Zawsze znajdzie się
ktoś, kto ma monopol na wiedzę. Zwłaszcza po pijaku. Szklani
mędrcy mają to do siebie, że nie widzą niedoskonałości własnego
życia, za to doskonale identyfikują, analizują i rozwiązują
wszelkie problemy. Cudze problemy. Inteligencja butelkowa. Teraz
dopadła mnie rodzina Śmieszków. Wiecie, lubię Kiepskich. Ale na
ekranie. Kiedy wiem, że w każdej chwili mogę wyłączyć
telewizor. I w dawce max jeden odcinek na rok. Pan Śmieszek po pijaku zawsze znajduje sobie jakąś
„ofiarę”, której ukazuje wszelkie jej niedoskonałości. Polaki
pijaki, szum pawich piór. Nie wiem czy żona mnie zostawiła, bo
zacząłem pić, czy zacząłem pić, bo żona mnie zostawiła.
Boże... ilu ich znam...
Tyle razy
obiecywałam sobie, że więcej do nich nie pojadę. I teraz też
zastanawiam się po cholerę mnie tu przyniosło. Polskości widać
mi się kurwa zachciało. No to mam... wieczorną porcję polskości.
- Wiesz co ci
powiem? - pan Śmieszek dopada mnie jako dzisiejszą ofiarę. Jeszcze
nie wiem co mi powie, ale na pewno nie będzie to nic przyjemnego.
- Bo powinnaś mieć
już własną rodzinę. Znajdź sobie w końcu jakiegoś normalnego
faceta. I nie szukaj super ciacha. Zwykły, normalny. Uroda to nie
wszystko. Ile ty masz lat? No wybacz, że to mówię, ale już
najwyższy czas, żebyś miała rodzinę no i dzieci. Dzieci to
największy skarb.
Przerwa w monologu na łyk piwa. Głośne bulgotanie przełykanego prosto z butelki
chmielowego objawienia.
- Wiesz, jak ja nie
znałem jeszcze Hanki to też nie myślałem o zakładaniu rodziny.
Poznałem, moją obecną żonę, taka niepozorna dziewucha z
plecaczkiem była. Przyszła na pierwszą randkę z piwem w ręku,
plecakiem i dżinsach... No gdzie ja bym wtedy pomyślał, że...
Gośka, ja ci przecież dobrze życzę. I mówię to dla twojego
dobra. Znajdź sobie faceta. I przestań szukać Holendra. Możesz
sobie poszukać Polaka... Spójrz na mnie...
Spoglądam. Jestem
trzeźwa, więc nie odpowiadam. Nie reaguję. Zaciskam zęby.
Zaciskam pięści i wychodzę na papierosa.
Ciepły wieczór. Zapach skoszonej trawy. A może liści. A może ziemi. Opieram się o ścianę i zaciągam
papierosem. Jest zbyt późno, żeby wracać do domu, jestem zbyt
zmęczona. Będę musiała zatem wrócić do środka i wysłuchiwać
kolejnych porcji trutek dopóki pan tego domu nie padnie zmorzony
alkoholem.
- Pierdoli, co? - Hanka wychodzi do mnie na fajkę.
- Uhmmm...
Zapalam kolejnego
papierosa. Odsłaniam się dymem od własnych myśli. Mam 40 lat.
Nie rodziłam. Nie roniłam. Nie usuwałam. Mój ostatni związek tak
naprawdę nigdy nie był związkiem. Może i mój szanowny kolega ma
rację. Może i powinnam mieć rodzinę. Czemu zatem nie mam?
Zapytajcie Pana Śmieszka, on na pewno ma na to odpowiedź. Zwłaszcza
dzisiaj.
- Sorry, znowu się najebał. Kratę piwa już wychlał – mówi Anka zapalając papierosa.
Zastanawiam się jak
będzie wyglądało jej życie za jakieś 15 lat kiedy będzie w moim
wieku. Nie będzie samotną kobietą. Będzie miała rodzinę,
dzieci, ale czy będzie szczęśliwa.
