Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 lipca 2024

Kobieta w fioletowej spódnicy






Wbrew tytułowi nie będzie o mnie. Choć ci co mnie znają wiedzą, że po fazie fascynacji czerwienią nastała u mnie fala na fiolety.

Kobieta w fioletowej spódnicy to powieść japońskiej autorki Natsuko Imamura. Ta bestsellerowa książka  w 2019 roku otrzymała najbardziej prestiżową japońską nagrodę imienia Akutagawy. 

Co spowodowało, że kupiłam tą książkę? Nie wiem. Nie pamiętam. Może tytuł? Może była to okładka Małgorzaty Flis? BTW czy te projekty nie przypominają Wam szkiców Szancera? Może jestem dziwna, ale przeglądając okładki robione przez Panią Małgorzatę już kilka innych pozycji wylądowało w moim koszyku... Magia pasteli. I w tym przypadku powiedzenie, że nie ocenia się książki po okładce okazało się nietrafione! 
 Muszę tu nadmienić, że na szczęście na zakup książki nie miały wpływu recenzje z Lubię czytać,  bo zerknełam na nie już po przeczytaniu książki. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że na tym portalu ludzie może i lubią czytać, acz ich zdanie, eufemistycznie mówiąc jest bardzo mało miarodajne.  


"Jestem Twoim cieniem...

Prawie każdego popołudnia Kobieta w Fioletowej Spódnicy siada na ławce w parku, a okoliczne dzieci usiłują wciągnąć ją w zabawę. Nie domyśla się, że od dawna obserwuje ją Kobieta w Żółtym Kardiganie, która wie o niej prawie wszystko - zna jej ulubione posiłki, rozkład dnia i sposób zachowania. Wkrótce spotkają się w jednym miejscu pracy. Tam Kobieta w Fioletowej Spódnicy skupia na sobie uwagę wszystkich. Kobieta w Żółtym Kardiganie, nie zauważana przez nikogo coraz bardziej zatraca się w szaleństwie"

Taką to oto informację możemy przeczytać na okładce książki. Nie jest to mój pierwszy kontakt z literaturą japońską. Jako fanka twórczości Haruki Murakamiego być może nie jestem obiektywna w swych ocenach, ale... czyż jakiekolwiek oceny, recenzje i komentarze mogą być tak do końca obiektywne?

Zdjęcie wygenerowane dzięki uprzejmości TimAI i Ideogram.


Książkę przeczytałam na jednym "wciągu" vel wdechu. Czy dlatego, że jestem na fioletowo-azjatyckim chaju czy dlatego, że taka jest wciągająca, czy może dlatego, że trafiła ona na odpowiedni moment? 
Pewnym jest, że literatura azjatycka różni się od europejskiej, a tym bardziej od amerykańskiej. Użyłabym takiej, może nieco wyolbrzymionej metafory, że o ile amerykańska literatura to hałasująca, rozpędzona motorówka, europejska - nobliwie płynący żaglowiec, tak twórczość azjatyckich pisarzy często przypomina mi wycieczkę kajakiem - wolną, czasem męczącą i wymagającą przystanków, ale za to z opcją podziwiania widoków, których nie da żaden inny środek transportu. Jeśli ktoś lubi twórczość Murakamiego istnieje prawdopodobieństwo, że i ta książka przypadnie mu do gustu. Nie jest to zdecydowanie pozycja dla fanów Mroza, Bondy czy nawet Kinga.

Kobieta w fioletowej spódnicy  to dla mnie subtelne studium samotności, obsesji, wyobcowania... Kobieta w żółtym kardiganie, wydawać by się mogło, że w tak krzykliwym kolorze swetra nie może pozostać niezuważona, a jednak jest idealnie niewidzialna. Żyje życiem kobiety w fioletowej spódnicy. Zna jej grafik pracy, rozkład dnia, zna sposób chodzenia, wie co jada i niczym nadgorliwa sąsiadka wie kto i o której przychodzi, oraz o której mieszkanie opuszcza. Według niej, kobieta w fioletowej spódnicy jest fascynująca, idealna, ciekawa. Ale czy faktycznie taka jest? A może jest tak, że "mroczny obiekt pożądania" zawsze wydaje się ciekawszy i pięknięjszy niż jest w rzeczywistości? Może chodzenie w czyichś butach jako ucieczka od codzienności zawsze będzie bardziej pociągające?

