Dwa dni to niewiele, żeby dużo zwiedzić i zobaczyć, ale wystarczająco, aby poczuć to w mięśniach. Zwłaszcza, gdy ma się tak kiepską kondycję jak ja.
Pierwszy dzień upłynął na zwiedzaniu okolicy. Miasteczko Stavelot. Atrakcje - kościół z XII wieku i koszmarne łby Pinokia wiszące i stojące gdzie się da. Szkoda, że te makabryczne głowy promowane były bardziej niż średniowieczny kościół. A to Belgia właśnie.
Trochę mi się skojarzyło z Polską. Piękne, kamienne fasady domów od frontu i bajzel od zaplecza.
Po zwiedzeniu miasteczka ruszyliśmy w góry. Poniżej widoczki ze wsi Ennal, gdzie mieszkaliśmy.
Szczątki średniowiecznego kościoła. |
Koszmarna atrakcja miasteczka Stavelot. |
Drugi dzień obfitował w bardziej ekscytujące wydarzania. Jako pierwszą atrakcję postanowiliśmy zaliczyć zamek Reinhardstein. Szlak dookoła zamku okazał się nie tylko malowniczy, ale miejscami również ekstremalny. Wąskie ścieżki, błoto, mokre liście i śliskie kamienie gwarantowały dreszczyk emocji, ale groziły też przy nieostrożnym stąpnięciu zaliczeniem turlaniny kilkaset metrów w dół.
Samego zamku nie zobaczyliśmy z prostej przyczyny, że belgijska organizacja łagodnie mówiąc pozostawia wiele do życzenia. Brak dokładnej informacji kiedy jest zwiedzanie, brak jakieś duszy co to siedzi na tyłku i udzieli informacji, ba nawet brak informacji czy jest otwarte czy nie.
Z wieży tegoż zamku dochodziło średniowieczne zawodzenie (lubię chorały gregoriańskie, ale to wycie miało w sobie coś potwornie irytującego), więc mniemaliśmy, że zamek jest udostępniony do zwiedzania. Jednak czekanie w nieskończoność na jakiekolwiek potwierdzenie tego faktu byłoby stratą czasu. Cóż... a to Belgia właśnie.
Po tych ekstremalnych przeżyciach odwiedziliśmy wodospady w Coo. Niagara to nie jest, ale nawet 13 metrów spadającej wody robi wrażenie.
Generalnie podsumowując wycieczkę, widoki piękne, miasteczka i wioski urokliwe, gdy się przez nie przejeżdża, bo przy bliższym kontakcie, od zaplecza ukazują bałagan, brud i śmietniska. Belgijska informacja i organizacja eufemistycznie mówiąc jest średnia. W zderzeniu Belgia - Holandia wygrywają zdecydowanie Niderlandy.
ale fajnie było ?
OdpowiedzUsuńPewnie że fajnie :)
UsuńNo tak, dwa dni to i wystarczająco mało, ale i wystarczająco dużo :P Pamiętam swoje wycieczki w góry... Też mam słabą kondycję do górskich łazęg, i zawsze po pierwszym dniu mogłabym się na tydzień zamknąć w pokoju i z niego nie wychodzić, ale przecież nie ma co tracić czasu, a zakwasy, wiadomo, znikną. Ta głowa Pinokia paskudna jest, mówisz, tam tego więcej? Bleee :P
OdpowiedzUsuńŁby wyznaczały szlaki turystyczne i znakowały co ważniejsze miejsca. Wieczorem, podświetlone wyglądały obrzydliwie i potwornie.
UsuńZdecydowanie wolę łażenie po górach niż po sklepach :)
Niedawno czytałam sobie książkę, w której tłem była Jokohama z końca XIXw. i tam w publicznych miejscach wywieszano głowy ludzi, którzy się zhańbili np. kradzieżą. Niesamowita ta Japonia była, honor nade wszystko, kultura, mentalność... i te głowy ;) jak ktoś miał więcej godności to harakiri i już :P
UsuńCo za szkarady! Ale poza tym wygląda pięknie!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że może tylko mnie wydają się one takie ohydne.
UsuńPejzaże świetne, lubię chodzić po górach byle niewysokich hahaha
OdpowiedzUsuńArdeny to trochę jak nasze Bieszczady, więc Himalaje to nie są ;)
UsuńCzyli dla takiej starej baby jak ja idealne ;)
UsuńJak ja dałam radę, to taka młódka jak Ty z pewnością też! :)
UsuńPinokio powinien startować w konkursie na ohydę roku. Ten czerwony nos....
OdpowiedzUsuńCóż niedaleko mamy do Europy, skoro jest ten sam bajzel, brak informacji i tak dalej. Zaś ścieżki i wodospady niewątpliwie urokliwe. Ten zameczek też zapowiadał się ładnie i interesująco, szkoda, ze nie zwiedziliście.
Ta kijowa organizacja była widoczna częściej, choćby w restauracjach.
UsuńNie wszędzie jest wszystko tak pod sznurek jak w Holandii ;)
Ja kocham góry. Czeskie szlaki są najlepsze i znajdują się blisko mojego miejsca zamieszkania. Belgijskich nie znam, ale z pewnością byłabym zachwycona. Bo mi wszędzie dobrze, gdzie mnie nie ma.
OdpowiedzUsuńTo zazdroszczę bliskości gór. Coś w tym jest, że zawsze tęsknimy za tym, czego nie mamy.
UsuńAle fajna wycieczka! Belgia nie jest mi obca ale znam ją bardziej od strony architektury i koronek... Uwielbiam góry (bo przecież nie morze... Mieszkam "prawie" z nad nim...) i łażenie po nich... Przywołałaś wspomnienia z urlopu... Od schroniska do schroniska :) Głowy Pinokia ignoruję :)
OdpowiedzUsuńFajna, ale krótka :) Góry też uwielbiam, choć kondycyjnie to raczej nadaję się na wywczasy nad morze pod parasolkę z kilogramem filtrów na ciało ;)
UsuńPinokio wrzucony jako dowód. Fenomenu tego koszarka nie jestem w stanie zrozumieć.
Wodospad spektakularny :)
OdpowiedzUsuńTen bajzel od zaplecza występuje w wielu krajach.
To prawda, taki bajzel występuje w wielu krajach. Nawet w Holandii. Wtedy można rozpoznać, gdzie mieszkają arabi :D
Usuń