Teraz slow kilka o recenzjach zamieszczanych na owych blogach. Często widziałam recenzje produktów, które owe blogowiczki dostają od różnych sklepów do "przetestowania".
Piknie, piknie tylko zgodnie z zasada "darowanemu kuniowi w zęby się nie zagląda" nie wierze po prostu w obiektywizm owych relacji. Nawet jeśli niewiasty się starają, to przecież żadna nie napisze wprost - gówno nieprzeciętne nie kupujcie tego za żadne skarby, a i za darmo do testowania też nie bierzcie (choćby to prawda była najprawdziwsza). Raz, że skoro dostała owe gówno do przetestowania to z zgodnie z prostą zasadą psychologii czuje się zobowiązana (nawet jeśli jej się wydaje, że tak nie jest), a po drugie zakodowane ma w próżnym łebku, że jak napisze negatywnie vel pozytywnie inaczej to więcej gratisów nie dostanie. I tak oto rzesze naiwnych czytaczek, jako te świnie na rzeź wlezą na stronę sklepu X, Y albo Z i zakupią produkt X, Y albo Z. A przy okazji kilka, kilkanaście innych, no bo przecież nie opłaca się płacić za przesyłkę jednego kremu, szamponu czy innego urodowego ulepszacza.
Naturalnie. Nie wszystkie blogowiczki tak działają, co niektóre piszą wprost, że dostały wziątkę z jakiegoś sklepu, inne nie piszą, tylko umieszczają baner reklamowy sklepu (masz mózg - myśl), niektóre nie piszą nic... Smród zostaje. Ja, z racji mojej intuicji potrafię wyczuć, która recenzja jest "od serca", a która to obowiązek mniejszy lub większy.
Żeby nie było, często reklamowane produkty są faktycznie dobre i godne uwagi, ale... wszystko trzeba z głowa... A najlepiej poszukać innych opinii, niekoniecznie na blogach.
W sumie to mam ambiwalentny stosunek do tego typu relacji. A jakie jest wasze zdanie, drogie Panie?
A teraz coś co nieustannie, bez względu co robię towarzyszy mi przez ostatnich kilka dni. I chyba zamówię całą płytę. Erosa można zamawiać w ciemno. No i ten język... Boże spraw, żeby ten k.......i holenderski choć w 1/10 był tak piękny jak włoski...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz