Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Moltos dygresjos czyli niepozytywny post o pozytywnym pierdzeniu.

Temat pozytywnego myślenia, magii przyciągania, sekretnego sekretu na dobro wszelakie, optymizmu rozpasanego jest coraz popularniejszy. Zaprawdę modne to i chwytliwe, godne i chwalebne "be positive".
I piknie.  Tyle, że większość znanych mi piewców owego sposobu na życie śpiewa ową pieśń, bo im się cudnie wiedzie. Jak wieść się przestaje to śpiew skowronka zamienia się w ryk niedojonej krowy na pastwisku. Względnie w ogóle dźwięków przestają dobywać sami z siebie.

Czasem ten uśmiech przylepiony do twarzy to uśmiech błazna. Smutna hipokryzja.
Zdradzana kobieta udająca te trzy małpki - nie widzi, nie słyszy i siedzi cicho. Z przylepionym uśmiechem, bo inaczej musiałaby porzucić nobilitujący status matki polki na garach.
Zdradzająca kobieta wracająca do męża z podkulonym ogonem, bo tak wygodniej, łatwiej i dostatniej.
Busssinesssman żyjący ponad stan i możliwości, pewnie w ramach opcji - zachowuj się i myśl jak bogaty nawet będąc biedakiem, względnie sądzący, że jak cię widzą, tak cię piszą.
Permanentnie szczęśliwy idiota. Szczęśliwy, bo nie wie, że mógłby żyć lepiej, wygodniej, godniej.
Umierający łudzący się, że wydarzy się cud i nieuleczalna choroba zniknie. Łudźcie się. Przynajmniej to nie boli. Raczej.

Owszem, wierzę, że w pewnych sferach życia taka magia zamiany, przyciągania i małych życiowych cudów może działać. Ale nie zawsze, nie u każdego i nie w każdej sprawie.
Jeśli Ci się uda, odniesiesz "sukces" - opowiedzą historyjkę jak to secret, cud przyciągania czy inne takie pierdu wianki działają. Jak wylądujesz w psychiatryku albo na śmietniku... cóż... widać nie starałeś się wystarczająco mocno. Dostajesz to, czego oczekujesz. Jesteś tym, o czym myślisz.

A ja ciągle jakoś nie mogę uwierzyć tym spasionym, amerykańskim bucom od cudów, którzy piszą kolejne podręczniki pozytywnego pierdzenia i robią ludziom z mózgów sieczkę.  Problem polega na tym, że najczęściej ludzie gonią za cudzymi marzeniami. Cieniem marzeń. Dom i audi stanowi o tobie. Twoja praca lub jej brak stanowi o tobie. Wielka miłośći lub jej brak stanowi o tobie. Wtłaczają Ci to gówno w głowę wmawiając, że to jest to, czego chcesz. A potem czekasz aż "twoje" marzenia cię zabiją.

Obejrzałam niedawno po latach "Requiem for a dream". Siekło, wbiło w ziemię, wstrząsnęło i zmieszało. Dochodziłam do siebie przez kolejne dni. Kiedyś, gdy obejrzałam ten film po raz pierwszy myślałam, że to narkotyki zabijają. Gówno prawda. Znam skurwieli, którzy już dawno powinni przez nie zdechnąć, a niestety jeszcze łażą po tym świecie. Notabene może nie powinno się w ogóle narkotyków zabraniać? Potraktować to jako naturalną selekcję słabych osobników. Ćpaj i zdychaj. Byle szybko.
Teraz wiem, że wbrew wszystkim pozytywnie nakręconym książkom, historiom i przemowom ten film pokazał jedną prawdę - to marzenia Cię zabijają.

Jesteś tym, o czym myślisz. Przyciągasz to, co się dzieje. Doprawdy??
Jak można powiedzieć matce, której dziecko umiera, że sobie to przyciągnęła?? Albo, że dziecko to sobie przyciągnęło. Albo córce patrzącej na dyndające na sznurku ciało matki. Albo zgwałconej kobiecie, że to jej "wina" i pewnie też sobie tego życzyła. No kurwa mać. Walcie się!!

Myślę, że to nie tak. Myślę, że to trudniejsze i nie takie oczywiste jak piszą spece od dawania dobrych rad.  Jestem niewiernym Tomaszem. Jeśli poznam takiego magika, co to z kloszarda żyjącego w kartonie został milionerem - uwierzę. Ale nie poznam, więc "całujcie mnie wszyscy w dupę".

Łatwo jest dawać "dobre rady" nie siedząc w czyjejś skórze, nie znając szczegółów jego życia, problemów i traum.  Notabene mam teorię, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w dwóch skrajnych okolicznościach - jak Ci się wiedzie super i jak Ci się w ogóle nie wiedzie. W pierwszym przypadku odsuwają się, bo jak żesz tak możesz wystawać ponad poziom przeciętnej krajowej, w drugim bo się boją, że poprosisz o jakąkolwiek pomoc. Nie wiem który przypadek gorszy.

Nigdy nie rozumiałam tej tępej miłości do każdego bliźniego. Nigdy nie zrozumiałam papieża, który wybaczył zamachowcowi. Nie rozumiem ludzi, którzy nadstawiają drugi policzek i wybaczają tym, którzy ich zranili, skrzywdzili, okradli, oszukali, rozbili. Ja nie wybaczam. Nie szykuję się na krzyż, żeby zmartwychwstać. Mam dwie listy. Tych, którzy zrobili dla mnie coś dobrego, tych którym coś zawdzięczam i którym w odpowiednim czasie podziękuję.  Druga to ci, którzy zafundowali mi ból. Tym też kiedyś zapłacę. OJ... zapłacę.

To pisałam ja...
ze śmietnika w psychiatryku

P.S1. Jeśli się pozytywnie nie zap/biję to obiecuję, że następny post będzie robótkowy.
P.S2. Jeśli czyjeś uczucia religijne zostały zranione, to niech potupta do kościółka pomodlić za moją czarną duszę, bo za żadne słowo przepraszać nie będę.
P.S3. Jak już będziecie w tym kościółku to walnijcie jedną zdrowaśkę za żołądkową miętową, uzi i Mosad.
P.S4. Boska Sharon - kompatibilnie do nastroju