Owszem, to nie jest książka idealna. Punkt kulminacyjny pojawił się jak dla mnie znienacka. A zakończeie pozostawiło pewien niedosyt. Choć z drugiej strony... Czyż nie lepiej zostać z tym poczuciem niedosytu niż z efektem amerykańskiego przejedzenia vel przesłodzenia? 



A jakie jest Wasze doświadczenie z literaturą azjatycką? 



Ocena:




sobota, 20 lipca 2024

Gotowi na wszystko...

 


Wygenerowane dzięki współpracy TimAi i Ideogram.

Gdybym miała zrecenzować tę oto książkę jednym zdaniem napisałabym - Run Forest, run! Byle szybko i daleko od tego tworu! No dobrze, wyszły mi dwa zdania. Agata Przybyłek, autorka "Gotowych na wszystko" miała dosyć ciekawy pomysł. Wzięła żądną sławy, marzącą, aby zostać "selebrytką" blondynkę i wrzuciła ją do reality show dla narzeczonych. Tyle że Paula, bo tak się wabi to nieszczęście, narzeczonego nie miała. Przygarnęła zatem dawnego przyjaciela, nomen omen posiadającego już narzeczoną - Zuzę. I to jest, moi drodzy już cała akcja i fabuła.

Przez ponad pół książki dzieje się wielkie nic, nie licząc niepotrzebnych opisów rzeczy, które znaczenia nie mają, a są jeno tłuściutkim zapychaczem książki. A co wolno Murakamiemu, to nie Tobie Przybyłek. Postaci są płaskie jako te łąki Holandii. Co więcej - jako te łąki Holandii zalegają poniżej poziomu morza. Depresja... W gratisie. 

Zuza - narzeczona numer 1 potraktowana po macoszemu. Jednostronnie, bez pogłębienia.  Dialogi nieżyciowe i nic nie wnoszące. Język egzaltowanej nastolatki. A do tego roi się od błędów wszelakich - stylistycznych, logicznych, a nawet gramatycznych.  Cóż, widać ani autorka, ani korektorzy, ani wydawnictwo poczucia wstydu nie mają. Spytacie zatem zapewne czemuż to, ach czemuż i w jakiej pomroczności po-twora tego nabyłam? 


No właśnie... Czytając podręcznik Katarzyny Bondy Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania. natknęłam się na informację, że komedia, że zabawna...że lekka... Spragniona historyj zabawnych niczym mieszkaniec Holandii słońca (przynajmniej w tym roku) - durna ja, po przeczytaniu ocen na Lubimy czytać -  durna ja, książkę nabyłam. Po trzykroć durana ja. Jeśli dla Pani Bondy ta książka jest zabawna i godna wymienienia, to wątpię  czy powinna innych pisania uczyć. Chyba, że ma to być żywy dowód jak pisać abolutnie nie należy.



Nawet okładka taka zmyłkowa, bo jak dla mnie mogłaby opisywać kurs tworzenia ikebany.. W wersji Mazowsze śpiewa,  tańczy i kwiaty po polach zbiera.




Reasumując tą kusą recenzję -  książkę zmęczyłam tylko dlatego, że zżerała mnie chora ciekawość sprawdzenia jak nisko można upaść. A jak zmęczyłam... tak..byłam już gotowa na wszystko! Zażycie środków przeczyszczających, sprowokowanie wymiotów, a nawet skoczenie z klifu jeśli takowy napatoczyłby mi się w okolicy. 
Tylko dla osób o mocnych nerwach i żądnych ekscesów. A i tym raczej polecam skok ze spadochronem. Względnie bez. 



Ocena:



niedziela, 20 marca 2016

O szyciu, życiu, zemście i miłości czyli... The Dressmaker.

Mało co mnie porusza. Przez ponad 40 lat życia wytworzyłam sobie skórę jak pancerz żółwia. Zdarza się jednak, że nawet przez tą skorupę coś się przebije. Tak jest z moim ostatnim odkryciem - australijskim filmem The Dressmaker.  Nie będę streszczać fabuły, nie będę robić opisu i recenzji. Powiem tylko jak w tytule, że to film o szyciu, życiu, miłości i zemście, gdzie śmiech miesza się ze łzami, a pastisz współgra z głęboką refleksją. Chcecie więcej? To zobaczcie. Nie chcecie? Cóż... Zobaczcie mimo wszystko - nie będziecie żałować.

