Materiał jest leciutko elastyczny i nieco przypomina jeans. Na pokrowiec zatem nadał się idealnie.
Podczas szycia odkryłam, że nie posiadam w domu odpowiedniej gumki. Siedzisko pierwotnie zostało więc obszyte taśmą do zasłon ze sznureczkami, które się ściąga. Działa, ale co gumka, to gumka. W górną część fotela wciągnęłam gumkę kapeluszówkę. Kompletna klapa, bo gumka wiecznie uciekała i po kolejnym wciąganiu jej w tunel i kolejnej ucieczce dałam sobie spokój. Prowizorycznie wsunęłam nowy pokrowiec pod stary. Prowizorka, ale od biedy etap przejściowy do momentu zakupu gumki przetrwała.
Tu zdjęcia fotela przed przeróbką.
Jak już nabyłam odpowiednią gumkę nastąpił proces jest wciągania. Łatwizna? Wciągnęłam raz, przy nakładaniu pokrowca gumkę gdzieś wcięło. Wciągam drugi, przy naciąganiu gumka pękła. Wciągam trzeci... czynność powtórzyć. W ręku zostaje mi spory kawałek urwanej gumy. A ponoć miała być elestyczna... Nic to, gumki mam 10 metrów, to wciągam znowu. Traaaaach... O taką ilość powera w rękach w życiu bym się nie podejrzewała. Czuję, że za moment to ja się rozpęknę razem z tą trefną gumką... W końcu w pokrowcu ląduje jakieś kolorowe i elastyczne ustrojstwo z napisem "follow your dreams", które kupując białą gumkę wrzuciłam nie wiedzieć po co do koszyka. Łapię się na tym, że mruczę do gumki: follow co chcesz, tylko nie pękaj...
Może to nie jest mistrzostwo tapicerstwa, ale spełnia zadanie maskująco - ochronne. Cieszy, że mogę pokrowiec zdjąć do prania. A fakt, że "obicie" fotela mogę zmienić na nowe zależnie od pory roku, wystroju wnętrza, a nawet od humoru daje ogromną frajdę. Na pewno powstaną kolejne wersje. Tylko ta gumka... tylko ta gumka...