Może będzie.
Pojęcie szczęścia jest bardzo rozciągliwe. Jak guma w majtkach.
- U Felixa w przedszkolu znowu się dojebali, że nie mówi. No i co, że nie mówi. Ma czas. Nie mówi, bo mu się języki mylą.... Pojebani...
- A ile właściwie Felix ma lat?
- Za trzy miesiące będzie miał cztery. On mówi, ale po swojemu – Hanka wypuszcza z płuc rakotwórczą osłonę dymną – A my przecież nawet kupiliśmy mu yorka za 2000 zł. Bo dzieci rozwijają się lepiej ze zwierzętami.
Kusi mnie, żeby
powiedzieć, że teraz mały nauczy się szczekać. Skóra, fura i
pies za 500 Euro... Ale nie komentuję, bo i tak odebrane to będzie
tylko jako zawiść.
- A co właściwie powiedziały przedszkolanki? - pytam, żeby odejść od tematu szczekającego logopedy.
- Nooo... że nie mówi i że trzeba go przebadać. A co on jakiś głupek jest, żeby go badać? Przecież jest normalny to na chuj go badać? Pojebani i tyle. Przyjebali się, bo jesteśmy Polakami...
Myślę sobie, że
to chyba pierwszy przypadek w Holandii troski jako objawu
dyskryminacji. Nie znam się na dzieciach, ale wydaje mi się, że
czterolatek powinien mówić więcej niż: mama, tata, daj, chodź i
to nie tata... Ale może się nie znam... Z drugiej strony... gdyby
mały miał tak pieprzyć jak jego ojciec... to faktycznie niech
lepiej nic nie gada. Taaa... „dzieci to największy skarb” zaraz
po yorku za 2000 złotych.
Gaszę papierosa i
wracam. Nie zdążyłam zamknąć drzwi i już słyszę:
- Jesteśmy intieligientnymi ludźmi, prawda? To porozmawiajmy jak intieligientni ludzie – pstryk otwieranego kolejnego Amstela – Wiesz w czym jest twój problem? Wiesz? Powinnaś mówić po holendersku.
Nie przeczę.
Powinnam. Ale nie mówię. Do codziennej, całkiem sprawnej
egzystencji wystarcza mi angielski.
- Pssyyjechałaś do tego kraju bess sszzaaadnego zaproszenia... - Śmieszek kontynuuje swój pijacki edukacyjny wątek - i nawet po holendersku nie mówisz..
Nie komentuję... W
końcu na Śmieszka czekała z zaproszeniem sama królowa, maserati
i czerwone dywany. Na końcu języka mam jednak, że jak
szukali mieszkania w necie to musiałam im pomagać, bo mówiący po
holendersku Śmieszek nie był w stanie rozpoznać elementarnych słów
pisanych jak „slaapkamer” czy „douche”. Intieligientni ludzie
nazywają to analfabetyzmem. Gadać byle gadać, to i papugę można
nauczyć, ale czytanie i pisanie to już wyższa
szkoła. Ale nie komentuję. Dyskusja z pijanym jest jak
przekonywanie drzewa, żeby się przesunęło. Na szczęście mistrz
językowy w końcu zostaje pokonany procentami. Z lekka się
zataczając i bekając przetacza się do sypialni.
- Sorry za to jego pierdolenie.
- Spoko... Pijany...
- Napijesz się? - Hanka pokazuje na butelkę wina.
Kiwam potakująco
głową. Wypijamy po kieliszku wina prawie w milczeniu i idziemy
spać. Jutro też jest dzień... Jak mawiała Scarlet O'hara.