Ten film jest w mojej Top 10. Jeden z najlepszych filmów jakie widziałam.  I nawet  nie chodzi tu o walory artystyczne. Nie jestem krytykiem. Nawet nie chcę nim być. Po prostu są filmy, książki, muzyka, które sięgają tak głęboko, że czy chcesz czy nie - zmieniają Ciebie i Twoje życie.
Skończył się film, przebrzmiała muzyka, zniknęły napisy, a ja poczułam szum. Szum skrzydeł, które wyrastając dodając mocy i odganiając strachy. Niczym skrzydła jazdy husarskiej. Może dlatego, że w tym rozdeptanym skrawku filmowego lustra można zobaczyć refleksje swego życia - strachy, traumy, bóle, nadzieje i marzenia.

Po obejrzeniu  filmu z trudem powstrzymałam się, żeby nie włączyć go od nowa, bo może coś przegapiłam, bo już mi czegoś brakowało, bo chciałam jeszcze... no i ta genialna muzyka (słucham jej non stop od tygodnia i ciągle mi mało), boskie ciuchy (nic nie przebije stylu lat 50-tych) i Kate Winslet, która przeszła samą siebie i osiągnęła tą rolą szczyt... aktorskiej kobiecości.

Tak wiem, nie jestem obiektywna. Mam na punkcie tego filmu  hopla. Na punkcie muzyki mam totalnego hopla. Jeśli ktoś się nie zgadza - jego wola: ot, rzucam rękawiczkę i wzywam na udeptaną ziemię.
Rękawiczka niczym z filmu, co?

Czytałam komentarze, że Liam Hemsworth jako rówieśnik Kate Winslet to pomyłka, ale... kogo to obchodzi? Czy wszystko musi by mierzone, ważone, pod linijkę? Czy trzeba kochać równolatka? Ten film jest przeciwko schematom. Wszelakim.
Jakoś nikomu nie przeszkadza fakt, że w filmie The Revenant  bohater na koniu spada z góry na ogromną sosnę, z sosny zostają wióry, konia szlafia trag, a bohaterowi nic. My hero! Bo gdy chodzi o hamerykańską sieczke ze Leosiem di Caprio wszystko jest cacy. Nawet absurd pierwszej wody.
The Dressmaker nie jest absurdem. Jest melanżem emocji, stylów, marzeń, strachów i nadziei.

I moim zdaniem, wbrew zapowiedziom na afiszach to nie jest film o zemście. Według mnie, Tilly nie planowała zemsty. Wróciła do miejsca, gdzie się wychowywała, by zrozumieć, wyjaśnić wydarzenia z przeszłości. Czarna owca, wyrzucona poza nawias. Dziecko inne, pogardzane, odpychane, "gorsze". Wróciła i chciała wcisnąć się w te małomiasteczkowe schematy. Kiedy pojawiła się "konkurencja" mówi: "i to teraz, gdy prawie mnie polubili". Tak nie mówi ktoś żądny zemsty. Zemsta przychodzi... Bo przyjść musi. No proszę, a miałam nie opisywać.. Zobaczcie sami.

Oficjalna strona filmu - http://www.thedressmakermovie.com.au
Ścieżka dźwiękowa na której znajduje się 25 utworów jest do zdobycia tylko w trzech miejscach jako pliki do ściągnięcia: iTunesCDBaby.com i  Amazon .

Uwiedziona filmem odkryłam, że powstał on na podstawie książki  Rosalie Ham o tym samym tytule. Pewnie ją wyszperam i przeczytam, chociaż "skażenie" filmem może wpłynąć na moją ocenę.


Wczoraj, ponownie obejrzałam ten film z przyjaciółką. Nie byłam rozczarowana, nie byłam znudzona, a przyjaciółce też film się podobał.  Teraz wiem, że następny raz (tak, będzie następny raz) obejrzę film w oryginalnej wersji językowej, bez polskich napisów, aby jeszcze lepiej poczuć jego humor i grę słów.


Łapa do góry która szyjąca widziała już ten film?

sobota, 3 stycznia 2015

Little black dress... yes, yes, yes.

