Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

poniedziałek, 16 października 2017

środa, 27 września 2017

Taka prawda

Chwalę się wydzierganymi rzeczami. Prawda jest jednak taka, że mam pomocnika. Pomocnik zazwyczaj układa się na robótce, co ma znaczyć "daj ać ja podziergam, a ty poczywaj".



Wyczekuje na powrót z zakupionymi włóczkami.

A potem dokonuje sprawdzenia czy wszystkie produkty zostały zakupione....

Rozprowadza także kłębki po całym mieszkaniu w ramach dodawania mi gimnastyki - skłony i klęczenie przy jej rozplątywaniu. Zajmuje się również organoleptycznym testowaniem jakości włóczki.


Zmęczony ciężką pracą pomocnik w końcu zapada w sen przyjmując różne pozycje.



niedziela, 24 września 2017

O sztuce latania i sowie z chorobą Basedowa

Jako Bliźniak jestem powietrznym znakiem zodiaku. Nic więc dziwnego, że zawsze ciągnęło mnie w przestworza. Hen dawno temu, gdy byłam piękna i młoda chodziłam nawet na kurs balonowy. Do czasu kiedy nadworny idiota aeroklubu spalił jedyny balon wdzięcznie zawieszając się na linii wysokiego napięcia. Taaaak... głupota jak widać umie latać. Tylko jej elektryka przeszkadza. 

W życiu były takie momenty, że powietrze głęboko wciągnięte, pierś do przodu, skrzydła rosną... A potem... chlast, prast, przycięte skrzydełka. 

Leżąc plackiem przez weekend ("Młodości, dodaj mi skrzydła"), z tęsknoty za lataniem, za wolnością, za bytem, kiedy bólu nie było stworzyłam sobie nowego przyjaciela.  Co prawda troszku mu choroba Basedowa z gał wyziera i oblicze ma z lekka tępawe, ale nic to. 

Miał być breloczek do kluczy, wyszła szydełkowa durnostojka. Traktuję ją jako wprawkę w szydełkowaniu, którego ciągle się uczę.

Zdjęcia byle jakie. Sowa ptak nocny - trudno więc w dobrym świetle ją uchwycić ;) 





Piosenka w temacie - "Sztuka latania" - Lady Pank.
Muzyka - Jan Borysewicz, tekst - Andrzej Mogielnicki.




To ja Was zostawiam i wracam do łóżka. Tylko mi nie odlatujcie za daleko! 

sobota, 16 września 2017

The opposites attract - piosenka na dziś - Nothing else matter

Shakira i Mettalica? Tak, zaskakujące. Dawno temu, jeszcze w Polsce w pewnym klubie DJ, któremu wiecznie trułam: puść Shakirę, nieustannie powtarzał - nie, bo to komercja. Myślę, że to nagranie zmieniłoby jego zdanie. Finalnie, przed wyjazdem do NL zgodził się puścić mi jeden kawałek Shakiry używając lekkiego szantażu, że z nim zatańczę. Zatańczyliśmy to Princa "Purple rain", ale to już inna bajka.
Rok później w tym samym klubie usłyszałam "Majteczki w kropeczki". Piwo wysunęło mi się z rąk. Właściciel się zmienił, DJ się zmienił, grupa docelowa się zmieniła, świat się zmienił... 



"So close no matter how far
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters


Never opened myself this way
Life is ours, we live it our way
All these words I don't just say
And nothing else matters


Trust I seek and I find in you
Every day for us something new
Open mind for a different view
And nothing else matters


Never cared for what they do
Never cared for what they know
But I know


So close no matter how far
It couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters


Never cared for what they do
Never cared for what they know
But I know


I never opened myself this way
Life is ours, we live it our way
All these words I don't just say
And nothing else matters


Trust I seek and I find in you
Every day for us something new
Open mind for a different view
And nothing else matters


Never cared for what they say
Never cared for games they play
Never cared for what they do
Never cared for what they know
And I know, yeah


So close no matter how far
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
No, nothing else matters."


piątek, 1 września 2017

Tangos Mil Pasos

Kolejna chusta Mil Pasos zrobiona dla koleżanki. Również, wbrew wcześniejszym planom robiona z akrylu. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na blokowanie po praniu  i wspólnie uznałyśmy, że akryl, który można prać w pralce i nie bawić się z blokowaniem będzie dla niej ok.