Następnego dnia
budzi mnie opętańczy świergot ptaków. Poranna zmowa wróbli,
srok, sikorek czy tam innych skrzydlatych stworzeń. Nie ma sensu z nimi
walczyć. Nie zasnę już. Ubieram się po cichu. Nie chcę budzić
domowników. Hanka jednak krząta się już po kuchni. Błogosławiony niech
będzie łyk pierwszej kawy...
- Wcześnie wstałaś – rzucam.
- Mały w nocy marudził.
- Jak Śmieszek?
- Śpi. Musiałam wczoraj koniak schować, bo by wychlał. Ojcu na urodziny kupiliśmy.
Dlaczego ludzie
piją? Dlaczego tacy szczęśliwi ludzie piją? Ma prace, ma dom,
wypasiony samochód, którego zazdroszczą mu Holendrzy, szczęśliwą
rodzinę, „skarb” czyli dzieci, nawet psa w modnej i ekskluzywnej
wersji? To czego brak? To co jest nie tak? Przerost ambicji nad
możliwościami czy obciążenie genetyczne? To nie mój problem.
Każdy żyje i stacza się tak jak chce, albo potrafi.
Raczymy się właśnie
drugą kawą, gdy do pokoju wtacza się, słaniając się lekko pan
tego domu.
Rozgląda się
błędnym wzrokiem po pomieszczeniu mobilizując się do zadania
pytania. W końcu z jego gardła wydobywa się charkot:
- Jest jakieś piwo?
- Wczoraj wszystko wychlałeś – krzyczy Hanka z kuchni.
- Ciiiiiiiszej... kobieto... - Śmieszek krzywi się mrużąc jednocześnie oczy – na pewno coś schowałaś na dzisiaj...
- Kawę możesz dostać – z kuchni dobiega kolejny, jeszcze głośniejszy okrzyk.
Leszek krzywi się
ponownie i wychodzi. Długi, chudy i przygarbiony. Hanka wybucha
śmiechem.
- Dobrze mu tak. Niech tyle nie chla. Już w piątek zaczął. Wczoraj się doprawił. A jutro do roboty musi iść.
Zastanawiam się po
raz kolejny czemu dwudziestoparoletnia dziewczyna związała się z
facetem dwa razy od niej starszym. Co w nim widziała? Co jej
imponowało? Czemu? Dlaczego? Po co? Po raz kolejny nie wiem.
Śmieszek wkracza na
scenę ponownie koło jedenastej.
- To co? Masz jakieś piwo? - rzuca Hance błagalne spojrzenie przekrwionych oczu.
- Przecież ci kurwa mówiłam, że wszystko wypiłeś wczoraj. Ślepy jesteś? Nie widzisz pustych butelek? - Hanka macha ręką w stronę kontenera z pustymi butelkami i worka pełnego puszek po piwie.
Leszek przysiada na
krześle chowając głowę w rękach. Siedzi tak jakieś dziesięć
minut nie zwracając nawet uwagi, że Felix dźga go plastikowym
pistoletem w plecy.
- Nie pojechałabyś do sklepu po piwo – podnosi głowę i patrzy się na mnie.
- Gdzie? W niedzielę??
- Myślałem, że jest sobota.
- Sobota.. sobota... Jeden dzień ci, kurwa z życia wyleciał. Może piątek, co? Miałbyś więcej czasu na chlanie, co? - Hanka wtrąca się do naszej rozmowy – Feeeeeeeeeeeliiiiiiiiiiiiiix – krzyczy znienacka – zostaw ojca. Nie widzisz, że jest chory?
Felix przygląda
się Śmieszkowi wnikliwie i na koniec tej obserwacji dźga go z
całej siły pistoletem w nerki. W ostatniej chwili hamuję się,
żeby nie parsknąć śmiechem.
- A koniak? - Śmieszek wydaje się jakby nieco przytomniejszy. Nie wiadomo, czy za sprawą leczniczego działania akupresury Felixa z użyciem pistoletu czy myśli, która właśnie zrodziła się w jego głowie.
- A koniak to w piątek już opróżniłeś – Hanka łże koncertowo.
