Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

czwartek, 29 grudnia 2016

Ogloszenia drobne - idioci idiotom 2/2016

Dla naszego klienta w Bredzie pilnie poszukujemy kandydatow do pracy logistycznej w branzy mody. Praca polega na zbieraniu zamowien za pomoca skanera

 Oferujemy:

atrakcyjna stawka

praca na parttime

regularne godziny pracy

czyste srodowisko pracy

Zainteresowany/a?


Branża mody... Michael Kors czeka na ciebie? ;)))
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
dla naszego klienta w ede poszukujemy kandydatuw do zbieranie zamuwien ubran zywnosci dl zwerzand tomek@.....

Kolega matury by nie zdał. Jako osoba szyjąca niezwykle zaciekawiły mnie te ubrania dla "zwerzand" :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tu kolejne ogłoszenie drobne tego samego mistrza ortografii. Tak, tak już słyszę, że pewnie ma dysgrafię, dysleksję i inną dyskopatię. Tylko, że jest coś takiego jak sprawdzanie pisowni. 

dla naszego firmy poszukujemy pracownikuw do motarzu elementuw ukladanie materialuw prosimy o kontakt  tomek@...............nl

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Chwała na niebieskościach

Materiału po kopertowej bluzce zostało mi całkiem sporo. Pierwsza myśl o sukience z wodą padła śmiercią naturalną, bo aż tyle to materiału nie było, aby ciąć po skosie. Stanęło zatem na modelu 128 z Burdy 11/2013 - rozmiar dla konusów czyli 17.

Wykończenie pod szyją wyszło mi  stójkowate i nie jestem pewna, czy o to mi właśnie chodziło, choć na człowieku prezentuje się dobrze.

Przy szyciu tej sukienki największym kłopotem okazał się... Franek. Miejscówka na stole pod lampką była tak wygodna, że nijak nie dało się jej przepędzić. Skutecznie ograniczała i tak ograniczone miejsce na biurku dodatkowo próbując upchnąć ogon pod szyjącą maszynę.

Broń Boże nie budzić. W razie wojny lub pożaru przenieść w bezpieczne miejsce.

Każdy posiadacz kota wie, że mediacje nie pomagają, powoływanie się na przepisy BHP w miejscu pracy też nie skutkuje, a przeniesienie kota w bezpieczne miejsce mija się z celem, bo zanim właściciel wróci do maszyny, kot już leży na biurku.




Po uszyciu tej sukienki odkryłam, że pseudo overlockowy szew elastyczny dużo znosi, ale nie wytrzymuje biegu i pokonywania trzech schodów na raz w metrze :)


Psychicznie zaczynam się stabilizować. Tabletki działają. Nie ma skoków nastroju w górę czy dół. Nie ma czarnych myśli, ale i nie ma euforii. Chciałabym się popłakać, ale nie mogę. Wszystko płaskie jak holenderskie pola. Własne życie wydaje się iluzją. Niczym film oglądany w pustym kinie.
Fizycznie się nie stabilizuje. Tabletki nie działają. A raczej działać przestały. Mój przygłupi lekarz domowy ma przerwę świąteczną do stycznia, więc zapowiada się ciekawie. Uroki życia na zabitej dechami wsi. Ale nic to... Idę opychać się makowcem. To jedyna rzecz, którą przygotowałam sobie na te polskie nie w Polsce święta.

Wczoraj w ramach świątecznego obiadu będąc u znajomych obżerałam się chińszczyzną, bo mąż mojej przyjaciółki pochodzi z Kantonu. Pyszności. Można świętować i bez bigosu :)

sobota, 24 grudnia 2016

I moved

Ten, kto oglądał "The Dressmaker" wie co oznacza tytuł posta. Ten kto nie oglądał - musi obejrzeć!
Innymi słowy - czasem, żeby przestać być ofiarą wystarczy po prostu wykonać ruch. I moved.

Wesołych Świąt

Na blogach świąteczne dekoracje, świąteczne klimaty, świąteczne życzenia.

Moje święta w tym roku będą wyjątkowo smutne i samotne. Zakończony boleśnie związek, samotne święta i choroba, o której nie chcę pisać, bo ciągle łudzę się, że okaże się tragiczną pomyłką.

Mimo wszystko życzę wszystkim moim blogowym przyjaciółkom, obserwatorom i odwiedzającym tego bloga zdrowych, radosnych i pełnych magii świąt.




czwartek, 22 grudnia 2016

Big girls cry, tough girls cry...

