Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

piątek, 26 października 2018

Torba borba albo wory na 5 kilo kartofli

Z lekka zarażona przez koleżankę wizją ekologiczego życia tudzież modnego obecnie nastawienia "zero waste" wydziergałam dwie siaty na zakupy. Takie bardziej na zakupy w lokalnym sklepie czy na targ niż na wyprawę do Lidla robioną "w mieście" raz na tydzień. Od tego są wielkie torby z supermarketów. Co prawda mało ekologiczne i jeszcze mniej urodziwe, ale za to wielorazowe i wyjątkowo pojemne.

Obie moje siatki zrobione są z akrylu. Tak wiem, mało ekologiczny twór, ale po pierwsze wyrabiam akrylowe zapasy, a po drugie do prototypów i eksperymentów idealne. Przy opcji - tak namotałam, że nawet spruć się nie da, wyrzucić nie szkoda. No tak, z zero waste to znowu niewiele ma wspólnego. Wychodzi na to, że długa droga u mnie będzie do tych ekologicznych transformacji.


Pierwsza, szara torba, zrobiona jest na szydełku. To efekt zmiksowania kilku tutoriali na youtube. Ujmę to tak - z szydełkiem to ja się raczej nie polubię. Nie lubię robienia, struktury a przede wszystkim ciągle kojarzy mi się z kwadracikowymi szkaradkami w stylu bieda design rodem z Domku na prerii. A już na pewno w moim wydaniu.


Uchowały się jeno zdjęcia z produkcji. Zrobiona siatka trafiła do rąk koleżanki. Oby się dobrze nosiła.


Druga siata to już totalna twórczość własna. Robiona na drutach. Oczka na dolną część nabierane metodą na dwa druty (tak jak do robienia skarpetek od palców). Metodę uwielbiam, ale nie pytajcie mnie jak się ona fachowo nazywa. Pierwsza część robiona na drutach numer 6, dalsza siateczkowa na numerze 8. Zalecane przez producenta druty do tego akrylu to 4-5.
Wzór ażuru znalazłam oczywiście na pinterest i jak ta durna trzymałam się opisu ze zdjęcia dziwiąc się, że czasem wychodzi, a czasem nie. Miałam własną wizję modyfikacji, no ale co ja się będę na ingerencje we wzór porywać! Dopiero prawie w połowie torby znalazłam filmik IK potwierdzający, że moja wizja była słuszna i zalecana, a porywać się należało. Nikt tak prosto, logicznie i obrazowo nie tłumaczy jak Agnieszka, która jak dla mnie była, jest i będzie Królową rękodzielniczych tutoriali!

Wyglądam na małą i niepozorną torbę... Widać różnicę gdzie się trzymałam opisu, a gdzie poszłam po rozum do głowy, a dokładniej to do wskazówek IK. Na szczęście w stanie rozciągnięcia tego błędu aż tak nie widać. 

ale proszę jak się rozciągam...


I to by było na tyle z torborobienia.

sobota, 20 października 2018

Bzowa babuleńka

Bzowa, bo taki kolor. Bzowa, bo zaczynałam robić jak bzy kwitły... A przy okazji pamiętacie Bzową Babuleńkę Andersena? Oczywiście z rysunkami ukochanego Szancera. Są tu fani jego twórczości?


Teraz jak tak patrzę na ten rysunek to myślę sobie, że ten bez u Mistrza Szancera jakoś mi bardziej przypomina  Barszcz Sosnowskiego... Ale cóż... Jakie życie taki bez, nie dziwi nic...

Bzowa babuleńka miała swoje trzy podejścia. Pierwotnie sweter  miał mieć żakardowe kocie wstawki. Niestety włóczka ta nie nadaje się do żakardów, co wyszło niestety w trakcie i pół frontu uległo spruciu. Widać tak miało być, że zauważę filozoficznie. Dziwne, że na próbce koty zachowywały się normalnie i dopiero przy większych gabarytach zaczęły hasać. Porażka nie została uwieczniona.


Podejście drugie to wzór swetra samostworzony, zainspirowany instrukcją ściągacza owijanego Intensywnie Kreatywnej. Sweter robiony na okrągło od dołu.  Na przodzie miała być plisa z guzikami, ale doszłam do wniosku, że zaburzy to wzór, który śmiem twierdzić całkiem przyzwoicie się zgrał. Rękawy pseudoraglanowe robione z innej włóczki. Koncept wymuszony ilością wełny.
I ta koncepcja pewnie by się utrzymała, gdyby nie fakt, że zaparłam się jak dzika świnia, że ja chcę ten sweter mieć rozpinany na zamek błyskawiczny. Rozdzielczy oczywiście i jeszcze niewidoczny, a nie jakiś zionący plastikowymi lub metalowymi ząbkami. Po kilku wizytach w pasmanteriach i konwersacjach z paniami przekonującymi mnie, że szukam świętego Graala wykończeniówki czyli czegoś co nie istnieje, dałam sobie spokój.
Robótka odleżała swoje w kartonie... Nastała kolejna wiosna i bzy u sąsiada rzygnęły zapachami przypominając mi o bzowej babuleńce. Wyciągnęłam, popatrzyłam i... sprułam.
I tak oto powstała wersja trzecia, choć nikt nie powiedział, że ostateczna.

Włóczka to jakaś wiskoza. Chyba. Robiło się lekko i szybko (skończyłam w kilka dni, robiąc oczywiście z przerwami). Najwięcej zabawy było przy robieniu rękawów innym kolorem, bo kłębków miałam sztuk pięć. Dwa na przody, dwa na rękawy i jeden na tył. Powiedzmy sobie wprost - totalne zamotanie.
Nic specjalnego, ale cieszę się, że bluzka wreszcie skończona.



Wiskoza, jak widać na załączonym obrazku się mnie. Mnie, gniecie i wygląda jak psu z gardła wyciągana. Trudno. Nie jest to włóczka idealna, ale w upalne dni całkiem dobrze się sprawdza. 

W tle wstrzeliły się moje drzewka bonsai. Może kiedyś będzie oddzielny post o nich.



Uprzedzam, że to nie koniec mojej fioletowej gorączki.

niedziela, 14 października 2018

It's a girl

Ostatnio bociany w mojej okolicy dosyć mocno się napracowały. Tak to jest jak się mieszka w  epicentrów bocianiego lądowiska... Zatem dla wytworów ich działalności powstało kilka udziergów.  Kolejne produkcje w toku.

Biała sukienka z fioletowymi akcentami. Włóczka - wiskoza.  Na wieszaku prezentuje się w wersji "mały Pudzian" :)





Do kompletu, dwie czapeczki. Bonetka i kocia czapa, której uszy bardziej przypominają  misia Uszatka. No cóż... Następna będzie lepsza. Oby.


W roli modela wystąpił Melon Galia. 


Zielona sukienka z włóczki Flora Drops. Sukienka z tyłu zapinana na zatrzaski. Pierwsze dwa zdjęcia lepiej oddają kolor.





I czapka bonetka do kompletu. Z braku melona za model robi czerep Buddy. Muszę przyznać, że z melonem zdecydowanie przegrywa.





Tym razem było więcej zdjęć niż gadania.