Dla wprowadzenia w relaksujący nastrój zapraszam do wsłuchania się w stosowną muzyczkę, która ponoć łagodzi obyczaje - to tak w ramach, coby wrednych komentarzy nie było ;)
Gorset postanowiłam uszyć z bi-streczu strzępiacza. Wymyśliłam sobie komplet z porażką stycznia. Taki pomysł - idź na całość - zrób się na mumię. Nogi skutecznie skrępuje mi spódnica, nad ograniczeniem ruchów góry zapanuje gorset. Widać jestem masochistką. Jak postanowiła. Tak zrobiła.
Przygody z gorsetem były właściwie od początku. Przeczuwając, jak zwykle rozminięcie się z rozmiarówką bardzo dokładnie obmierzyłam swoje gabaryty i porównałam z tabelką Buttericka. Zdębiałam. Obmierzyłam się jeszcze raz, porównałam... podrapałam się po głowie i zadumałam nad złożonością tego świata, moich gabarytów i tabelek z rozmiarami... WYSZŁO MI 12. Zrzuciłam to na karb hamerykańskiej dziwaczności i czując się z lekka większa niż normalnie gorset wykroiłam. Po zszyciu efektownie strzępiącego się bi-streczu mym oczom, ku lekkiemu zdumieniu, że cokolwiek wyszło, ukazał się kształt gorsetu. Przymierzyłam i zdębiałam po raz kolejny, bo ściśle wymierzenie zgodnie z tabelką okazało się... hamburgera warte. Gorset był za duży. Dużo, dużo, dużo za duży! O całe przęsło, eee... znaczy się klin z każdej pleców strony. Bagatela jakieś 10 cm! Przez moją niewyspaną główkę przeleciała (z prędkością pendolino BTW pendolino będzie chyba najpopularniejszą koleją szyciową tego roku) myśl, że może durna wycięłam tych klinów za dużo. No cóż... wycięłam tyle ile trzeba. Darowałam sobie stresujące rozważania czy jakimś cudem w ciągu tygodnia przybyło mi 10 cm w pasie i okolicach, zgrzytnęłam zębami na hamerykańską mechanizację i odprułam owe nad-gabarytowe kliny.
Potem było kilkakrotne wszywanie zamka. Raz, bo mi krzywo było i naszło mnie na poprawianie. Poprawiłam. Przy ostatnim zapinaniu zamka.... trach... zameczek się rozpękł. Plastikowy jeden w ząbek kopany. Nowego na stanie nie było, więc wykorzystałam zapasy zamków z odzysku, z kombinezonów roboczych. Zamek po przejściach, kobieta z przeszłością... Traach... następny się popsuł...Tu nastąpiła kanonada słów parlamentarnych inaczej w trzech językach ze szczególnym uwzględnieniem ojczystego.
Kolejny odzysk łaskawie dał się wszyć. Krzywo z lekka. Tu następuje powtórka z kanonady przy akompaniamencie wiejskiej orkiestry straży pożarnej (czytaj - ryki, płacze i spazmy). W końcu zamek został wszyty. IDEALNIE INACZEJ.
Po bliskich spotkaniach trzeciego stopnia gorsetu z Lolą i porażką stycznia wyszło mi, że kreacja wygląda jednak jak u Chmielewskiej - Wszystko czerwone i czegoś jej ewidentnie brak. Najlepiej czegoś czarnego na dole, albo u góry. Lamówka odpadła w przedbiegach, koronka wypadła niemrawo, aż w końcu przypomniałam sobie o metrach tiulu z ogołoconego petti-coat. Popatrzyłam, przymierzyłam, przyfastrygowałam. W tym czasie czułam się co najmniej jak Armani. Ba, co ja mówię jako sam Stwórca!
Jak widać w wersji roboczej z nie ostrzyżonym czarnym grzbietem jeszcze. Stwórca zapomniał, że kobiety w przeciwieństwie do Loli posiadają ręce, a nawet pachy, pod które owe tiulowe grzbiety trzeba upchnąć.
A oto skończone dzieło dnia siódmego:
Jak widać grzebyczek przycięty |
Sama się dziwię, że tak równo mi te szwy się zeszły :) |
Bo nie chodzi by złapać króliczka... |
Jeśli chodzi o krawieckie zadanie to zadowolona w 100% NIE JESTEM. Materiał jest upierdliwy. Łatwo się prasuje, ale gnicie jeszcze szybciej. Zamek mógłby być wszyty lepiej, ale....tu kanonada..Kilka szwów nie wyszło idealnie prosto.Na temat flizeliny, fizeliny czy tego tam usztywniacza nie usztywniającego z HEMY nie będę się wypowiadać.
Jeśli chodzi o wizualny efekt to nawet jestem zadowolona i sądzę, że udało mi się stworzyć kreację imprezową w wersji "stateczna famme fatale" :) Bardzo dobrze ogranicza mobilność jednocześnie podnosząc ciśnienie niewiastom (ze szczególnym uwzględnieniem nacji holenderskiej) i wywołując ślinotok u mężczyzn.
W wersji famme fatale by night planuje nosić ją z toczkiem/fascynatorem, który TEŻ SE ZROBIĘ do kompletu. Oooo... cuś w ten deseń na przykład. Tylko czerwono-czarne, albo czarno-czerwone.
Projekt pochodzi z serii Sekrety dobrego szycia. Zdaje się, że to już prehistoria. |
Jak dopadnę kogoś kto zechce strzelić mi foty i potrafi obsługiwać aparat fotograficzny to zaprezentuję się w całej okazałości. Ale nie liczcie na to za bardzo, bo jak na razie to mam tylko Franka, a ta jak widać powyżej... zamiast pracować woli leniuchować.... a uuuuu siaaa la lala...
A na koniec...tenże przestępca na gorącym uczynku.
**********************************************************************
W następnym odcinku - gorset a'la Pan Tadeusz
Jak to się stało, że o tyle wiekszy ten gorset wyszedł?! Podziwiam i gratuluję determinacji w ukończeniu go. A Franuś chyba testuje jakość materiałów:)
OdpowiedzUsuńFranek testuje wszystko - jakosc materialow, wykrojow, a nawet ksiazek ktore czytam :)
Usuńcałkiem przyjemny Ci ten gorset wyszedł :)
OdpowiedzUsuńa co najważniejsze - skończony:)
bi - stretch Ci będzie ruchy ograniczał?
mój podbiustny dziwak ma na celu nawet żebra do wnętrza wciskać... jak się uprę to się "prawie" da ;)
czekam z niecierpliwością na gorset a'la Pan Tadeusz :)
Pozdrawiam
Dziekuje :)
UsuńBi-strecz ma ze streczem tyle wspolnego, co ja z krolowa angielska - obie jestesmy kobietami :)
Na wciskanie zeber to ja sie nie dam namowic, obawiam sie, ze wtedy zostalaby ze mnie tylko... konstukcja gorsetu :)
ech, na Loli nie widać za dobrze, ale podoba mi się ;) Koniecznie daj zdjęcia na sobie. Ubierz się wstrząsająco, idź na miasto i dorwij jakąś osobę, żeby ci cyknęła ze dwie fotki "turystyczne" chociaż ;)
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszej wersji "grzebienia" z tiulu podrapałam się po łebku i zastanowiłam jak wysoko masz umieszczone ramiona ;) ale ogólnie - wyszło świetnie :) gratulacje :)
Dzieki :)
UsuńZwazywszy, ze temperatura ciagle oscyluje w okolicy 0 (wiosny chce, wiosny!), to wypad na miasto w gorsecie w celach fotek turystycznych jawi mi sie jako ostatnie stadium masochizmu :D
no faktycznie, zagapiłam się ^^ słoneczko musiało mi przyświecić za mocno w środku nocy, że pomyślałam już o lecie :P
UsuńGdyby to miało przywołać wiosnę, to skłonna jestem się poświęcić :)
UsuńNiezły gorset!
OdpowiedzUsuńprzycięta falbanka wygląda znacznie lepiej :) pokazuj go na sobie :D
Strasznie mi się podoba. Z toczkiem będzie super, do tego jakiś wiktoriański żakiecik.... Mmmm.
OdpowiedzUsuńWielkie dzieki :)
UsuńWiktorianski zakiecik powiadasz? Przyznaje, ze nawet nie wiem jak wyglada takowy, ale poszperam. Myslalam o malym czarnym, dopasowanym zakiecie (mam takowy z ukochanego H&M) albo prostym bolerku.
No no, wygląda imponująco ten gorset i jeszcze z tym tiulikiem świetnie a jak sobie wyobrażam z toczkiem...Co do rozmiarków to pewnie podobnie jest z Burdą, niby w tabelce rozmiary są a jak się szyje już swój rozmiar to wychodzi często worek.
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje. Jak zrobie toczek (i o ile wyjdzie oczywiscie), to sie pochwale :)
UsuńRozmiarowki to jak jajko z niespodzianka, nigdy nie wiesz co wylezie ;)
Jak wszystko równiutko pozszywane:)
OdpowiedzUsuńBrawo za determinację w wykończeniu:)
To czekamy na zdjecia na Tobie;)
Dziekuje, ale nie wszedzie tak rowniutko. Tam gdzie krzywiasto pojawia sie kokardka ;)
UsuńCieszę się, że proces tworzenia tego fika-buttericka nie zniechęcił Cię, bo efekt (jak Ci już zresztą pisałam w mailu) wart jest tej orkiestry strażackiej i innej łaciny, gęsto przez Ciebie używanej. A kokardka na kuperku kojarzy mi się z króliczym przebraniem Brigdet Jones (choć ona w tym miejscu miała puchaty ogonek:)))
OdpowiedzUsuńAaaaa, bym zapomniała. Strasznie mnie zafascynował temat tego fascynatora. W życiu nic takiego nie popełniłam, bo wyglądam w toczku jak rasowa idiotka, ale sam fakt posiadania umiejętności uszycia takiego cusia budzi we mnie żarliwy podziw.Więc jak możesz to machnij go szybko i koniecznie opisz jak to się robi, plissssss :))))
OdpowiedzUsuńTeż się dziwię, że się nie zniechęciłam. Ja-choleryczka.
UsuńKokardkę zatem zostawię, a co... Będę miała czym wdzięcznie kręcić vel machać ;)
Fascynatora w życiu na głowie nie miałam, więc może się okazać że będę wyglądać jako ta personifikacja czyli holenderka udająca człowieka.
Ale co tam... najwyżej będę mieć go do "miania" a nie do noszenia :)
Wow!! wygląda bardzo, ale to bardzo intrygująco i kusząco!! gratuluję!! no to teraz jak do tego dojdzie tej fikuśny toczek, to jakaś gorąca stylizacja z morzem mężczyzn pod nogami obowiązkowa :))
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie jak się cieszę, że się podoba :)
UsuńMoże mężczyzn morze?
A daj Boże.