Z Nowym Rokiem stałam się szczęśliwą posiadaczką książki  Droomjurken. Little Black Dress autorstwa Dolin Bliss O'Shea. O pierwszej cześci z tej serii  Droomjurken pisałam już wcześniej. Druga część jest jak dla mnie jeszcze bardziej smakowita. Owszem, projekty są dosyć proste. Jednak w przypadku małych czarnych jest to tylko i wyłącznie plus. Swoją drogą często szukałam prostych, sprawdzonych, klasycznych modeli i niestety znalezienie takowych obecnie  bywa to trudne. Coraz częściej najbardziej popularne źródło wykrojów czyli Burda raczy nas futurystycznymi dziwolągami, które może i realizują wizje projektantów, ale jak dla mnie nie nadają się do założenia na grzbiet i pokazania światu.
Baza wykrojów z prostymi modelami, które dzięki zmianie materiału, koloru, wykończenia czy dodatków dostają nowe życie wydaje mi się świetnym pomysłem.
Ta książka obfituje w takie właśnie wykroje. Proste, klasyczne, bez udziwnień, bez przekombinowania.
Wszystkie zamieszczone zdjęcia są skanami z książki.

Szata graficzna i oprawa książki utrzymana jest w takiej samej stylistyce jak pierwsza część. Karty z wykrojami umieszczone są w dołączonej kartonowej kopercie.
Jednak w Little Black Dress wstępna część dotycząca technik szycia jest bardziej rozbudowana.

Książka zawiera 20 wykrojów podstawowych sukienek, które odpowiednio modyfikowane z małych czarnych mogą przeobrażać się w kreacje o różnych stylach na różne okazje. Wśród nazwisk, które sugnują te modele znajdziemy: Coco Chanel, Joan Crawford, Avę Gardner, Grace Kelly, Mary Quant, Lizę Minelli, Anjelicę Huston, Księżną Dianę, Kate Moss i Audrey Hepburn.

Choćby dla sukienki Audrey z filmu Sabrina  warto nabyć tą książkę.
I właśnie od tej sukienki, która kusi już z okładki zaczynam.
Oryginalna sukienka z filmu jest dłuższa niż prezentowany w książce model, ale któż by się przejmował takim detalem?


Schemat "Sabriny".

Drugi wariant tej samej sukienki. Zamiast zamaszystego dołu, prosta ołówkowa spódnica. Jak dla mnie równie urocza.



Co prawda "Sabrina" nie jest moją wymarzoną sukienką Audrey. Tak wiem, nie jestem  oryginalna marząc o sukienkce ze Śniadania u Tiffaniego. Choć muszę też przyznać, że "Sabrina" jest  praktyczniejsza i założenie jej nie wymaga super okazji i czerwonych dywanów.


A teraz pozostałe przykłady  i moje kompilacyjne kombinacje z gimpem. Pierwszy raz się tak bawię, więc przymknijcie oko na niedociągnięcia.


Model bardzo podobny do prezentowanej w pierwszej książce sukienki Marilyn Monroe.



I pomyśleć, że długo szukałam prostej sukienki z wodą i lekko kimonowym rękawem. Prosta, łatwa do uszycia, a jednocześnie dająca tyle możliwości.


Piękna, kobieca sukienka.
W tym przypadku rzekłabym, że przeróbka jest lepsza od oryginału. Sukienka Kate Moss jak dla mnie przez nadmiar koronki jest wręcz wulgarna. Model przedstawiony w książce, z podszewką zdecydowanie bardziej mi się podoba.


Klasyczna mała czarna. Boska w swojej prostocie.
Oba warianty bardzo mi się podobają. Uwielbiam kopertowe fatałaszki.
Moim zdaniem najmniej ciekawa sukienka. Trochę pensjonarka, trochę Lolitka. W każdym razie nie mój klimat. Drugi model tej sukienki już bardziej do mnie przemawia, choć i tak uważam, że to najsłabszy model.

Dla osób szukających wysublimowanych i skomplikowanych projektów ta książka może być zbyt prosta. Dla tych, którzy cenią klasyczną prostotę, ponadczasową elegancję i  nostalgię retro stylu może być źródłem inspiracji.

Mój egzemplarz jest po holendersku, ale oryginalne wydanie jest po angielsku.
Książka do nabycia na amazon.com, ebay.com lub bol.com. Niestety nie wiem jak jest z jej dostępnością w Polandii.





Rob, hartelijk bedankt voor dit boek! En voor Pluk ook ;)


piątek, 25 lipca 2014

O tym jak pokochałam piłkę.

