Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

sobota, 22 listopada 2014

Słowa kluczowe 2014_6

Cienizna. Ciągle nudniej. I ciągle mniej.


  • wykroje dla zwierząt w gazetach - że niby co? Sukienka dla Franka? 
  • magic-meska blog spot
  • kombinuj dziewczyno nim twe lata prz - no kombinuję, a lata i tak prz...
  • rysunek zurnalowy kapelusz
  • jak uszyc skorzany gorset - gorset skórzany?? Pisałam przecież, że nie lubię Greya! Tylko czekać, aż w następnych słowach kluczowych będzie tutorial na pejcz :D





wtorek, 18 listopada 2014

Idioci idiotom - ogłoszenia drobne 2014 part 3

zatrudniem do lekkiej pracy montarzowej.

wymagania :prawojazdy, i wlasne auto.

wlasne mieszkanie

jezyk holenderski ,angielski lub niemiecki.

praca znajduje sie w nieuwkuik od 1-09-2014 i jest na nie okresilony czas.

nummer tel :...........................
.........................email na fakatury patryk@......................


Litościwie usuwam nazwiska i kontakty. Piszący wali błędy po polsku, a nawet w nazwie miejscowości. Litości!
-------------------------------------------------------------------------------------

For one of our clients were looking for people who want to work in the ogorki.

Area : Bleiswijk/Berkel/Pijnacker

You need to have:

- good motivation;

- own house;

- own transport;

- speaking English.
 --------------------------------------------------------------------------------------


Agencja pracy ................. poszukuje dla swojego klienta kandydatow na stanowisko orderpicker. Praca w systemie dwu- lub trzyzmianowym. Nasz klient to silny gracz na rynku sklepow spozywczych. Wymagana dobra znajomosc jezyka angielskiego lub niderlandzkiego oraz chec podjecia pracy na dluzszy okres (minimum pol roku).
Jesli uwazasz, iz jestes idealnym kandydatem na to stanowisko, nie wahaj sie i wyslij nam swoje CV w jezyku angielskim lub niderlandzkim na adres: .................


Jednoczesnie informujemy, iz skontaktujemy sie jedynie z wybranymi kandydatami.

Nooooooooo... dla silnego gracza to rugbystów powinni szukać. 

 --------------------------------------------------------------------------------------
Linguistic Specialist
Bachelor level in Translation, Linguistics or similar
Ability to write in, and translate into, Slovak, Polish or Czech, on a native speaker level, with technical writing proficiency
Fluent in written and spoken English is a must
35 years' experience in translation
Thorough knowledge of standard PC applications: MS Word, Excel
Ability to learn and interest in learning new software 



Woow...35 lat doświadczenia... znaczy się, że emerytów szukają?

-------------------------------------------------------------------------------------------

Stanowisko:

KROWY MLECZNE CZEKAJĄ

Miejsce pracy: Holandia, wielkopolskie, Poznań
Opis stanowiska:
Na czym polega praca:
  • dojenie, wykonywanie szczepień, kontrola stanu zdrowia
  • karmienie
  • prace porządkowe.
 ---------------------------------------------------------------------------------------

PIECZARKI CZEKAJĄ NA ZBIÓR





Oferta pracy w Holandii

Pieczarki zawierają od 80 do 90% wody i są bogate w białko, dobrze przyswajalne węglowodany i tłuszcze, witaminy, aminokwasy oraz minerały.

Najnowsze badania wskazują, że obecność pieczarek w diecie wzmacnia odporność, wspomaga układ krążenia i pomaga w odchudzaniu.

Jedną z naszych ulubionych form spożywania pieczarek jest zupa krem, na którą przepis umieszczamy na końcu ogłoszenia.

Proces uprawy pieczarek jest wieloetapowy i kończy się ich zbiorem oraz pakowaniem.

Szukamy obecnie kandydatów chętnych podjęcia się ich zbioru.

Na czym polega praca:

selekcja pieczarek ze względu na wielkość oraz ich zbiór.

Czego wymagamy od kandydatów:

doświadczenie przy zbiorze pieczarek
mile widziana komunikatywna znajomość języka niemieckiego, angielskiego lub holenderskiego, pozwalająca na bezpośredni kontakt z pracodawcą
dyspozycyjność na okres 6 miesięcy
chęć do pracy w zespole międzynarodowym
samodyscyplina i motywacja
mile widziane prawo jazdy kategorii B.