- Nieprawda - w Śmieszka wstępuje duch bojowy wspierany dojrzewającym kacem i wizją butelki koniaku – wczoraj jeszcze stał w kredensie.
- A chuja stał... Jak stał to gdzie jest? Wychlałeś i nawet nie pamiętasz. Moczymordo.
- Schowałaś... Przyznaj się gdzie?
Hanka krząta się
po kuchni nie reagując.
- No gdzie schowałaś? - Śmieszek podnosi się i zaczyna otwierać szafki przetrząsając zawartość z ubraniami, bielizną, pościelą. Część rzeczy wypada na podłogę. Na półkach robi się kipisz. Felix widząc działania ojca otwiera kolejne i zaczyna robić to samo... Kolejne ciuchy, ręczniki, poszewki lądują na podłodze.
Hanka nie wytrzymuje
i z kuchennej szafki wyciąga opróżnioną do połowy butelkę.
Stawia ją na stole z głośnym stukiem.
- Masz nachlaj się!
Śmieszek sięga z
nabożeństwem po butelkę i nalewa sobie koniaku do kieliszka.
Wypija go jednym haustem. Tym razem żaden diabeł nie wyskoczył z
kieliszka.
Hanka w kuchni
głośno trzaska pokrywkami. Po chwili prawie płacząc wychodzi na
papierosa. Wychodzę razem z nią. Przypalam jej papierosa. Zaciąga
się głęboko i powoli uspokaja. Wypalamy w milczeniu i wracamy do
środka.
Szczęśliwe,
spokojne, rodzinne niedzielne przedpołudnie. Dochodzi dwunasta. Do
domu mam godzinę jazdy. Zbieram swoje rzeczy i postanawiam jechać.
- Widzisz... Gośka już przez ciebie ucieka – Hanka rzuca w stronę Śmieszka – Wczoraj też ładnie się popisałeś. Głupoty opowiadałeś. Niedługo nikt do nas nie przyjedzie.
- Yyyy... noo... - Śmieszek zbiera myśli w sobie, ale z pustego to i Śmieszek nie naleje.
Wracam do domu. Sama. W domu czeka na mnie jedynie kotka Franek. I cieszę się, że nie plącze mi się po życiorysie facet, dzieci ani żadna inna kula u nogi. AMEN.
Mam takiego Śmieszka prawie na co dzień - mąż mojej przyjaciółki. Wiecznie po jakimś piwku, ciągle na lekkim rauszu, na imprezach lepiej nie siadać obok niego, bo na 100% czepnie się jak rzep psiego ogona. Ustawia każdemu życiorys, każdego obdarza receptą na szczęście i nie znosi słowa krytyki. Nie lubimy się bardzo, nazywa mnie wojującą feministką, bo parę razy dostał ode mnie opieprz za swoje pijaństwo i zawalenie kilku ważnych dla jego żony spraw, ale znosimy swoją obecność, bo nie mamy innego wyjścia. Facet niesłowny, wiecznie spóźniony, niezorganizowany, z dziurami w pamięci, ale za to z kupą przepisów na cudze szczęście - nie cierpię go!!!
OdpowiedzUsuńObiektywnie przyznaję, że "mój" Śmieszek na trzeźwo zachowuje się całkiem w porządku. Najgorzej mają Panie Śmieszkowe.
UsuńJa podziwiam moją przyjaciółkę, bo ja już dawno bym się z nim rozwiodła, choć ona to chyba jest z nim, bo nie ma dokąd pójść. Masz rację, że najbardziej szkoda tych Pań Śmieszków
UsuńPuenta...jakbym czytała własne myśli! AMEN ! :-)
OdpowiedzUsuńTaak, wpierają nam że bez chłopa jesteśmy niepełnosprawne, nawet chłopa złapać nie umiemy. Jesteś sama sobie panią, nikt Ci nie dyktuje co na obiad. A żeby mieć dziecko to facet potrzebny raptem na jedną noc- po co obsługiwać dłużej?
