Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Burda International. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Burda International. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 lutego 2014

Żelazko czyli pokręcony post o wszystkim i niczym

Było sobie żelazko...  Tylko nie było gdzie go postawić.  Półki - zajęte, szuflady - zajęte, w szafie - ciasno. W końcu ulokowałam je na szafie. W miarę dyskretnie, wygodnie sięgnąć...  Stało sobie bezkolizyjnie aż...  Zdejmowałam płaszczyk z wieszaka, a że wieszak wisiał na szafie... Niefortunnie wieszak zahaczył o żelazkowy kabel i... jeb w łeb. Czoło rozcięte, guz wielkości jajka...
Kolega mówi - mogło Cię zabić. Mało realne, ale... Pomyślcie o tym nagrobku:

Kobieta ze stali zabita przez żelazko...



A do tego nagrobek w formie żelazka. Żelazka z... duszą. Tak mi "Listami z fiołkiem" trochę zapachniało...

To był mój czarny walentynkowy humor. Pewnie przez to nagromadzenie walentynkowej tandety. Aż strach internet odpalać i bloggera otwierać, bo odór walentynkowego szamba wali z daleka. Serduszkowe gówna wszelkiego autoramentu, pink i czerwień, na szydełku i z papierku. Serduszka poduszeczki, serduszka karteczki,  decu serduszka a na nich kaczuszka. Różowy mosteczek aż ugina się od różowych misiaczków. A na to bita śmietana. I lukier. I bita śmietana. I różowe serduszko z marcepanu.  I tu ustawia się kolejka rzygających tą tęczą (Jenny uwielbiam to określenie i uprzejmie informuję, że zawłaszczam prawa autorskie :P) Czy komercja zawsze musi być taka badziewna?


Idę szyć. I na pewno nie będzie to nic różowego!  W planach taki oto twór:
Burda International lato1996 (wydanie holenderskie).
Swoją drogą jest to jedyny numer Burdy International jaki mam, ale jeśli uda mi się gdzieś zapolować na inne to będę kupowała w ciemno. Wykroje są przejrzyste, czytelne i nie tak naściubilone jak obecnie, gdzie trzeba z lupą odgadywać, która krecha do którego modelu. Cztery kolory: niebieski, zielony, czerwony i czarny, co jeszcze bardziej ułatwia odrysowywanie. I do tego mega fajne ciuchy. Choć pewnie ktoś kto nosi szarawary, legginsy i trampki nie zrozumie czym się tak podniecam.

Ja spadam szyć. Obiecuję - nic różowego. A dzisiejsze przeglądanie netu polecam tylko osobom o silnych nerwach, względnie walentynko&kiczo-odpornym.