Chusta wyszła tak duża, że nie mieści się w kadrze. Zdjęcie panoramiczne daje radę. 


Do chusty, z resztek włóczki dorobiłam czapkę. Bardziej widziała mi się taka luźna, beretowa, ale koleżanka woli przylegające do czerepu. No to jest przylegająca. Wzór jak w chuście tylko z uwagi na elastyczność robiony w poprzek. W ażurowe dziurki na czubku czapki wciągnięty szydełkowy sznurek.  Koncepcja własna.
Jako model wystąpił Kato starszy oraz jego obecna towarzyszka - lampa solarna.

Tym razem przy robieniu chusty towarzyszyła mi zróżnicowana muzyka.... flamenco, które tak bardzo do niej pasuje oraz  tanga.
Dawno temu, jeszcze w Polsce chodziłam na kurs flamenco. Był to jedyny profesjonalny kurs tańca, na który uczęszczałam. Przez miesiąc ćwiczyłyśmy np.... ruch nadgarstka. Tak wiem, może wydawać się nudne, ale po miesiącu takich ćwiczeń, ruchy stają się automatyczne. Niczym kroki ludzi chodzących do szkoły baletowej. I ta energia... Ćwiczyłyśmy w sali ze specjalnie wzmocnioną podłogą, a i tak kiedy stepowałyśmy mieszkańcy z bloku obok (jakieś 300 m dalej) czasem przychodzili ze skargami, że w domu wszystko im się trzęsie :)
Pamiętam moją instruktorkę - szara myszka, przejdziesz obok i nie zwrócisz uwagi. Ale gdy zakładała spódnicę z falbanami i zaczynała się poruszać nie można było od niej oderwać wzroku. Magia.

Tanga nigdy nie tańczyłam. Chciałabym opanować ten taniec i kiedyś... mieć z kim go zatańczyć... Takie moje tangos mil pasos.... No tak, lepiej wrócić do robótek.  Rem tene, berba sequentur (trzymaj się tematu, a słowa same się znajdą), jak powiedziałby wyżej wymieniony Kato. Ale zapewne zauważyliście, że ja jestem mocno dygresyjna panienka i trzymanie się tematu to u mnie kiepska sprawa.



A na koniec i deser pochwalę się porcją witamin z ogrodu. Wyjątkowo słodkie i smaczne ciemne winogrona. Szkoda, że tylko tyle się uchowało, bo resztę właścicielka domu ścięła i... wyrzuciła. Ot. holendry... 


poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Śpieszmy się kochać ludzi

W talii "Witches tarot", śmierć wyjątkowo nie jawi się aż tak groźnie jak w innych taliach.

Jeździec Apokalipsy. Złowroga postać z kosą, która wszystkich traktuje równo. Aby na pewno?
Czytałam niedawno "Na pastwę aniołów" Johnatana Carolla. W pierwszym z opowiadań Śmierć bawi się z ludźmi i ich życiem. Przebiegła, złośliwa, manipulująca. Tych, których lubi uśmierca łagodnie we śnie. Ci, którzy jej "podpadli" umierają długo i boleśnie.

Każdy, którego to dotyka wcześniej czy później pyta - dlaczego? Ci od pozytywnego pierdzenia odpowiadają wtedy, że pewnie sobie to przyciągnęłaś. Ci, co niedzielę biegną do kościoła - widać Bóg tak chciał. A ja mówię, Śmierć urządziła sobie losowanie i wyciągnęła akurat twoją kartę, albo kartę kogoś ci bliskiego.  Czasem trzyma ją w kościstej ręce, przygląda się, bawi, odkłada na jakiś czas budząc wówczas nadzieję, a potem sprawia, że życie znika. Ot, tak. Pstryk, iskierka zgasła.

28 sierpnia - rocznica śmierci mojej mamy. Sierpień przynoszący powtarzające się sytuacje... Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś po raz ostatni. Pozostają wspomnienia i niewypowiedziane słowa. I to ciągłe pytanie - dlaczego?


"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
zostaną po nich buty i telefon głuchy 
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze 
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje 
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy 
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego. 

