Innym powodem wrzucenia tych zdjęć jest post o zpagetti Igabeli.
Mojej zpagetti bag do ideału daleko, a wszycie podszewki okazało się nie lada wyzwaniem. Bez mała nogą musiałam upychać te warstwy pod stopkę. O tym, że jest coś takiego jak regulacja nacisku stopki przypomniałam sobie, jak już zlana potem podziwiałam efekt pracy. Wstążkowe kokardki są wymiennym elementem zdobniczym.
W ten oto sposób wyszła mi seksowna torebka na pięć kilo kartofli ;)
![]() |
Gościnnie występuje broszka-ważka, którą już wcześniej Wam pokazywałam. |
![]() |
Kieszonki przyszyte ozdobnym ściegiem. Jest mocniej i ładniej (przynajmniej w moim mniemaniu). |
![]() |
Moja pierwsza kieszonka z zamkiem. Może nie wyszło idealnie, ale i tak jestem zadowolona. Nie było to aż tak trudne jak się spodziewałam. |
Tak wiem, dół podszewki powinnam była piknie podszyć ręcznie. Ale w nosie mam piknie, wolę mocniejszy szew maszynowy. Białej gorączki dostaję jak mi coś (najczęściej telefon) wpada w czarną dziurę dziurawej podszewki. Niestety, w kupnych torebkach piknie wykończonych już mi się to kilka razy przytrafiło.
Sama włóczka/nić czy jak to zwał w obróbce trudna nie była i dziergało się całkiem przyjemnie. Jedyny mankament to jej różna grubość. Umiejętność obsługi szydełka na pewno zwiększa pole manewru jeśli chodzi o zpagetti. Ja ograniczam się jedynie do drutów.
Z torebki jestem zadowolona. Wszystko mi się mieści, kieszonki rozplanowane są z moimi potrzebami na wymiar, więc jest porządek. Niestety nikt jeszcze na ulicy nie rzucił się na mnie z chęcią jej odkupienia, zagarnięcia, porwania, względnie nawiązana jakiegokolwiek kontaktu na okoliczność wejścia w jej posiadanie, ale pewnie dlatego, że mało się z nią udzielam ;)
Myślę, że nie jest to moja ostatnia zpagetti twórczość.
Ciąg dalszy fioletowej obsesji nastąpi. Kiedyś.