Ha, mam Was. Pewnie myślicie, że gwałtownie zapałałam miłością do sportu - piłki nożnej, koszykówki, siatkówki czy choćby tenisa. Nic z tego. Tytuł bynajmniej nie oznacza również afektu do jakiegoś bardziej obłego osobnika płci przeciwnej.  Po prostu... Bol.com powrócił do mego życia. Już wcześniej korzystałam z tego sklepu i za każdym razem byłam zachwycona. Po pierwsze asortymentem. Prócz oczywistego faktu ogromnej ilości książek holenderskich można tam również nabyć książki angielskie, niemieckie czy hiszpańskie. Z polskich, jak na razie trafiłam jedną (Myśli przy kawie Grace Carter), ale o niej będzie innym razem, bo powinna trafić w me łapy 7 sierpnia.
To u nich kupiłam Droomjurken oraz serię książek Style me vintage  (pisałam tylko o jednej, mogę skrobnąć o pozostałych dwóch, o ile by to kogoś interesowało).
I muszę Wam wyznać, że mimo znacznego ograniczania się moja lista życzeń na tej stronie robi się coraz dłuższa.

Teraz zdecydowałam się nabyć The Sewing Stitch and Textile Bible, której autorką jest Lorna Knight. Szukałam tej książki na polskim rynku, ale widać nie ja jedna, bo wszędzie była już wykupiona, a ja nie mam cierpliwości do grzebania nieustannego po polskich, wątpliwej atrakcji księgarniach internetowych czy allegro. O tej książce pisała też Bezdomna Wioletta z szafy. Polecam lekturę tego postu jak i całego bloga.

Zanim przejdę do samej książki jeszcze kilka zachwytów nad bolem. Po opłaceniu zamówienia na stronie pojawia się informacja, jakiego dnia możemy spodziewać się przesyłki. Czas realizacji zamówień jest różny. Dla książek holenderskich krótszy (1-3 dni), dla publikacji obcych dłuższy (nawet do kilku tygodni). Gdy produkt zostanie wysłany otrzymacie mail ze szczegółami. Zdarza się, że przesyłka zostaje wysłana wcześniej niż uprzednio planowano.  Jako i dzisiaj u mnie było. Niespodzianka!
Jeśli zamawiacie kilka rzeczy i mają one różny czas realizacji wysyłane są oddzielnie, ale za wysyłkę płacicie tylko raz. Niespodzianka!
Możecie zamówić książkę, która dopiero zostanie wydana. Rezerwujecie ją sobie, płacicie i czekacie bez konieczności biegania do księgarni w celu sprawdzenia czy wyczekiwana książka już się pojawiła.  Tako też uczyniłam z angielskojęzycznym wydaniem Mistrza i Małgorzaty. Niespodzianka! 
A na urodziny Pan de Bol pojawi się u Was z zabawnymi mailowymi życzeniami. Niespodzianka!
Uprzejmie informuję, że nie jest to artykuł sponsorowany. A to niespodzianka - zachwycam się bezinteresownie. Bol nie boli.

No dobra, to kula*-jmy się z tą recenzją.

Książka jest pięknie wydana. Twarda okładka, dobrej jakości papier, spirala zamiast klejenia czy szycia książki, przejrzystość instrukcji, poręczny format i piękna szata graficzna. Same plusy.
Na początku książki pojawiają się informacje o narzędziach i wyposażeniu (nożyczki, markery, igły itp.). W tym dziale mamy też notki o maszynach do szycia, overlockach, stopkach do maszyn i niciach. 

Następne rozdziały zawierają informacje o ściegach: ręcznych, maszynowych, overlockowych oraz dekoracyjnych.  Szczególnie interesujące wydały mi się ściegi dekoracyjne pokazujące m.in. haft wstążeczkowy, satynowy, czy wycinany (mam wrażenie, że ma on jakąś swoją polską nazwę).
Przejrzyste ikonki informują o sposobie zastosowania danego ściegu, materiałach w których można go użyć, alternatywnym zastosowaniu np. odpowiedniku ręcznego ściegu w maszynie do szycia czy sposobie prasowania i wykończenia.
Przykład ściegów ręcznych

Przykładowe ściegi na overlocku.
Ściegi maszynowe.
Ściegi dekoracyjne - haft wycinany.

Ściegi dekoracyjne - haft wstążeczkowy.