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna 
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście 
przychodzi jednocześnie jak patos i humor 
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej 
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu 
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon 
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy 
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć 
kochamy wciąż za mało i stale za późno 

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze 
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny 

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą 
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza."
ks. Jan Twardowski

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Flower power bohema dream

Zawsze mówiłam, że na szydełku to ja potrafię zrobić jeno łańcuszek. I to jeszcze prowizoryczny.
W ramach uczenia się czegoś nowego, względnie opuszczania strefy komfortu zabrałam się za szydełko. I jak to u mnie - od razu skok do rzeki. Plum.
Zaczęło się od puff kwiatków, których naprodukowałam jak nienormalna całą stertę, zastanawiając się później co z nich zrobić. Do kwiatuszków dorobiona została torebka według tutorialu:



Nie byłabym sobą gdybym nie pozmieniała czegoś po swojemu. I tak:
- klapkowe kwiatki nie są łączone szydełkiem tylko zszywane. Raz, że... na początku były pojedyncze  kwiatki, a raczej całe ich stadko, dwa, że chciałam mieć taką zwartą strukturę bez dziur i prześwitów.
- Zamiast guzika w oryginale będącego tylko ozdobą u mnie jest zapięcie magnetyczne.
- Torebka ma większy wymiar niż w filmie.
- Rączka jest robiona na drutach i zszyta ściegiem tapicerskim. W środku tkwi ramię od innej torebki, wyeksploatowanej na maksa a trzymanej na zasadzie... może jeszcze do czegoś się nada. No i się nadała.
- W środku torebki miała siedzieć podszewka. Ale nie siedzi. Zaszyta górna część boków mi bruździła. W środku znalazła się kieszonka dosztukowana na drutach. Ani ona piękna, ani fotogeniczna, ale praktyczna.



Przed doszyciem klapki. Kawałek mojej stopy też jak widać załapał się do zdjęcia :D


Zbliżenie na klapkę i... ukochaną wodę mineralną z Lidla w tle :)


Flaki...znaczy się wnętrze torebki z kieszenią.


Z obawy że spartolę i pruć będę wykorzystane zostały resztkowe włóczki akrylu (niecałe 200 g. szarego i bliżej nie określone ilości czerwieni), szydełko nr 2.5.

Mistrzostwo świata to nie jest i żadnego konkursu u IK bym nie wygrała, ale frajda z nauczenia się czegoś nowego i zrobienia tego "własnymi rencami" - bezcenne, za resztę zapłacę kartą mastercard ;)

I tradycyjnie na koniec - muzyka towarzysząca robótce. Mało kompatybilna z bohema style, ale... Laura Pausini, włoski, Włochy... zawsze i wszędzie. Tylko nie mogę się doszukać skąd ta muzyka. Urzekające widoki, boska sukienka, fryzura i makijaż występującej w teledysku kobiety, klimat...
Bo za film z Kevinem Costnerem "List w butelce" dziękuję bardzo!




sobota, 5 sierpnia 2017

Love is in the air albo rainbow delirium.

W sklepie z gatunku mydło i powidło wypatrzyłam włóczkę. Rzuciły się na mnie cieniowane kolory tęczy. Pomacałam. Mięciutkie i milutkie. Chcę. Chwyciłam w garść ostatnie 2 motki i wiedząc, że moje ci one są zaczęłam studiować banderolę. Moje zdumienie nie miało granic, gdy okazało się, że to stuprocentowy akryl. Pomacałam jeszcze raz. Nic nie chrzęści, nie szeleści i nadal zachwyca miękkością. Nabyłam. Czasem człowiek musi, inaczej się udusi. Ot, miłość od pierwszego wejrzenia.

Dopiero po przywleczeniu do domu naszła mnie refleksja co ja z tym maziajstwem cieniowanym zrobię? A no, moją kolejną miłość - chustę!
Postanowiłam iść na całość i wydumać coś własnego. Przyznam się, że za gotowymi wzorami nie przepadam. Najpierw rozkminianie wzoru, lub schematu i choć dziergam od dzieciństwa to nie zawsze rozumiem, co też autor wzoru ma mi do powiedzenia. I kolejny problem przy takich wzorach pojawia się gdy pada - ale to fajne, zrobisz mi też? Zapłacę. Jedno to robić dla siebie, drugie to zrobić i podarować, ale przy dzierganiu za mamonę to już się we mnie moralne wątpliwości pojawiają. A jak robię coś z głowy, czyli z niczego ten dylemat mi odpada. Co prawda nie nastawiam się, że kobity na ulicy będą się na mnie rzucać i domagać robienia czegoś podobnego, ale... jak miło  stworzyć coś własnego. Nawet jeśli ten twór daleki jest od doskonałości.