OdpowiedzUsuńDziwię się, że czterolatka nie przebadają, ale może nie chce mówić brzydkich słów, a zna tylko takie?
A na serio -tutaj jedna dziewczynka tak miała okazało się że to autyzm wybiórczy, teraz już znacznie lepiej, kończy normalną podstawówkę.
My rzeczywiście kupiliśmy psa dziecku jak miała półtora roku- cudną jamniczkę miniaturową. Dziecko nie chodziło, lekarz stwierdził, że nie dzieje się nic złego, nie wiadomo czemu woli nie chodzić. Za psem musiała się ruszyć, pies miał centralnie pod ogonem jej wrzaski którymi zmuszała nas do posłuszeństwa. Wiec już po trzech dniach wstała i poszła.
Ucałowania dla Ciebie i Franka.
Widzisz, ale Ty najpierw udałaś się do lekarza, a potem kupiłaś psa. Nie odwrotnie. Swoją drogą, mały po interwencji w przedszkolu jest pod opieką logopedy.
UsuńI bardzo dobrze dla dziecka. Synowi szkolny logopeda bardzo pomógł.
UsuńUwielbiam takich doradców życiowych. Z jedną znajomą zerwałam kontakt, bo zaczęła mi właśnie układać życie. Głównie finansowe . Teraz nie ma szansy
Jeśli jest dobrym doradcą to podeślij ją do mnie ;)
UsuńTo wampir energetyczny niestety. Jak masz wroga to mu podeślę- wyssie wszystko. Pozostawia jedynie zniechęcenie.
UsuńPodsyłaj :) Tak czy siak spożytkuję :)
UsuńRozpisałam się a później doszłam do wniosku, że bez sensu, bo konkluzja jest taka, że nie ma co oceniać innych swoją miarą. Są ludzie trwający z twojego/mojego/czyjegoś punktu widzenia w niesatysfakcjonujących związkach, narzekający na to, że partner rujnuje im życie; są też tacy, którzy od życia oczekują czegoś więcej niż codziennego użerania się z partnerem w zamian za finansową stabilizację. Pozostaje się cieszyć, że jesteś w drugiej grupie:P
OdpowiedzUsuńWiesz ja myślę, że czasem to nawet nie chodzi o finansową stabilizację. Czasem przypomina mi to siedzenie na gwoździu w ramach społecznej akceptacji i schematu - mąż do któregoś tam roku życia, dwójka dzieci i pies. To nic, że ten schemat wbija się w dupę.
UsuńOczywiście to kwestia samoświadomości, niezależności i możliwości życiowych. Młoda, niewykształcona dziewczyna z dzikiej wsi prędzej wybierze taki schemat niż samodzielna, wykształcona kobieta. Acz i tu bywają wyjątki.
Rozpisuj się do woli. Jak na razie miejsce na bloggerze mam nieograniczone ;)
Taki niesatysfakcjonujący związek to porażka każdej osoby w niego uwikłanej. Pracowałam z dziewczyną, której mąż chlał a w domu siedział przed kompem i grał w pokera. Mieli dziecko, którym ona cierpliwie się zajmowała, chodziła z nim na basen, przelewała swoje uczucia. Nie mogła zostawić męża bo mieli wspólny kredyt, bo on dobrze zarabiał, bo żeby wnieść pozew rozwodowy trzeba na początku zapłacić 600zł a ona tej kasy nie miała. Miała za to faceta, który do m traktował jak hotel. Miał co jeść, miał gdzie spać, więcej do szczęścia nie potrzebował. A ona się tylko obrażała i milczała. Za to z satysfakcją opowiadała mi o swojej sąsiadce, która nie mieszka z mężem bo z córką przeniosła się do swojej matki i z matką siedzi w kuchni i jara fajki a dziecko jakieś uwstecznione. Męża nie zostawi bo majątek [rodzice męża postawili mu dom a ona dorzuciła się do remontu łazienki, ot majątek].