Niestety, oczekiwany przeze mnie przepis na zupę (pewnie byłby najbardziej wartościową informacją w tym ogłoszeniu) nie został umieszczony. A to feler... westchnęła bogata w aminokwasy pieczarka.



czwartek, 13 listopada 2014

Projekt Ardeny

Łażenie po górach jest fajne. Obolałe mięśnie, siniaki i obtarte nogi już nie.
Dwa dni to niewiele, żeby dużo zwiedzić i zobaczyć, ale wystarczająco, aby poczuć to w mięśniach. Zwłaszcza, gdy ma się tak kiepską kondycję jak ja.

Pierwszy dzień upłynął na zwiedzaniu okolicy. Miasteczko Stavelot. Atrakcje - kościół z XII wieku i koszmarne łby Pinokia wiszące i stojące gdzie się da. Szkoda, że te makabryczne głowy promowane były bardziej niż średniowieczny kościół. A to Belgia właśnie.
Trochę mi się skojarzyło z Polską. Piękne, kamienne fasady domów od frontu i bajzel od zaplecza.

Po zwiedzeniu miasteczka ruszyliśmy w góry. Poniżej widoczki ze wsi Ennal, gdzie mieszkaliśmy.
Szczątki średniowiecznego kościoła.

Koszmarna atrakcja miasteczka Stavelot.









Drugi dzień obfitował w bardziej ekscytujące wydarzania. Jako pierwszą atrakcję postanowiliśmy zaliczyć zamek Reinhardstein. Szlak dookoła zamku okazał się nie tylko malowniczy, ale miejscami również ekstremalny. Wąskie ścieżki, błoto, mokre liście i śliskie kamienie gwarantowały dreszczyk emocji, ale groziły też przy nieostrożnym stąpnięciu  zaliczeniem turlaniny kilkaset metrów w dół.


Samego zamku nie zobaczyliśmy z prostej przyczyny, że belgijska organizacja łagodnie mówiąc pozostawia wiele do życzenia. Brak dokładnej informacji kiedy jest zwiedzanie, brak jakieś duszy co to siedzi na tyłku i udzieli informacji, ba nawet brak informacji czy jest otwarte czy nie.
Z wieży tegoż zamku dochodziło  średniowieczne zawodzenie (lubię chorały gregoriańskie, ale to wycie miało w sobie coś potwornie irytującego), więc mniemaliśmy, że zamek jest udostępniony do zwiedzania. Jednak czekanie w nieskończoność na jakiekolwiek potwierdzenie tego faktu  byłoby stratą czasu. Cóż... a to Belgia właśnie.

Po tych ekstremalnych przeżyciach odwiedziliśmy wodospady w Coo. Niagara to nie jest, ale nawet 13 metrów spadającej wody robi wrażenie.



Generalnie podsumowując wycieczkę, widoki piękne, miasteczka i wioski urokliwe, gdy się przez nie przejeżdża, bo przy bliższym kontakcie, od zaplecza ukazują bałagan, brud i śmietniska. Belgijska informacja i organizacja eufemistycznie mówiąc jest średnia. W zderzeniu Belgia - Holandia wygrywają zdecydowanie Niderlandy.




piątek, 7 listopada 2014

Jasny gift

Przygotowując prezenty samoróbki zawsze mam obawę, że obdarowany uzna to za pójście na łatwiznę, formę oszczędzania, próbę reklamy, albo co najgorsze za obdarowanie koszmarkiem do niczego nie potrzebnym.

Stanęłam ostatnio przed koniecznością, a raczej potrzebą obdarowania pewnej Pani  drobiazgiem na urodziny. Coś niezobowiązującego i w miarę możliwości oryginalnego. Czasu miałam niewiele, bo niecały tydzień. Jasny gwint... co na ten gift?

Wygrzebałam pomalowaną jakiś czas temu zdekupażowaną butelkę i dorobiłam do niej opakowanie. Podobną butlę już kiedyś robiłam, to jej siostra prawie bliźniaczka.
Butelka w plenerze.

