Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Burda 4/2013. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Burda 4/2013. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 maja 2013

O satynie co była podszewką a stała się sukienką Merylin Monroe

Zieloną satynę mogę nazwać Kopciuszkiem po przejściach. Pierwotnie miała być podszewką do czarnej sukienki, która kilka razy zmieniała swój image by finalnie skończyć jako spódniczka  (przy okazji...  za Waszym namowom jednak ją poprawiłam, z czego się cieszę, bo wygląda przyzwoicie, a czasu nie zajęło to aż tak wiele).
Sukienka uszyta już kilka tygodni temu, kiedy to spragniona jakiejkolwiek zieleni i z braku wiosny wiosennej postanowiłam ów jebitnie zielony kolor na tą okoliczność przysposobić.
Pomysł był oczywiście głupi. Bo od szycia satyny gorsze może być tylko jej prucie i przerabianie. Z podszewkowej kiecki wykorzystałam dół drapując nieco zakładki. Górę musiałam dosztukować. Materiału starczyło na styk. Na te eksperymenta wiosenne wybrałam sobie model 121 z Burdy 4/2013.
Tak to wygląda oryginał z Burdy
Z braku materiału skróciłam długie wiązanie na szyi. Pierwotny plan zakładał tam zapięcie na przecudnej urody retro haftkę. Plan był do pierwszej przymiarki, kiedy okazało się, że dekolt mam do pasa i jak tego nie poprawię, to w kreacji mogę prezentować się jedynie na przyjęciach topless. Jakieś marszczenia, zakładki i poszło. Ale doszłam do wniosku, że zostawię takie wiązanie, bo w ten sposób mogę korygować i kontrolować głębokość dekoltu zależnie od nałożonego stanika, względnie jego braku.
Z opcji czarna sukienka z zieloną podszewką zostały mi kokardki. Sztuk dwie. Jedną zamaskowałam owe drapowania i marszczenia na froncie. Drugą przyśrubowałam na tył. I tak sobie wydumałam, żeby dorobić jeszcze dwie - każda mniejsza. To każda mniejsza nie do końca wyszło, ale może nikt nie będzie z centymetrem kokardek na plecach mi mierzył.
Z bohaterem drugiego planu :)
Dodałam czarny petticoat. Tak pewnie będę nosić, żeby mi ta satyna za mocno na wietrze nie fruwała.
Sukienkę da się nosić, ale zachwycona nią nie jestem. Przynajmniej wiem, że modele w stylu MM choć słodkie i kobiece raczej do moich faworytów należeć nie będą.
Poza tym walcząc z Lolą rozerwałam jeden szew, a tył wygląda jakby był krzywy i powyginany. Powoli zaczynam mieć dość  tej tłustej manekinki. Ustawiając dziś wysokość złamałam paznokcia i przecięłam rękę. Żeby to ustawić trzeba dwóch osób względnie silnego chłopa. Ja nie daję rady jedną ręką podnieść to monstrum bez głowy, a drugą kręcić pokrętłem. Dobrze mi tak. Było kupić manekin dziecięcy.  Mam podskórne przeświadczenie, że to nie jest ostateczne wcielenie tej zielonki. Bardzo prawdopodobne, że ona również skończy jako spódnica. Względnie półhalka.
I żeby nie było tak ponuro i nerwowo... Cała prawda o moim szyciu:


Najpierw biedny, wyzyskiwany kot musi zrobić wykrój. Ciężka i mozolna praca, ale daje radę wspomagając się mlekiem z kubka.
Potem  żmudne i hałaśliwe szycie...

 











Ale w końcu można napisać posta... :)

No i powiedzcie jak tu nie kochać tego szkodnika? :) 

niedziela, 24 marca 2013

Burgund i świnka

Za oknem hula wiatr i mam wrażenie, że skali zabrakło na to jego rozchwianie emocjonalne. Wiatr prócz bólu głowy przypędza też czasem zmiany. A czasem niespodzianki. W czwartek przywiał mi z Polski przepiękny szlafroczek, który wygrałam u szyjącej kobiety w gorsetowym konkursie. W tym miejscu po raz kolejny chcę podziękować zarówno za śliczny i bardzo kobiecy szlafroczek, w uszycie którego Wiola włożyła na pewno dużo serca oraz za świetną zabawę, wszelkie dyskusje i plany około-gorsetowe.

Prawda, że uroczy? I zapewniam Was, że kolor w rzeczywistości faktycznie przypomina brurgund :) Tu wygląda raczej jak... przepraszam bardzo... śliwka węgierka.

Żeby nie było, że byle wiatr czy ból głowy mnie zniechęci do działania wrzucam zdjęcie bluzki z kwietniowej Burdy model 119.
Bluzka jeszcze nie skończona. Rękawy na razie przyfastrygowane. Tym razem ich bufkowatość wynika z wykroju, a nie z mojej pomysłowości nieudacznika. Z lekka utknęłam na wiązadłach, które powinny być zamontowane w środku, ale jakoś nie bardzo wiem jak się do nich zabrać. Holenderska Burda  życia mi nie ułatwia. Kolor bluzeczki różowy, choć bardziej w stylu pink prosiaczek niż pink panter.

Jako osoba związana z farmą Orłela nie mogę się przecież obyć bez różowego ubranka w stylu... były sobie świnki trzy... A dla tych, którym marzy się kraina mlekiem i miodem płynąca:





.

piątek, 15 marca 2013

Burda, burda, burda ach to ty... Burda 4/2013

Kwietniowy numer Burdy, po zajawce, którą przyuważyłam u Choco kupiłam w ciemno. I jak dla mnie jest tam kilka rzeczy, które mi się podobają. To prawda, nawet ja mogę zauważyć, że niektóre modele mają tendencje do powtarzania się, ale moje zasoby Burdy nie są aż tak ogromne, żeby mi to doskwierało.
W tym subiektywnym wyborze pominęłam modele dużogabarytowe, dla małych i dużych mężczyzn tudzież robótki ręczne.
Nie pociągają mnie też jakieś nowoczesne akobiece kształty, więc wybrałam modele, w moim odczuciu dziewczęce i ponadczasowe. Rzućcie zatem okiem na to, co spodobało mi się w kwietniowej Burdzie.

Cudowny dziewczęcy zestaw na ciepłe dni. Tak... słusznie tu co niektórzy zauważą w tej bluzeczce gorsetowe ciągoty :) W tym miejscu odsyłam wszystkich do szyjącej kobiety, która napracowała się szyjąc dla gorseciar (w tym dla mnie) śliczne szlafroczki. Jako członkini satynowej bandy jeszcze raz dziękuję! :)


Mówcie co chcecie mnie się podobają. Kobiece, retro i ponadczasowe. W czarnej bluzeczce zwróciłam uwagę na marszczenia rękawów. Eeeh.. żeby mi jeszcze to wszywanie rękawów lepiej wychodziło...

Tak, ten model z lekka pachnący MM już był. Ale i tak uważam, że jest uroczy.
Sukienka prosta i przez to interesująca. Pomyślałam, że  na szybciora uszyta z jakiegoś cieplejszego materiału może być także noszona  z jakimś docieplaczem pod spód - koszulką czy bluzką także w chłodniejsze dni.

I na koniec odrobina luksusu... Zapragnęłam mieć tego broszko-robala. Przeszło mi po zobaczeniu ceny. Dodam, że nie był to najdroższy ozdobnik ;)
Wszystkie zamieszczone zdjęcia są skanami z Burdy  kwiecień 2013.