Ostatni związek z facetem skończył się w sposób dramatyczny i okrutny. Kolejny facet, który okazał się super szczurem, jak powiedziałaby Holly Golightly. Ten, okazał się dosłownym szczurem, bo wyprowadził się uciekając jak ten gryzoń zostawiając jeno karteczkę na stole. Wybebeszył mnie emocjonalnie do tego stopnia, że wylądowałam u lekarza wyczerpana fizycznie i psychicznie kończąc na silnych psychotropach. Zawsze myślałam, że jestem silna i ze wszystkim dam sobie radę sama. Okazało się jednak, że nagromadzenie traumatycznych wydarzeń w ciągu ostatnich lat po prostu mnie przerosło. Do tego doszły problemy ze zdrowiem.
Trafiłam na lekarza, który uświadomił mi, że twardziele z GROM-u po traumatycznych misjach i przeżytych masakrach też myśleli, że dadzą sobie radę sami, a potem wystarczył rozjechany przy drodze pies by człowiek się dokumentnie posypał. Czas nie zawsze, jak widać działa na naszą korzyść, a każdy z nas ma określoną pojemność stresu do udźwignięcia.
Długo biłam się z myślami czy tu wracać. Fakt, że zhakował mojego maila (facet, a nie lekarz) sprawił, że dostałam obsesji bycia inwigilowaną i śledzoną w necie na każdym kroku. Po pewnych modyfikacjach ochrony prywatności zdecydowałam się jednak wrócić. Wiele postów nadal z nim się kojarzy, łączy i boli, ale nie będę usuwać połowy bloga tylko ze względu na bolesne skojarzenia. Blog zawsze był odskocznią od rzeczywistości, a pisanie stanowi swego rodzaju terapię. Mam nadzieję, że w obecnej sytuacji również mi pomoże.
Nie obiecuję, że szybko wrócę do normalnego trybu życia, pisania, szycia, dziergania, decoupagu, ale mam nadzieję, że nawet po tym tsunami w końcu wyjdzie słońce. Jeszcze się nie poddaję.
*uściskuje*
OdpowiedzUsuńDobrze że dałaś znak życia. Trzymaj się mocno, ściskam serdecznie
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci spokoju ducha i wracaj do nas, jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńMoże właśnie Twój blog da Ci siłę, której teraz potrzebujesz. Może tamte dawne wpisy Ci przypomną, że przecież były fajne chwile między Wami. Wiem, łatwo mówić, że czas leczy, ale przynajmniej będzie mniej bolało. Bądź silna i uśmiechaj się choćby nie wiem co!
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie starasz się być twardsza od żołnierzy GROM-u. Wierzę w Ciebie i trzymam kciuki, żebyś jak najlepiej wszystko poukładała we właściwym czasie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam wszystkim dziewczyny za słowa otuchy i wsparcia. Nawet mój psycholog twierdzi, że kreatywne rękodzielnicze działania są terapeutyczne, więc muszę wykrzesać z siebie odrobinę energii by wrócić do tej aktywności. Mam pewien pomysł na nowe życie, ale ciągle jeszcze brakuje mi sił (fizycznych i psychicznych) do nowych zadań. Trzymajcie zatem kciuki.
OdpowiedzUsuńHej, trzymaj sie dzielnie. Fajnie, ze wracasz!!!
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńNajbardziej liczy się przyszłość.
OdpowiedzUsuńNa razie ledwo ogarniam teraźniejszość.
UsuńOdpocznij, a potem do robótek. Gdy ręce pracują, głowa ma wytchnienie. Dla mnie liczenie oczek to prawdziwa terapia. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńRobótki ręczne są dobrą terapią i wytchnieniem dla głowy. Niestety nie pomagają na inne dolegliwości zdrowotne.
UsuńŻycie czasem się tak plącze... Trzymam kciuki, aby udało Ci się wszystko na nowo poukładać. Ja zaczęłam pisać - pierwszego bloga, opowiadania - kiedy nie mogłam już dać sobie za sobą rady. To był z jednej strony wentyl bezpieczeństwa, z drugiej - takie miejsce, nad którym miałam w pełni kontrolę. Bo nad wieloma aspektami życia zapanować się nie da.
OdpowiedzUsuńCokolwiek Cię wciągnie, zmobilizuje do wstania z łóżka i działania - trzymam kciuki, żeby pomogło.
Z faceta się wyleczę. Tego kwiata i pół świata. Choć to zapewne potrwa. Pisanie faktycznie pomaga. Dzięki za słowa otuchy.
Usuń