I tak oto przetrząsnęłam chaszcze internetu poduczając się jak zabrać się do stworzenia swojej pierwszej "autorskiej" chusty. Łapy mi się trzęsły jak zaczynałam robić, łapy mi się trzęsły jak planowałam wzór, łapy mi się trzęsły jak robiłam falbankę (w tym przypadku ze zmęczenia ilością oczek). Może chusta miast "love is in the air" powinna nazywać się "rainbow delirium "?

Tak jak Mil Pasos jest chustą z historią tak i moja chusta ma być jak ta tęcza po burzy- z nadzieją, że w końcu i dla mnie zza chmur wyjdzie słońce. Na razie... ciągle pada...


Niech Was nie zwiedzie to słońce w tle. Nie mam złudzeń, że to chwilowa atrakcja. 

Druty nr 4 knitpro. Schemat ażurowych serc znaleziony na pinterest. Oczka dobierane równomiernie na środku. Ażur wychodził mi jakiś taki inny niż ten znaleziony. Prułam i kombinowałam. W końcu poddałam się. Po przerobieniu 3 rzędów serc spłynęło na mnie olśnienie, że przerysowując schemat na papier, bo drukarka odmówiła współpracy, zapomniałam o środkowej części przedostatniego rzędu wzoru. Głupota nie wybiera, wybierz Pickera. Zostawiłam z tym błędem ku przypomnieniu, że nikt nie jest doskonały.
Zbliżenie na serducha. Średnio widać. Fotograf ze mnie beznadziejny.

Po skończeniu chusty naszła mnie refleksja, że cieniowania włóczki wyglądałyby lepiej w formie baktusa tak jak w filmie poniżej, ale jakoś nie miałam serca tych serc pruć :)


Efekt... Oceńcie. Bardzo proszę o łagodny wymiar kary inaczej będę musiała... się upić i dostać kolejnego delirium :)


Pewnie tematycznie pasowałaby tu bardziej piosenka "Love is in the air" Johna Paula Younga, ale i tak wrzucę moje kolejne odkrycie - Loreena McKennitt (po małej modyfikacji robi się bardziej dziewiarsko - Loreena McKnitt, prawda?) :)




czwartek, 20 lipca 2017

Piosenka na dziś - Angel By The Wings.

"Old soul, your wounds they show
I know, you have never felt so low
But hold on, head up, be strong
Oh, hold on
Hold on until you hear them come
Here they come oh

Take an angel by the wings
Beg her now for anything
Beg her now for one more day
Take an angel by the wings
Time to tell her everything
Ask her for the strength to stay

Oooooooh
Oooooooh
Oooooooh
Oooooooh [repeat]

You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything
You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything

You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything
You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything

Look up, call to the sky, oh
Look up, and don’t ask why
Oh
Just take an angel by the wings
Beg her now for anything
Beg her now for one more day
Take an angel by the wings
Time to tell her everything
Ask her for the strength to stay

Oooooooh
Oooooooh
Oooooooh
Oooooooh [repeat]

You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything
You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything

You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything
You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything

You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything
You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything

You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything
You can, you can
Do anything, anything
You can, do anything"


czwartek, 6 lipca 2017

Mil Pasos czyli najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Kiedy w życiu kobiety następują zmiany, to najpierw idzie do fryzjera i ścina włosy, a potem... potem zabiera się do dziergania Mil Pasos.
Autorką tego magicznego projektu jest Asja Janeczek. Dla tych, którzy potrzebują pomocy przy stawianiu kroczków Intensywnie Kreatywna przygotowała wspaniałe tutoriale. Dla obu Pań podziękowania i hołdy składam.

Mój pierwszy Mil Pasos zrobiłam asekuracyjnie z akrylu. Obawiałam się, że ukochana Alpaca Silk Brushed ciężko zniesie moje ewentualne prucia i pomyłki. W końcu to moja pierwsza w życiu chusta, pomyłki mogły się zdarzyć. Obawy były bezpodstawne, bo chusta dzierga się łatwo, przyjemnie, a nawet wbrew ilości oczek szybko. Zaczęłam ją w niedzielę, skończyłam dzisiaj. Wciągnęła mnie tak, że trudno było mi się od niej oderwać.



Franek chłonie opis przez absorpcję ;)



Komisarz Franek nadzorował każdy etap pracy.

