Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 31 maja 2021

Wyjątkowo zimny maj czyli długi post ogrodniczy

Pogoda w tym roku nie rozpieszcza. Koniec maja, a temperatury ciągle oscylowały w granicach 15 stopni.  I dopiero od piątku zrobiło się nieco cieplej.  Do tego nieustanne deszcze, zimne wiatry... Eeeeech...  Ogrodnicze plany szlafił trag, bo ogórki i pomidory w normalnych holenderskich warunkach planowałam wysadzić do gruntu na przełomie kwietnia i maja, a sadzonki nadal tkwią w mieszkaniu doprowadzając mnie do szewskiej pasji. 

Część domowej kolekcji sadzonek.


W pogodowym serialu "zdążyć przed deszczem" udało mi się na raty wyplewić ogródek, posadzić około 70 mieczyków i lilii oraz dosadzić kilka roślinek. Pandemia pokrzyżowała mi plany nasadzeń, bo kilka roślin, które sobie wymarzyłam  okazało się nie do zdobycia. Ludzie siedzą w domach i z nudów grzebią w ogródkach.  Nie udało mi się zdobyć ceanothusa (prusznika), białej forsycji, callicarpy, oczaru w kolorze ametystu, akebii i tamaryszka. Porzuciłam nadzieje na zdobycie krzewu pigwy w przyzwoitej cenie o satysfakcjonującej mnie wielkości. Upolowałam za to dwa osmanthusy, trawy liriope, ciemnofioletowy bez, pieris, różową trawę pampasową oraz... judaszowca, który jak na razie ciągle świeci gołymi gałązkami.  

Ogródek wzbogacił się o gruszkę nabytą w Aldim. Kupiona za komiczne pieniądze, zapakowana w jutowy woreczek, który po otworzeniu ukazał jakieś dziwne trociny, z których wyłaniały się rachityczne korzenie. Nie miałam zbyt wielkich złudzeń, że coś z tego drzewka będzie, ale wydarzył się mały cud i produkt z Aldiego wypuścił listki. Alleluja! 




Goździki brodate z ubiegłego roku. A wydawało mi się, że są jednoroczne.



Perukowiec jeszcze przed zawiązaniem puchatych kwiatów.
Rododendron. Większy krzak dopadło jakieś  brązowienie liści i pąków i obawiam się, że będę musiała się go pozbyć.

Kwitnąca azalia sąsiada. Na pierwszym planie moja wisteria/glicynia vel blauwe regen samosiejka, za nią rosnące jak wściekłe maliny oraz czarna i biała porzeczka. O ile anomalie pogodowe się uspokoją może nawet już w tym roku będę cieszyć się ich owocami. 



Fuksje z Lidla. A w rogu hartujący się pomidor. 



Ogólny widoczek na zieleniący się ogródek. Tulipany kwitły dokładnie miesiąc. 




W sklepie z nasionkami zaopatrzyłam się w przeróżne, nietypowe zioła między innymi białą szałwię. Niestety jakość nasion okazała się żenująca. Większość w ogóle nie wykiełkowała, a te które się wykluły pojawiły się w ilości max 3 sztuk. No cóż... więcej tam nic nie zamówię. 



Plany ogrodowe zakładają jeszcze zrobienie ścieżki. Pierwotnie miała przypominać coś takiego:
Zdjęcie pochodzi z pinterest https://pl.pinterest.com/pin/574842339943352613/

Grzebiąc na pinterest znalazłam kolejną inspirację, która bardziej mnie korci i chyba wymagała będzie mniejszego nakładu pracy (lenistwo li to czy brak czasu?)




Ambitne plany ogrodowe zakładają także zrobienie od strony kuchni pergoli, na której od strony zewnętrznej pięłyby się akebia, wiciokrzew i róże, a od strony domu pnące warzywa, choćby ogórki lub cukinia. Ilość pracy oraz parszywa pogoda  skutecznie mnie na razie stopuje. 

Na koniec piosenka chodząca za mną od jakiegoś czasu czyli Kora i Wyjątkowo zimny maj. Wpasowuje się w nastrój i okoliczności przyrody.












niedziela, 2 listopada 2014

Jestem ofiarą Pana Jarmarka

Pan Jarmark jest ciągle dla mnie fenomenem materiałowo-socjologiczno-marketingowo-finansowym.
Większość materiałów sprzedaje po 2,50E za metr. Słownie: dwa pięćdziesiąt euraczów za metr. Jak mu się to opłaca za cholerę nie wiem.
Jakość materiałów jest bezkonkurencyjna. Owszem, nie ma u niego super nowości czy materiałów luksusowych, ale można ustrzelić dobra dzianinę z nadrukiem Nowego Jorku, albo speedwaya.  Niektóre ciuchy z jego dzianin noszę już rok i nic im nie dolega - nie spierają się, nie mechacą, nie deformują. Cud, miód, ryba, kit.
Każda wizyta u Pana Jarmarka, przez pospólstwo zwanego Lucien, kończy się dostawą do domu pokaźnej a ciężkiej siaty materiałów. Tako też było tym razem. Mocno się ograniczając (już w drodze do samochodu żałowałam, że nie kupiłam więcej) zakupiłam 5 materiałów. Mimo rozterki, że nabyłam mniej niż bym chciała i tak, gdyby nie uszy uśmiech miałabym dookoła głowy.
Przy okazji, trudno się smęcić kiedy w pierwszych dniach listopada temeratura oscyluje około 18-20 stopni.

My treasures:

1. Białawe rozciągliwe coś, w dotyku przypominające drobniuteńki sztruks. Chodzi mi po głowie ta ota sukienka z tego materiału.
Zdjęcie ze strony Burda


2. Chanelka w niebieskościach. Będzie albo ołówkową spódnicą, albo na spódnicę z półkoła. Losy materiału się ważą.

3. Błękitna, "jeansowa" dzianina -  na kolejną sukienkę, albo jakąś swetro-narzutkę.

4. Niebieska, dzianinowa łączka - przeznaczenie nie znane, ale nie mogłam się oprzeć jej kupieniu, bo jak dla mnie jest słodka.

5. Dzianina speedway. Hit tejże wizyty. Dzianina z dealem. Pan Jarmark sprzedając mi ją popukał palcem w materiał z dumą informując, że ten oto młodzian z numerem, dajmy na to 74 to  jakaś jego rodzina, co więcej jest on najlepszym żużlowcem w Holandii.
Przyznaję się, że śliniąc się do materiałów nie bardzo koncentrowałam się na rodzinnych powiązaniach. Pan Jarmark na dowód swej prawdomówności nawet pokazał mi jakąś stronę w necie (jak to jest, że ludzie po dwóch zdaniach opowiadają mi historię życia?).
Stopień zakaskowania siostrzeńca, tudzież moje zaaferowanie dobrem sprzedawanym przez Pana Jarmarka nie bardzo pozwoliły mi na pełną identyfikację speed-podejrzanego. W ostatniej chwili zorientowałam się, że pewnie powinnam jakoś wyrazić zainteresowanie ową zbieżnością, więc rzekłam, że w takim razie ja uszyję bluzę, a Pan Jarmark zorganizuje mi na na niej autograf. Przystał na to żwawo i ochoczo, dzięki czemu stałam się posiadaczką materiału z żużlowcami i obietnicy otrzymania autografu jednego z nich.

Z łupami maszerowałam do auta szczęśliwa jakbym wygrała w toto-lotka, albo przyjęli mnie do Masadu. Tak mało, a cieszy.
Życzę słonecznej niedzieli i  lecę kończyć speedwayową bluzkę.