Ściegi satynowe.
Kolejne rozdziały pokazują różne techniki krawieckie. Znajdziemy tu wiadomości co to jest szew francuski, szwy do mocowania fiszbin, wykończenie Hong Kong, ścieg rolujący w wersji ręcznej i maszynowej. Poznamy też metody naszywania aplikacji,  robienia i przyszywania guzików, mocowania nap oraz innych zapięć. Dowiemy się wszystkiego o rodzajach zamków i ich "montażu".
Metody robienia obszywanej dziurki na guzik. Z lewej maszynowo, z prawej ręcznie.

Przedostatni rozdział to przewodnik po tkaninach. Wybór materiału może być kluczem do sukcesu projektu, ale wiąże się też z koniecznością zastosowania odpowiednich igieł, nici, technik, a nawet sposobu cięcia czy konserwacji. Wszystkie te informacje znajdziemy właśnie w tym dziale. Naturalnie, ciągle pojawiają się nowe tkaniny,  ale w tej książce mamy nawet informację o materiałach ogniotrwałych czy neoprene (materiał wodoodporny używany do szycia skafandrów nurkowych).

Na końcu książki pojawiają się treści o konserwacji odzieży oraz przydatne linki do stron internetowych, których przyznaję, że nie znałam. Na przykład threadsmagazine - strona z poradami dla szyjących, SewingPatterns.com  - gdzie w jednym miejscu znajdziecie wykroje większości popularnych "wykrojodawców" takich jak Burda, Vogue, Butterick czy Simplicity czy organizacja non-profit www.sewing.org , na której prócz wszelkich instrukcji są też darmowe wykroje (nie spodziewajcie się jednak super designerów :)

Rozpisałam się, a to zaledwie ułamek tego co znajdziecie w tej liczącej 256 stron książce.

Autorka, Lorna Knight, jak sama pisze o sobie, szyje od dziecka. Najpierw były to ubranka dla lalek, potem jako nastolatka szyła już dla siebie.  Później balansowała między krawiectwem, szyciem bielizny i staników.
 "I firmly belive that there is always more to learn, especially with newly developed fabrics and ever-improving technology in sewing machines".
Nie sposób się z nią nie zgodzić. Zawsze będzie coś więcej do nauczenia się, opanowania, poznania. Nowe materiały, nowe technologie, coraz lepsze i bardziej skomplikowane maszyny do szycia. Ta książka to z jednej strony świetna baza dla początkujących szyjących, kompendium wiedzy o ściegach i materiałach, z drugiej strony to przewodnik porządkujący wiedzę także dla  krawcowych z większym doświadczeniem. 


*Dla tych, którzy nadal nie widzą są co ma wspólnego piłka ze sklepem odsyłam na stronę www.bol.com/nl, gdzie przywita Was niebieski Pan kulka. Samo słowo de bol oznacza kulę, piłkę, cebulkę kwiatową.

Zdjęcia są skanami z książki Lory Knight, The Sewing Stitch and Textile Bible. An illustrated guide to techniques and materials 2013.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Grey czyli lubię szarości

Dziś trochę inaczej. Wszyscy skończyli rozpisywać się o świętach i zaczęli podsumowywać co się da. To ja dziś podsumuję pewną książkę. Mówią o niej wszyscy - holenderki w wieku różnym na przyjęciach urodzinowych, nieliczne koleżanki polki a nawet faceci dają do zrozumienia, że wiedzą w czym rzecz (mało który przyzna się wprost do przeczytania babskiej książki). O czym mówię? Ano o Pięćdziesiąt twarzy Greya. Skoro tyle o tą książkę szumu to i ja ją nabyłam (część drugą dostałam w prezencie).

Skąd fenomen ten książki?  Jeśli ktoś pamięta arcydzieło sztuki ludowej pod tytułem Samotność w sieci wie co jest na rzeczy. Harlequin vel ogród miłości z pretensjami do literatury. Książka dla koła gospodyń wiejskich ciekawych inszego życia seksualnego. Bajka żerująca na babskich archetypach. Większość kobiet podskórnie marzy o przystojnym, bogatym  i do szaleństwa je kochającym KIMŚ. Tu dostają na tacy nową bajeczkę ze współczesnym backgroundem. Weź swoje imię, a potem kopiuj i wklej...
Na korzyść książki pana Wiśniewskiego przemawia jedynie fakt, że z tego co pamiętam była cieńsza i mogła posłużyć jako podpórka chybotliwej nogi od stołu.


