Większość materiałów sprzedaje po 2,50E za metr. Słownie: dwa pięćdziesiąt euraczów za metr. Jak mu się to opłaca za cholerę nie wiem.
Jakość materiałów jest bezkonkurencyjna. Owszem, nie ma u niego super nowości czy materiałów luksusowych, ale można ustrzelić dobra dzianinę z nadrukiem Nowego Jorku, albo speedwaya. Niektóre ciuchy z jego dzianin noszę już rok i nic im nie dolega - nie spierają się, nie mechacą, nie deformują. Cud, miód, ryba, kit.
Każda wizyta u Pana Jarmarka, przez pospólstwo zwanego Lucien, kończy się dostawą do domu pokaźnej a ciężkiej siaty materiałów. Tako też było tym razem. Mocno się ograniczając (już w drodze do samochodu żałowałam, że nie kupiłam więcej) zakupiłam 5 materiałów. Mimo rozterki, że nabyłam mniej niż bym chciała i tak, gdyby nie uszy uśmiech miałabym dookoła głowy.
Przy okazji, trudno się smęcić kiedy w pierwszych dniach listopada temeratura oscyluje około 18-20 stopni.
My treasures:
1. Białawe rozciągliwe coś, w dotyku przypominające drobniuteńki sztruks. Chodzi mi po głowie ta ota sukienka z tego materiału.
![]() |
Zdjęcie ze strony Burda |
2. Chanelka w niebieskościach. Będzie albo ołówkową spódnicą, albo na spódnicę z półkoła. Losy materiału się ważą.
3. Błękitna, "jeansowa" dzianina - na kolejną sukienkę, albo jakąś swetro-narzutkę.
4. Niebieska, dzianinowa łączka - przeznaczenie nie znane, ale nie mogłam się oprzeć jej kupieniu, bo jak dla mnie jest słodka.
5. Dzianina speedway. Hit tejże wizyty. Dzianina z dealem. Pan Jarmark sprzedając mi ją popukał palcem w materiał z dumą informując, że ten oto młodzian z numerem, dajmy na to 74 to jakaś jego rodzina, co więcej jest on najlepszym żużlowcem w Holandii.
Przyznaję się, że śliniąc się do materiałów nie bardzo koncentrowałam się na rodzinnych powiązaniach. Pan Jarmark na dowód swej prawdomówności nawet pokazał mi jakąś stronę w necie (jak to jest, że ludzie po dwóch zdaniach opowiadają mi historię życia?).
Stopień zakaskowania siostrzeńca, tudzież moje zaaferowanie dobrem sprzedawanym przez Pana Jarmarka nie bardzo pozwoliły mi na pełną identyfikację speed-podejrzanego. W ostatniej chwili zorientowałam się, że pewnie powinnam jakoś wyrazić zainteresowanie ową zbieżnością, więc rzekłam, że w takim razie ja uszyję bluzę, a Pan Jarmark zorganizuje mi na na niej autograf. Przystał na to żwawo i ochoczo, dzięki czemu stałam się posiadaczką materiału z żużlowcami i obietnicy otrzymania autografu jednego z nich.
Z łupami maszerowałam do auta szczęśliwa jakbym wygrała w toto-lotka, albo przyjęli mnie do Masadu. Tak mało, a cieszy.
Życzę słonecznej niedzieli i lecę kończyć speedwayową bluzkę.