Tak bardzo chciałam się pochwalić tą chustą, że zdjęcia są sprzed prania i blokowania. Swoją drogą nie wiem czy blokowanie akrylu ma w ogóle jakiś sens, a chustą i tak jestem zachwycona. Nie będę ukrywać, że nadal zachodzę w głowę skąd mam wytrzasnąć w domu taką ilość powierzchni płaskich do blokowania  :) Coś będę musiała wydumać, bo zapragnęłam więcej chust.

Zdjęcia sprawiły więcej kłopotu niż dzierganie. Trudno też było o miejsce, które wyeksponowałoby wielkość chusty. Sznur pod werandą spisał się chyba dobrze.



Przyznaję się bez bicia, że projekt z lekka sprofanowałam raz robiąc go z akrylu, drugi skracając falbankę w obawie, że zabraknie mi włóczki. 

I obowiązkowa muzyka do tego udziergu:


A po szczęśliwym zakończeniu Mil Pasos... zasłużona kolacja w ogródku :)
Skończony Mil Pasos, pieczone warzywa, grillowana kiełbasa i surówka ze szpinaku. Czy trzeba więcej do szczęścia?

niedziela, 2 lipca 2017

Warkoczowy bokiem

U Agnieszki na blogu to luty upłynął pod kątem dziergania bokiem sweterków. Ja oczywiście jak zwykle mam poślizg. Na Pintereście wpadł mi w oko sweterek, który po zmodyfikowaniu zapragnęłam odtworzyć.



I tak oto wydzierał się biały boczny warkoczowy.

Dzierganie uspokaja, ale dzierganie w nerwach czy stresie powoduje napady pomroczności jasnej. Jedna trafiła mi się na rękawie przy warkoczu. Wzór prosty jak konstrukcja cepa, a ja się pomyliłam. Ktoś, kto na dzierganiu się nie zna nie zauważy, że warkocz lekko się gibnął, ale ja to wiem. Rękaw był już prawie skończony. Popłakałabym się ze złości, gdybym tylko była w stanie płakać. Pomyślałam, że albo zostawię jak jest udając, że nic się nie stało i tak ma być, albo cały sweter właściwie już skończony wcisnę do pudła z ufokami. No i zostawiłam. Trudno. Nikt nie jest doskonały.
Drugą pomroczność odkryłam dźgając się drutem w twarz. Ostatni rękaw robiłam na żyłce 120 cm i dopiero pod koniec spłynęło na mnie objawienie, że męczę się przeciągając ten długi drut zamiast wymienić żyłkę na krótszą. Witajcie w świecie zakręconych.
Kolejna pomroczność to zostawienie robótki na widoku krwiożerczej, czy raczej włóczkożernej bestii, znaczy się kota. Kto ma kota ten wie, że wszelkie majtające się niteczki, druty czy końcówki stanowią źródło zabawy kota i utrapienia właściciela futrzaka.



Włóczka to wiskoza Regan  z firmy Alwo (Regan... serio... dla wielbicieli polityki i filmu House of Cards proponuję włóczkę o nazwie... Underwood względnie... Clair :P).
Twór przywleczony w ilości zatrważającej z polskich pudeł. Jaki będzie w użytkowaniu, to się okaże. W robieniu dość przyjemny i wydaje się być dobry na lato.
Wzory warkoczy to wymysł własny. Motyw na rękawach z 24 oczek, przy dekolcie z 6. Po fakcie pomyślałam, że warkocze na bokach robiące naturalne taliowanie też byłyby fajne. Kolejna pomroczność.Choć może przy moich obecnych gabarytach lepiej niczego nie taliować.
Robione na drutach nr 4 (zalecane były 3) dzięki czemu sweter jest mniej zbity, a o to mi chodziło.

To mój pierwszy sweter bokiem i chyba ostatni, bo jakoś nie polubiłam takiej metody dziergania. Górą swetry od góry robione, w górach najlepiej.