"Tough girl in the fast lane

No time for love

No time for hate

No drama

No time for games

Tough girl whose soul aches



I'm at home, on my own

Check my phone, nothing, though

Act busy, order in

Pay TV, it's agony



I may cry, ruining my makeup

Wash away all the things you've taken

And I don't care if I don't look pretty

Big girls cry when their hearts are breaking

Big girls cry when their hearts are breaking

Big girls cry when their heart is breaking



Tough girl, I'm in pain

It's lonely at the top

Blackouts and airplanes

I still pour you a glass of champagne

Tough girl whose soul aches



I'm at home, on my own

Check my phone, nothing, though

Act busy, order in

Pay TV, it's agony



I may cry, ruining my makeup

Wash away all the things you've taken

And I don't care if I don't look pretty

Big girls cry when their hearts are breaking

Big girls cry when their hearts are breaking

Big girls cry when their hearts are breaking



I wake up, I wake up, I wake up

I wake up, I wake up, I wake up

I wake up, I wake up, I wake up

I wake up, I wake up, I wake up

I wake up alone



I may cry, ruining my makeup

Wash away all the things you've taken

And I don't care if I don't look pretty

Big girls cry when their hearts are breaking

Big girls cry when their hearts are breaking

Big girls cry when their heart is breaking"












środa, 21 grudnia 2016

Zielony jak nadzieja

Skąd się wzięło przekonanie, że zielony jest kolorem nadziei? Bo wiosną wszystko budzi się zielenią do życia? Bo zielona koniczyna? Podobno to kolor szczęścia. Dlatego stoły bilardowe i maszyny w kasynach są zielone. Podobno również nadzieja umiera ostatnia. Moja zdycha. Związek, który mnie zdewastował, codzienne nawarstwiające się problemy i nieustanne wizyty u lekarzy budzące coraz większy niepokój. Nadzieja zabijana na raty.

W niedzielę w nocy myślałam, że dostałam zawału. Potworne kołatanie serca, ból w klatce piersiowej, trudności w oddychaniu. Pogotowie, które przyjechało stwierdziło arytmię serca na tle nerwowym. Paradoks - złamane serca a wali jak opętane. Dostałam zastrzyk. Kołatanie ustało, rana została. Choć z drugiej strony, kiedy myśli się, że się umiera wszystkie sprawy wyglądają inaczej.
Ale dosyć tych smutków. Miało być o zielonym swetrze. Powstał już jakiś czas temu, ale okoliczności nie sprzyjały pisaniu i robieniu fotek.

Zajawka swetra lekko vintagowego już była. Oczywiście, moja wersja nie jest identyczna jak sweter ze zdjęcia. Samodzielność kombinowania i satysfakcja z rozkminiania wzoru ze zdjecia (choć powiedzmy sobie szczerze, że nie był on jakiś wybitne skomplikowany) rekompensuje rozbieżności z oryginałem. Wiązadło mogłoby być lepsze. Ale jak to mówią... nobody's perfect.

Włóczka - alpaca brushed silk, kolor 11. Robiony na drutach nr 6, mankiety i wiązanie nr 5. Sweter robiony od góry. Zużycie -3 i pół motka.

Zdjęcia byle jakie. Do wiosny (tej zielonej) pewnie lepszych nie będzie. "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?" Depresja?







Sweter wyjęty z szafy, więc z lekka wymięty :)


I na koniec Sia (ostatnio moja ulubiona) kompatybilna nastrojem i tekstem:


czwartek, 15 grudnia 2016

Wracam, ale nic nie obiecuję.

Trochę mnie nie było. Różne, łagodnie mówiąc problemy życiowe i dziwne sytuacje spowodowały, że musiałam zniknąć z pola widzenie kilku osób.

Ostatni związek z facetem skończył się w sposób dramatyczny i okrutny. Kolejny facet, który okazał się super szczurem, jak powiedziałaby Holly Golightly. Ten, okazał się dosłownym szczurem, bo wyprowadził się uciekając jak ten  gryzoń zostawiając jeno karteczkę na stole. Wybebeszył mnie emocjonalnie do tego stopnia, że wylądowałam u lekarza wyczerpana fizycznie i psychicznie kończąc na silnych psychotropach. Zawsze myślałam, że jestem silna i ze wszystkim dam sobie radę sama. Okazało się jednak, że nagromadzenie traumatycznych wydarzeń w ciągu ostatnich lat po prostu mnie przerosło. Do tego doszły problemy ze zdrowiem.
Trafiłam na lekarza, który uświadomił mi, że twardziele z GROM-u po traumatycznych misjach i przeżytych masakrach też myśleli, że dadzą sobie radę sami, a potem wystarczył rozjechany przy drodze pies by człowiek się dokumentnie posypał. Czas nie zawsze, jak widać działa na naszą korzyść, a każdy z nas ma określoną pojemność stresu do udźwignięcia.

Długo biłam się z myślami czy tu wracać. Fakt, że zhakował mojego maila (facet, a nie lekarz) sprawił, że dostałam obsesji bycia inwigilowaną i śledzoną w necie na każdym kroku. Po pewnych modyfikacjach ochrony prywatności zdecydowałam się jednak wrócić. Wiele postów nadal z nim się kojarzy, łączy i boli, ale nie będę usuwać połowy bloga tylko ze względu na bolesne skojarzenia.  Blog zawsze był odskocznią od rzeczywistości, a pisanie stanowi swego rodzaju terapię. Mam nadzieję, że w obecnej sytuacji również mi pomoże.

Nie obiecuję, że szybko wrócę do normalnego trybu życia,  pisania,  szycia, dziergania, decoupagu, ale mam nadzieję, że nawet po tym tsunami w końcu wyjdzie słońce. Jeszcze się nie poddaję.