Historia jest ckliwa i w gruncie rzeczy banalna. Akcja mizerna. Język na poziomie harelquina skrzyżowanego z językiem pseudo książek o rozwoju osobistym (na co drugiej stronie pojawia się "wewnętrzna bogini", która to przemawia do głównej bohaterki na różne sposoby, względnie fika koziołki). Główna bohaterka to mdła panna, z rzekomo ciętym językiem. To akurat mogę wybaczyć. Trudno stworzyć Kopciuszka, królewnę Śnieżkę vel inną królewną dybiącą na księcia, która błyśnie charakterem.
Ktoś mógłby powiedzieć, że czytelników przyciąga erotyka i perwersja. Cóż... Jest to jedyna prawdziwa rzecz w tej książce, choć również podana żenująco nieudolnie.
Panna Anastasia tracąc dziewictwo przeżywa koncertowy orgazm (kto wie... możliwe, że doktor Starowicz zna taki przypadek). Takich bajek i niedociągnięć jest dużo więcej. Notabene po jakimś czasie nawet opisy erotycznych przygód zaczynają nużyć, bo są nudne i przewidywalne, napisane językiem dla nastolatek.
Książka nie wzrusza, nie uczy, nie śmieszy. Jest płaska. Płaskie postaci, jednostronny obraz BDSM, mdła akcja, tragiczny język.

Co ratuje zatem  książkę Pani E. L. James przed dokończeniem żywota w WC jako stuprocentowo skuteczny środek na obstrukcje?  GREY i jego pięćdziesiąt odcieni szarości.
Jest to jedyna postać 3D w tej książce. Może przez swoją niejednoznaczność, perwersje, traumatyczne doświadczenia życiowe, gwałtowne zwroty nastrojów, nieobliczalność... A może dlatego, że lubię popaprańców? Na swoje usprawiedliwienie mam, że nie jestem w tych upodobaniach odosobniona - vide statystyki z Amazon ;)
Ale jeden Grey nawet z pięćdziesięcioma twarzami dobrej książki nie czyni...







sobota, 3 listopada 2012

Style me vintage clothes

W sklepie www.bol.com  (nie jest to tekst sponsorowany, niestety) prócz książki Droomjurken zakupiłam również dwie książki Style me vintage. Jedna dotyczy stylizacji i układania retro fryzur, druga jest krótkim przewodnikiem - poradnikiem po stylach począwszy od lat 20 do 80-tych. Obie książki są pięknie wydane, z okładkami, których faktura sprawia, że przyjemnie bierze się je do ręki, jakby były obłożone materiałem.
Okładka książki

Dziś kilka informacji i zdjęć ze Style me vintage clothes napisanej przez Naomi Thompson. Jej założeniem było przybliżyć kobietom modę retro, a może raczej wskazać jak wykreować własny "retro look" nie popełniając przy tym błędów, nie nadwyrężając kieszeni, a przede wszystkim dobrze się bawiąc.
Autorka na początku książki zastrzega, że nie należy mody vintage czy też jej wytycznych zawartych w książce traktować jak biblię i odżegnuje się od wszelkich purystów stylistycznych. Vintage, retro ma być poszukiwaniem własnego stylu, zabawą, inspiracją. 
Każda "epoka" zawiera zwięzłą informację historyczną i spis informacji co noszono za dnia oraz jakie charakterystyczne elementy pojawiały się w modzie wieczorowej, co pojawiło się nowego, jakie były typowe dodatki itp. 



Teksty okraszone są zdjęciami sukienek, torebek, nakryć głowy czy innych dodatków z ich zastosowaniem na żywych modelkach. 

W książce znajdują się także praktyczne rady jak pielęgnować odzież retro, jak ją reperować, prać.

 



Na końcu pojawiła się także notka o rekomendowanych retro blogach, stronach i sklepach internetowych z asortymentem vintage. 