UsuńMój śmieszek odwiedził mnie wczoraj i niemal na trzeźwo opowiadał o tym, że jedyną drogą do zbawienia jest przyjęcie Jezusa do swojego serca. Kumpel, którego bardzo lubię i ostatnio ześwirował na punkcie wiary:))) Ale weź i mimo najszczerszych chęci wysiedź z takim, nawet przy amaretto stanowi to nie lada wyczyn:P
Każdy żyje jak umie. Ja dziwię się tym kobietom, one dziwią się mnie :)
UsuńNa takich religijnych fanatyków czy nazywając rzecz po imieniu oszołomów mam zawsze jedną metodę. Powtarzam, że jedyna wiara, która mnie interesuje to wiara w samą siebie. Szlag ich trafia, ale co dziwne dyskusja się kończy :)
Jakbym gościa nie znała przed jego nagłym oświeceniem to pewnie bym mu coś odpaliła, ale mam nadzieję że mu ten stan przejdzie albo przynajmniej się ustabilizuje;) bo od czasu do czasu odwiedza mnie i spędzamy razem długie nocne godziny rozmawiając o systemach gospodarczych na świecie i szeroko pojętej ekonomii:P
UsuńZ tym zdziwieniem to rozumiem i podzielam, ja żyję wśród kobiet rozwiedzionych i zadowolonych z tego, że podjęły taką decyzję. Moim ideałem siły i walki o swoje naprzekór całemu światu jest moja mama. Od kilku lat żyje w szczęśliwym związku, wyszła ponownie za mąż za fajnego faceta i widzę, że ona się w tym odnalazła. A ja, nie utrudniając sobie życia, najpierw miałam nieślubne dziecko, do tego pojawił się nieślubny facet i jest mi z tym bardzo dobrze. Z wyjątkiem czasu kiedy mam okres, wtedy mam ochotę rzucić wszystko w pizdu :P
Ponoć każdy ma swoją drugą połówkę jabłka. Moja służy do wyciągania zbitych żarówek ;)
UsuńA mnie się podoba Twoje pióro. Pisz dużo, bo pięknie Ci wychodzi odwzorowywanie myśli.
OdpowiedzUsuńWracając co tematu, zawartego w Twoim opowiadaniu, stwierdzam, że zawsze lepiej nam tam, gdzie nas nie ma. Ja po prostu nie zastanawiam się, co by było, gdybym nie miała dziecka i męża, czy psa. Po co! Jedna myśl, jedna decyzja mogłaby wywrócić moje życie do góry nogami.
Najważniejsze, że mam swoją przestrzeń w tym wszystkim, bo inaczej zaczęłabym się dusić.
Wiele razy, zastanawiając się nad całym tym naszym egzystencjalizmem, dochodzę do wniosku,że nie żyjemy tu dla siebie. Pewnie nawet my dwie jesteśmy tu nieprzypadkowo.
Co do schematów, niech każdy żyje, jak mu się podoba, to jest Twoje życie.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję w imieniu swoim i mojego pióra :)
UsuńPewnie lepiej nie analizować za wiele, ale cóż ja na to poradzę, że ciągle nad czymś dumam i rozmyślam? :)
Oj Ty to potrafisz człowiekowi dać do myślenia. Ja tak napiszę.... nie każdej kobiecie trafia się taki pan Śmieszek i dzięki bogu. Ja mam tego samego męża od 16 lat i z roku na rok kocham go coraz bardziej. Czasami się zastanawiam jak to zrobiłam ale nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Po prostu jestem szczęśliwa . Ty jesteś sama i widocznie jest Ci z tym dobrze, i nikomu nic do tego. Grunt żeby człowieka humor nie opuszczał, pana Śmieszka chyba opuścił i musiał go podkręcić nieco sztucznie, pozdrawiam ♥
OdpowiedzUsuńTo w takim razie, takich mężów jak Twój należałoby klonować :)
UsuńNie wiem czy jest mi dobrze, ale lepiej tak niż z jakimś Śmieszkiem.
