Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

sobota, 2 lutego 2013

Co na blogach trzeszczy - Sponsor by....

Stresów ci było u mnie dostatek ostatnimi czasy. Toteż włosy, skóra tudzież inne części ciała zastrajkowały. Szukając pomocy w necie, coby całkiem nie wyłysieć trafiam na różne blogi włoso czy kosmetyko maniaczek. O terminologii włosomaniaczki - innym razem, bo już się paru blogo-gwiazdom naraziłam.
Teraz slow kilka o recenzjach zamieszczanych na owych blogach. Często widziałam recenzje produktów, które owe blogowiczki dostają od różnych sklepów do "przetestowania".

Piknie, piknie tylko zgodnie z zasada  "darowanemu kuniowi w zęby się nie zagląda" nie wierze po prostu w obiektywizm owych relacji. Nawet jeśli niewiasty się  starają, to przecież żadna nie napisze wprost - gówno nieprzeciętne nie kupujcie tego za żadne skarby, a i za darmo do testowania też nie bierzcie (choćby to prawda była najprawdziwsza).  Raz, że skoro dostała owe gówno do przetestowania to z zgodnie z prostą zasadą psychologii czuje się zobowiązana (nawet jeśli jej się wydaje, że tak nie jest), a po drugie zakodowane ma w próżnym łebku, że jak napisze negatywnie vel pozytywnie inaczej to więcej gratisów nie dostanie. I tak oto rzesze naiwnych czytaczek, jako te świnie na rzeź wlezą na stronę sklepu X, Y albo Z i zakupią produkt X, Y albo Z. A przy okazji kilka, kilkanaście innych, no bo przecież nie opłaca się płacić za przesyłkę jednego kremu, szamponu czy innego urodowego ulepszacza.

Naturalnie. Nie wszystkie blogowiczki tak działają, co niektóre piszą wprost, że dostały wziątkę z jakiegoś sklepu, inne nie piszą, tylko umieszczają baner reklamowy sklepu (masz mózg - myśl), niektóre nie piszą nic... Smród zostaje.  Ja, z racji mojej intuicji potrafię  wyczuć, która recenzja jest "od serca", a która to obowiązek mniejszy lub większy.
Żeby nie było, często reklamowane produkty są faktycznie  dobre i godne uwagi, ale... wszystko trzeba z głowa... A najlepiej poszukać innych opinii, niekoniecznie na blogach.
W sumie to mam ambiwalentny stosunek do tego typu relacji. A jakie jest wasze zdanie, drogie Panie?

A teraz coś co nieustannie, bez względu co robię towarzyszy mi przez ostatnich kilka dni. I chyba zamówię całą płytę. Erosa można zamawiać w ciemno. No i ten język... Boże spraw, żeby ten k.......i holenderski choć w 1/10 był tak piękny jak włoski...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz