Przyznaję, szłam skażona, bo spektakl w reżyserii Barbary Sas oglądałam w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku z genialną Ewą Kasprzyk i Mirosławem Baką. Wiedziałam, że trudno będzie ich przebić, ale liczyłam na dobrą komedię. No i komedia była, a i owszem, tyle że na widowni. Ludzie robili sobie zdjecia (pewnie po raz pierwszy i zapewne ostatni byli w teatrze). Robili też zdjęcia osobom występującym na scenie (czy mogę nazwać ich aktorami ciągle się zastanawiam) w trakcie ich gry, znaczy się w trakcie ich egzaltowanego miotania się po scenie.
O spektaklu mogę powiedzieć jedno. Trzeba się postarać, żeby zarżnąć taką komedię. Ale jak widać nie ma rzeczy niemożliwych.
Gdańską inscenizację oglądałam dawno temu, w czasach licealnych, ale pamiętam, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie, rozbawiła do łez, a gra aktorów do dziś utkwiła w mojej pamięci. Aktorzy wchodzili w interakcje z widzami, wciągali do gry, sprawiali że przenikanie się światów stawało się jeszcze bardziej ciekawe.
Speklakt w Hadze był... hmmm... żenujący. Choć chyba powinnam zapożyczyć raczej zwrot używany przez postać kelnera - "wkurwiający". Notabene nie przypominam sobie by w pierwszej wersji oglądanej przeze mnie pojawiały się wulgaryzmy, ale może pamięć ma idealizuje gdańską inscenizację, a może mój altzheimer wybiórczy się właśnie odezwał, a może autorzy przedstawienia uznali, że społeczności emigracyjnej należy serwować prymitywny humor, bo innego sobie nie przyswoi.
Mam wrażenie, że reżyser zaingerował w scenariusz Schaeffera, albo po prostu aktor zapomniał nieco tekstu. Dziwna maniera grania i artykulacji zwieńczona wypowiedzianym przez "gwiazdę" tego spektaklu słowem: WSZYSKO dopełniła czary goryczy i rozczarowania. Kto jak kto, aktor powinien mieć perfekcyjną dykcję (BTW polecam podręcznik Bogumiły Toczyńskiej Elementarne ćwiczenia dykcji).
Spektakl był polskojęzyczny, ale dla osób nie władających naszym cudnym językiem wyświetlane były holenderskie napisy. Tyle, że w połowie CUŚ im się popsuło i przez część spektaklu napisów nie było. Totalna amatorszczyzna.
Przepraszam, zdjęć nie ma. Mimo wszystko wpojoną mam pewną atencję do teatru i pstrykanie aktorom, znaczy się osobom przebywającym na scenie, fleszem po oczach wydaje mi się prymitywne. Cóż... jaka widownia taka sztuka. Jaka sztuka, taka widownia.
Dla porównania (możecie nazwać to kopaniem leżącego) fragment znaleziony w necie z gwiazdorską obsadą Joanny Żółkowskiej i Janusza Gajosa.
Czy staram się Was odwieść od wizyty w Hadze i zobaczenia tego spektaklu? Ależ skąd. To bardzo ciekawe zjawisko socjologiczno - turystyczne. Jeśli liczycie jednak na wrażenia kulturalne to zastosujcie się do zalecenia mojej koleżanki ze studiów, która przed obejrzeniem techno inscenizacji Balladyny w Gdyni powiedziała - na trzeźwo nie da się tego oglądać.
Proost!
Przykro mi, że się zawiodłaś i na grze aktorskiej i na zachowaniu widowni. To nie koncert rockowy, by pstrykać zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moje rozczarowanie wynika zapewne z wysoko postawionej poprzeczki, ale zawsze to jakieś doświadczenie :)
Usuń"odchamianie" zawsze bywa trudne, widać kultura przeniosła się na inny wymiar a co do aktorów szczególnie młodego pokolenia ich poziom wykształcenia jest zgodny z poziomem widowni
OdpowiedzUsuńAktorzy do młodego pokolenia nie należeli, a i widownia raczej w wieku średnim ;)
UsuńByłam w Powszechnym na tamtej inscenizacji i wspominam z przyjemnością. Współczuję wrażeń... Chyba lepiej wyjdziesz na teatrze polskim z DVD, a w Hadze do zachwytu masz zawsze NDT (którego bliskości trochę Ci zazdroszczę) :)
OdpowiedzUsuńCzasem tęskni się za polskością. Chyba niepotrzebnie jak widać. Kocham teatr, ale to wydanie było nie do strawienia.
Usuńkurcze wiem co przezylas bo sama bylam w Bonn na takim ''wystepie'' pozalowania godne widowisko i wysoko zenujce, od tego czasu ''bywamy'' tylko na tutejszych widowiskach jest poziom ze tak powiem normalny, Buziaki
OdpowiedzUsuńMoże mam zbyt wyśrubowane wymagania z uwagi na wykształcenie i upodobania, ale jakiś niesmak pozostaje.
UsuńNie przepadam za teatrem, zdecydowanie wolę kino, ale rozumiem twój ból. Tak jak ciebie zniesmaczyło robienie zdjęć tak mnie do szału doprowadza jedzenie w czasie seansu. A jeszcze do tego dochodzą niewyciszone telefony...
OdpowiedzUsuńKino i teatr to zupełnie inne rozrywki.W kinie chyba więcej rzeczy uchodzi i jest akceptowanych społecznie, jak choćby chrupanie popkornu i siorbanie coli ;)
UsuńStrasznie mi przykro, że wyszedł z tego taki gniot i się tak zawiodłaś. Także nie lubię, kiedy aktorzy się miotają bez potrzeby.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że mam zbyt wygórowane wymagania jeśli chodzi o teatr.
Usuń