Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zpagetti. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zpagetti. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 stycznia 2014

Jak śliwka w kompot - 1

Miał być długi post ukazujący moją ostatnią śliwkową gorączkę. Ale w życiu są pewne priorytety i szycie fioletowej sukienki i bluzki ustąpiło miejsca zmasowanemu atakowi zwężania ubrań. Dziwnym trafem wszystkie ciuchy rozciągnęły mi się o jakieś 6 cm. 18 kilogramów temu byłabym pewnie szczęśliwa. Teraz nie bardzo. Jak to w życiu wszystko jest względne...
Innym powodem wrzucenia tych zdjęć jest post o zpagetti Igabeli.

Mojej zpagetti bag do ideału daleko, a wszycie podszewki okazało się nie lada wyzwaniem. Bez mała nogą musiałam upychać te warstwy pod stopkę. O tym, że jest coś takiego jak regulacja nacisku stopki przypomniałam sobie, jak już zlana potem podziwiałam efekt pracy.  Wstążkowe kokardki są wymiennym elementem zdobniczym.
W ten oto sposób wyszła mi seksowna torebka na pięć kilo kartofli ;)

Gościnnie występuje broszka-ważka, którą już wcześniej Wam pokazywałam.

Kieszonki przyszyte ozdobnym ściegiem. Jest mocniej i ładniej (przynajmniej w moim mniemaniu).

Moja pierwsza kieszonka z zamkiem. Może nie wyszło idealnie, ale i tak jestem zadowolona. Nie było to aż tak trudne jak się spodziewałam.

Tak wiem, dół podszewki powinnam była piknie podszyć ręcznie. Ale w nosie mam piknie, wolę mocniejszy szew maszynowy. Białej gorączki dostaję jak mi coś (najczęściej telefon) wpada w czarną dziurę dziurawej podszewki. Niestety, w kupnych torebkach piknie wykończonych już mi się to kilka razy przytrafiło.

Sama włóczka/nić czy jak to zwał w obróbce trudna nie była i dziergało się całkiem przyjemnie. Jedyny mankament to jej różna grubość.  Umiejętność obsługi szydełka na pewno zwiększa pole manewru jeśli chodzi o zpagetti. Ja ograniczam się jedynie do drutów.
Z torebki jestem zadowolona. Wszystko mi się mieści, kieszonki rozplanowane są z moimi potrzebami na wymiar, więc jest porządek.  Niestety nikt jeszcze na ulicy nie rzucił się na mnie z chęcią jej odkupienia, zagarnięcia, porwania, względnie nawiązana jakiegokolwiek kontaktu na okoliczność wejścia w jej posiadanie, ale pewnie dlatego, że mało się z nią udzielam ;)

Myślę, że nie jest to moja ostatnia zpagetti twórczość.

Ciąg dalszy fioletowej obsesji nastąpi. Kiedyś.