znam, to upierać się nie będę. Przy tej włóczce, magicznych loopach oraz dubble knitting pożałowałam, że nie kupiłam knitpro z drewnianymi drutami. Pewnie zmiejszyłoby to ślizgawkę na drutach.

Historia z życia dziergającej (nie odważę się nazwać dziewiarką):
Dzwoni telefon, a że czekałam na ważną rozmowę, to zrywam się z sofy i lecę do biurka.
Z włóczką lecę, ze swetrem lecę, z drutami lecę. O raaany, na druty lecę...
I tu w głowie wyświetla mi się komunikat: o jak dobrze, że drewnianych nie kupiłam.

Uprzedzając pytania - drutom nic się nie stało, swetrowi nic się nie stało, telefon odebrałam (też mu się nic nie stało), strat w ludziach prócz złamanego do trzewi paznokcia nie odnotowano.  Można dziergać następnego pierzastego. A propos na drutach i na Loli obecnie:

Bzowa babuleńka

Zielony piórkowy.
Jeśli chodzi o bzową babuleńkę to chodzi mi po głowie wstawienie zamka zamiast planowanej plisy, która może zaburzyć wzór na froncie. Najlepiej krytygo.  Tylko nie wiem czy istnieje coś takiego jak kryty zamek rozdzielczy. Nie miała baba kłopotu, zmieniła koncepcję.