Poniżej testowanie swetra. O ile nie nada się do noszenia, to sprawdzi się jako kocyk dla Franka :)
Po krótkich, ale burzliwych negocjacjach udało mi się wydobyć sweter spod testera. Strat w ludziach nie było, strat w kotach nie było, pozaciągane oczka udało się uratować. Zwycięstwo na miarę Szóstki Buław.





piątek, 30 czerwca 2017

Piosenka na dziś - Purple rain


I never meant to
'cause you any sorrow 
I never meant to 'cause you any pain 
I only wanted to one time see you laughing 
I only wanted to see you laughing in the purple rain 

Purple rain Purple rain 
Purple rain Purple rain 
Purple rain Purple rain 

I only wanted to see you bathing in the purple rain 

I never wanted to be your weekend lover 
I only wanted to be some kind of friend 
Baby I could never steal you from another 
It's such a shame our friendship had to end 

Purple rain Purple rain 
Purple rain Purple rain 
Purple rain Purple rain 

I only wanted to see you underneath the purple rain 

Honey I know, I know, I know times are changing 
It's time we all reach out for something new 
That means you too 
You say you want a leader 
But you can't seem to make up your mind 
I think you better close it 
And let me guide you to the purple rain 

Purple rain Purple rain 
Purple rain Purple rain 

If you know what I'm singing about up here 
C'mon raise your hand 

Purple rain Purple rain 

I only want to see you, only want to see you 
In the purple rain


czwartek, 15 czerwca 2017

Mord w ogrodzie

Osoby o słabych nerwach i żołądku proszone są w tym momencie o opuszczenie bloga.

Serii ogrodowej ciąg dalszy. Ostatnio była impreza, a dzisiaj... krwawy mord. Powszechnie wiadomo, że koty to drapieżniki. To, że Franek killer przynosił mi do domu martwe (a czasem nawet żywe) ptaki, myszy i króliki wcale mnie dziwił.
Jednak to co dziś zobaczyłam w ogródku dosłownie ścięło mnie z nóg.

Najpierw może wytłumaczę się z tej klatki. Żeby nie było, że znęcam się nad kotem. Kilka lat temu Franek miał wypadek i połamane dwie kości w łapce. Operacja, pół roku leczenia z drutem stabilizującym roztrzaskaną kość. Od tego czasu zero wychodzenia samopas i złotej kociej wolności. Jednak tęskno jej za świeżym powietrzem, stąd ta klatka. Szelki i smycz się nie sprawdziły. Franek niczym Houdini wymykał się z ubranka. Może to byłby dla niej wstyd chodzić ze mną na spacer ;)
Zdjęcia bez winowajcy. Za karę trafiła znowu do domu.



Tym razem Dieren ambulans na nic się zda.Trup to trup.  Cóż... idę usunąć ten dowód rzeczowy Frankowego mordu. A potem przygotuję transparent - nie odpowiadam za czyny mojego kota.


sobota, 10 czerwca 2017

Impreza w ogrodzie czyli PL kontra NL

Sezon grillowy się rozpoczął. Pogoda w końcu z jesiennej zmieniła się na wiosenna, a nawet na iście letnią. Postanowiłam zatem zorganizować imprezę w ogródku.
Żaden wypas, ale na świeżym powietrzu nawet mało wyszukane dania smakują lepiej.
Kilka fotek ogrodu przed imprezą:




Tuż przed imprezą. W ferworze obracania produktów na grillu zdjęć artykułów konsumpcyjnych nie zrobiłam. 


Jak będziesz niegrzeczna, to cię zamkniemy w klatce :) Wreszcie mogłam odegrać rolę złej wiedźmy  z bajki o Jasiu i Małgosi :)


Dla porównania ogrodowa impreza holenderska pani, o której pisałam TU.


Ten "obrus", robi wrażenie, prawda?

A przy okazji wszystkim Małgorzatom najlepsze życzenia imieninowe.

niedziela, 28 maja 2017

Urodzinowe refleksje



"Urodzin się nie wybiera, ale można wybrać, jak się umrze".
 Haruki Murakami


"Ale zresztą... czym są urodziny? Dziś są, jutro ich nie ma".
 Alan Alexander Milne


"Jeśli potrafisz iść przez życie bez zaznawania bólu,
to prawdopodobnie jeszcze się nie urodziłeś".
 Neil Simon


A żeby nie było tak smętnie - motto miesiąca.




wtorek, 2 maja 2017

Takie tam... drobiazgi.

Ostatnio niewiele szyję. Hurtowo produkowałam woreczki na talie tarota. Większość rozeszła się wśród przyjaciółek bez uwiecznienia na zdjęciach.



Te poniżej też już znalazły nową właścicielkę. Mia, cieszę, że się spodobały i wkomponowały się kolorystycznie w stylistykę pokoju :)



Pentagram na jednym z nich to haft maszynowy. Oczyma duszy widzę jakie cuda można by tworzyć mając hafciarkę... No, ale z braku hafciarki haftuję takie proste wzorki.