Kontrola jakości przez Franka.
Opakowanie jest jednocześnie workiem na reklamówki. Takie ustrojstwo, do którego od góry upycha się plastikowe reklamówki i siatki, a dołem je wyciąga. Na górze ucho do powieszenia wora w dowolnym miejscu (klamka, grzejnik albo haczyk), na dole gumka.

W tej pozycji worek wygląda jaby był wybrzuszony, a nie jest.




A tu już gift kompleksowo. 
Taki trochę jesienny mi ten woras wyszedł.


Zdjęcia robione na łapu capu, tuż przed oddaniem prezentu, bo też i pomysł na opakowanie  wpadł mi do głowy w ostatniej chwili.






niedziela, 2 listopada 2014

Jestem ofiarą Pana Jarmarka

Pan Jarmark jest ciągle dla mnie fenomenem materiałowo-socjologiczno-marketingowo-finansowym.
Większość materiałów sprzedaje po 2,50E za metr. Słownie: dwa pięćdziesiąt euraczów za metr. Jak mu się to opłaca za cholerę nie wiem.
Jakość materiałów jest bezkonkurencyjna. Owszem, nie ma u niego super nowości czy materiałów luksusowych, ale można ustrzelić dobra dzianinę z nadrukiem Nowego Jorku, albo speedwaya.  Niektóre ciuchy z jego dzianin noszę już rok i nic im nie dolega - nie spierają się, nie mechacą, nie deformują. Cud, miód, ryba, kit.
Każda wizyta u Pana Jarmarka, przez pospólstwo zwanego Lucien, kończy się dostawą do domu pokaźnej a ciężkiej siaty materiałów. Tako też było tym razem. Mocno się ograniczając (już w drodze do samochodu żałowałam, że nie kupiłam więcej) zakupiłam 5 materiałów. Mimo rozterki, że nabyłam mniej niż bym chciała i tak, gdyby nie uszy uśmiech miałabym dookoła głowy.
Przy okazji, trudno się smęcić kiedy w pierwszych dniach listopada temeratura oscyluje około 18-20 stopni.

My treasures:

1. Białawe rozciągliwe coś, w dotyku przypominające drobniuteńki sztruks. Chodzi mi po głowie ta ota sukienka z tego materiału.
Zdjęcie ze strony Burda


2. Chanelka w niebieskościach. Będzie albo ołówkową spódnicą, albo na spódnicę z półkoła. Losy materiału się ważą.

3. Błękitna, "jeansowa" dzianina -  na kolejną sukienkę, albo jakąś swetro-narzutkę.

4. Niebieska, dzianinowa łączka - przeznaczenie nie znane, ale nie mogłam się oprzeć jej kupieniu, bo jak dla mnie jest słodka.

5. Dzianina speedway. Hit tejże wizyty. Dzianina z dealem. Pan Jarmark sprzedając mi ją popukał palcem w materiał z dumą informując, że ten oto młodzian z numerem, dajmy na to 74 to  jakaś jego rodzina, co więcej jest on najlepszym żużlowcem w Holandii.
Przyznaję się, że śliniąc się do materiałów nie bardzo koncentrowałam się na rodzinnych powiązaniach. Pan Jarmark na dowód swej prawdomówności nawet pokazał mi jakąś stronę w necie (jak to jest, że ludzie po dwóch zdaniach opowiadają mi historię życia?).
Stopień zakaskowania siostrzeńca, tudzież moje zaaferowanie dobrem sprzedawanym przez Pana Jarmarka nie bardzo pozwoliły mi na pełną identyfikację speed-podejrzanego. W ostatniej chwili zorientowałam się, że pewnie powinnam jakoś wyrazić zainteresowanie ową zbieżnością, więc rzekłam, że w takim razie ja uszyję bluzę, a Pan Jarmark zorganizuje mi na na niej autograf. Przystał na to żwawo i ochoczo, dzięki czemu stałam się posiadaczką materiału z żużlowcami i obietnicy otrzymania autografu jednego z nich.

Z łupami maszerowałam do auta szczęśliwa jakbym wygrała w toto-lotka, albo przyjęli mnie do Masadu. Tak mało, a cieszy.
Życzę słonecznej niedzieli i  lecę kończyć speedwayową bluzkę.