No nie wiem czy to dobry pomysł z klonowaniem ? Nie wiadomo jak sprawy by się potoczyły w innym połączeniu z klonem ha,ha. Coraz bardzie ciekaw mnie Twoja osobowość i spojrzenie na sens istnienia. Chyba każdemu z nas chodzi tylko o jedno..... tylko różnie nam to wychodzi ♥
Usuńo, ja tak jak Afrah. Jestem bardzo zadowolona ze swojego niepijącego męża, którego mam na razie 4 lata:) Nie bywamy w towarzystwie ludzi pijanych, ale pijackie refleksje nie są mi obce jeszcze z domu rodzinnego i to bardzo smuci. Aczkolwiek czyta się dobrze:)
UsuńCieszę się, że mimo ciężkiej tematyki czyta się dobrze :)
UsuńA co do męża to życzę wielu kolejnych lat zadowolenia z niego :)
Talent talent <3 Twoje metafory mnie zabijają pozytywnie rzecz jasna! Dziękuję za dedykacje, juz miałam rano zajrzeć, bo po tytule już wiedziałam ,że będzie się działo, ale na Twoim ulubionym profilu się zasiedziałam :-)
OdpowiedzUsuńPisz dużo !!!
Co do pana śmieszka ,to taki sobie pożyje :D W dupie wszystko ma.
Ja na szczęście jestem niezależna , mam faceta, ale wiele rzeczy on akceptuje , toleruje, np chce być kilka sama gdzieś to jestem itd itd , miłe są potem te powroty.
Wszyscy jesteśmy dziwni ,ale sztuką żyć razem i tego Ci życzę kochana aaa no i wydania książki pierwszej, ja na nią czekam :-*
Książka owszem, ale z Twoją pomocą ;)
OdpowiedzUsuńKażdy ma swojego Śmieszka, co go nie śmieszy :)
Oczywiście ,że pomogę. W ogóle to chcę w niej być jako "czarna postać " Twoich paranoi :-)
UsuńSłońca Ci dziś życzę duuużo!!! :-)
Ładnie napisane, dobre podsumowanie. Więcej takich! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
Usuń...wolę zwierza jak takiego śmieszka...
OdpowiedzUsuńAbsolutnie się z Tobą zgadzam.
UsuńBoze bron nas od glodu,zarazy, wojny i smieszkow...Dlaczego niektore baby siedza w takich gownach!!! Nigdy tego nie zrozumiem, jako mlodziez nie mialam wyboru, smieszkow paru mialam w swoim otoczeniu. Ale najgorszym byl (umarl) moj tesc, malo tego ze rozumy pozjadal i wszystko wiedzial,to trzeba bylo mu sie w oczy patrzec !!!! jak sie wymadrzal, ale na to wynanalazlam sposob, potrafilam myslec o czyms innym i od czasu do czasu potakiwalam, i to mu wystarczylo. No i unikalam jak ognia spotkan! Natomiast jego syn a moj maz od 32 lat jest unikajacy jak ognia alkoholu, co w czasach PRL-u bylo bardzo podejzane jak na spotkaniach towarzyskich 'z nami sie nie napijesz' , Wiem co mam, meza sobie dobrze wychowalam i nie zamienilabym na innego nigdy w zyciu,jestesmy dla siebie rowniez przyjaciolmi,i to jest bardzo cenne i najwazniesze w zyciu, maz przyjaciel, czego Tobie z calego serca zycze, (dlaczego ma byc Tobie lepiej niz mnie hi hi hi!!!)
OdpowiedzUsuńNo tak, od ognia, wody i śmieszków uchowaj nas Panie ;)
UsuńDziękuję za życzenia :)