Czy poleciłabym tą książkę? Dla wielbicielek stylu vintage zdecydowanie tak. Sama książka i jej dotyk przenosi w dawne, lepsze jakościowo czasy. To także ogromna przyjemność dla wielbicielek książek. W obecnych czasach, kiedy książki wydawane są na byle jakim papierze, w miękkich okładkach książka, a często też z błędami, książka wydana na dobrym papierze oraz z twardą, strukturalną okładką to sama radość. 
Chcę  jednak zaznaczyć, że nie jest to kompendium wiedzy o stylu vintage. Książka jest raczej smaczkiem i krótkim poradnikiem. Oczywiście, dzięki wujkowi Google w internecie można znaleźć wszystko, ale czy szanująca się "vintażystka" zdaje się tylko na internet? ;) 

Zatem, na długie, coraz bardziej szare i chłodne wieczory - gorąca herbata z sokiem malinowym, kieliszek rubinowego wina lub aromatyczna kawa, książka i muzyka przenosząca w inną rzeczywistość... 



Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki Naomi Thompson Style me vintage. Clothes wydanej przez Pavilion Books.

piątek, 26 października 2012

Droomjurken czyli czytać każdy może, trochę lepiej trochę gorzej.


Okładka
Gdzieś w internecie natknęłam się na książkę Famous frocks  Ze względu na cenę przesyłki ze Stanów, która wstrząsnęła mną, a nie zmieszała nie zamówiłam jej. Jednak widok Audrey Hepburn na okładce i wizja, że mogłabym uszyć sukienkę stylizowaną na jej kreację skłonił mnie do głębszych poszukiwań. Książka sprowadzana z Anglii też wydała mi się za droga, w Polsce nie znalazłam jej wcale, aż w końcu... Opatrzność objawiła mi www.bol.com, gdzie książka okazała się być nawet przeceniona i z darmową dostawą do domu. Kocham Cię Holandio. Zamówiłam, zapłaciłam i wtedy.. naszła mnie refleksja, że książkę zamówiłam sobie po holendersku :)  Okładkę przeczytałam, krótki opis książki i ze dwie recenzje też, więc widać uznałam, że jest ona w jakimś języku bliżej mi oswojonym... No cóż... NIE CHCEM ALE MUSZEM. Teraz to może WRESZCIE zacznę się uczyć tego języka dla przyjemności, a nie z przymuszonego musu - żeby dostać lepszą pracę, żeby socjalnie i towarzysko się czuć pewniej (czytaj - zrozumieć co jakaś tłusta dupa mówi myśląc, że jej nie rozumiesz), żeby w urzędach patrzyli przychylniej, bo ich językiem władasz...Ale nie o tym chciałam...

Książka mnie oczarowała. Pięknie wydana. Z dołączonymi wykrojami sukienek swego rodzaju ikon (swego rodzaju, bo mogłabym np. dyskutować czy Diana Ross albo Stevie Nicks to ikona). Znajdziecie tu sukienkę  Betty Davis, Rity Hayworth, Jackie Kennedy, Marilyn Monroe i wreszcie... Audrey Hepburn. Nie łudźcie się jednak, że do książki dołączony jest wykrój sukienki ze Śniadania u Tiffan'ego. Aż tak dobrze, to niestety nie ma. Ale cóż... nobody's perfect.  W kopercie "stanowiącej integralną część książki" znajduje się 10 wykrojów - 20 sukienek. Nieskończona możliwość inspiracji.
Bette Davis - oryginalna suknia

a tu... stylizacja

przykładowe szkice wykrojów

Instrukcje szycia

Oczywiście, modele są proste. Dla kogoś kto szyje długo i dobrze może nawet prymitywne, ale dla mnie, stawiającej pierwsze kroczki w szyciu (krawiectwo wydaje mi się zbyt dużym słowem), ta książka to objawienie. Wszystko wyjaśnione, z obrazkami, z informacją o materiałach, zużyciu materiału, ułożeniu formy na materiale, sposobie szycia. Coś w rodzaju szycia krok po kroku. Tyle, że po holendersku :D
Jackie Kennedy...

Informacje o sugerowanych materiałach, ułożeniu formy itp.
Wszystkie zdjęcia, to scany z ksiazki. Niektóre nie są najlepsze, ale książka jest gruba, a ja nie chcę jej nadmiernie wyginać i niszczyć wciskając do domowego skanera.
I wiecie... dawno nie miałam takiej książki, którą noszę z sobą wszędzie, tylko po by się nią nasycić i mieć przy sobie, a zasypiając kładę ją na nocnym stoliku by rano od razu po nią sięgnąć...
Skądś to znamy, prawda?
 I na zakończenie... Tak... Ją można nazwać ikoną STYLU.
Jak tu nie marzyć o jej sukienkach??