Co rusz ktoś mnie pyta, czy nie myślę o powrocie do Polski. To odpowiadam raz a dobitnie - nie myślę. To tego raju mlekiem, miodem i łapówkami płynącego mogę wrócić jedynie w plastikowym worku. Zatem dziś o tej mojej polskości na emigracji.
Chyba wiem jak się czują transwestyci. Nie, nie chodzi mi o płeć. Chodzi o to poczucie wyobcowania i niemożność zmiany. Ja się czuję takim narodowościowym transwestytą. Jestem Polką. Ale to nie mój wybór. Tak wyszło. Nie czuję się Polką. Nie chcę się nią czuć. Owszem, dużo z tym krajem mnie łączy. Rodzina, znajomi, jakieś obowiązki. Ale nie tęsknię za Polską. Nie kocham mojego kraju. Powoli staje się dla mnie synonimem głupoty, brudu, zacofania, alkoholizmu, złodziejstwa i tego specyficznego poczucia misji dziejowej (my naród wybrany to nam się wszystko należy, bo my nazywamy się Milijon).
Teraz larum się podniesie, że jak to, że patriotyzm, że dziedzictwo narodowe, że krew z krwi, że tradycja... nowa świecka... Cóż... patriotyzm... slogan dla mas przydatny w zrywach narodowych.
Kiedyś, kiedy byłam piękna i młoda pewien punkowy zespół śpiewał:
"To jest mój kraj, bo tu się urodziłem i tutaj pewnie umrę,
ale dlaczego mam się cieszyć z tego, że to jest mój kraj?"
Już wtedy czułam, że z tym krajem, z tą mentalnością ludzi jest coś nie tak. Wtedy zwalało się na komunizm, że wypaczył, że zniszczył, że strzaskał całe pokolenia. Teraz komunizmu nie ma, a ta piosenka ciągle brzmi aktualnie i znajomo. I ja nieustannie się pod nią podpisuję. Dlaczego? Dlaczego mam się cieszyć? Z powodu kiszonych ogórków i chleba ze smalcem? Z powodu pięknych okoliczności przyrody?
Taką dziwną prawidłowość ostatnio zauważam - im niższy poziom edukacji, świadomości czy potrzeb tym większy stopień "patriotyzmu". Rozglądam się i widzę tych patriotów w Holandii. I czymże jest dla nich patriotyzm? To miłość do Żywca i kibicowanie polskim piłkarzom. To narzekanie na "wiatraki" i czułe wspominanie dobrobytu komuny. To promowanie polskiego przemysłu tytoniowego i tęsknota za polską telewizją. To wyciąganie łapy po holenderskie zasiłki i jeżdżenie świadome, rozmyślne i z premedytacją samochodami na polskich blachach – bo to taniej... Inny odłam patriotów to ci co w Polsce ostatni raz byli kilkanaście lat temu, ale oczywiście kochają ten kraj miłością ckliwą a bezpieczną. I myśl o powrocie do tego raju nawet im w tych biało-czerwonych łbach nie zaświta.
Wiem, mamy piękniejsze, a przede wszystkim bardziej urozmaicone krajobrazy. Góry i morze, jeziora i dzikie lasy... Tu tego nie ma. Bo lasy nawet jak są to takie równe, przemyślane i szczelnie ogrodzone. Drzewa przy drodze sadzone w równych odstępach co 3 metry. Morze jest, ale już plaże łyse bez dzikich, zarośniętych wydm. Za to wszelakiej innej wody pod dostatkiem. Wszędobylskie kanały i rzeczki...
Mogę zrezygnować z polskich krajobrazów. Mogę zrezygnować z nostalgicznych pejzaży. Tu za serce chwyta mnie każde małe miasteczko - czyste, schludne, urokliwe. Domki z ogromnymi oknami, zadbane ogródki licytujące się oryginalności i urodą, roślinki – z rozpasaną acz kontrolowaną różnorodnością... No i wiatraki... Wiatraki... Są magiczne. Chyba nigdy mi nie spowszednieją.
Kiedyś usłyszałam, że w poprzednim życiu mieszkałam w Holandii. Ja w to wierzę. Zaraz pewnie zostanę za to odsądzona od czci i wiary, ale tu, na obczyźnie czuję się bardziej u siebie i w domu, niż tam w bliskim-obcym kraju ojczystym.
Mieszkałam w hotelu, który kiedyś był piękny. Widziałam to na starych fotografiach, których polaczki nie rozkradli, bo nie miały wartości. Z wartościowych rzeczy ostał się jeno stary stojący zegar wahadłowy. Nie wiem jakim cudem! To czego nie mogli ukraść - zniszczyli. Złodzieje, wandale, brudasy, pijaczki upijające się najtańszym piwem. Panie też niewiele lepsze. Niedowartościowane panny, które po kliku komplementach puszczają się z turasami za kilka centów więcej do pensji, albo wątpliwe awanse. Względnie jeszcze lepiej przehandlowują swoją boską polskość za kilka tysięcy euro fikcyjnego ślubu z ciapatami spoza Unii, robiąc za trampolinę do cywilizacji. Naturalnie, trafiają się wyjątki. Normalność jednak jest w mniejszości.
Gdyby nie fakt, że bycie bezpaństwowcem praktycznie uniemożliwia funkcjonowanie w normalnym społeczeństwie pewnie spektakularnie oddałabym polski paszport pozbywając się tego wstydliwego "dziedzictwa".
Ja... Polka cyniczna...
Chyba wiem jak się czują transwestyci. Nie, nie chodzi mi o płeć. Chodzi o to poczucie wyobcowania i niemożność zmiany. Ja się czuję takim narodowościowym transwestytą. Jestem Polką. Ale to nie mój wybór. Tak wyszło. Nie czuję się Polką. Nie chcę się nią czuć. Owszem, dużo z tym krajem mnie łączy. Rodzina, znajomi, jakieś obowiązki. Ale nie tęsknię za Polską. Nie kocham mojego kraju. Powoli staje się dla mnie synonimem głupoty, brudu, zacofania, alkoholizmu, złodziejstwa i tego specyficznego poczucia misji dziejowej (my naród wybrany to nam się wszystko należy, bo my nazywamy się Milijon).
Teraz larum się podniesie, że jak to, że patriotyzm, że dziedzictwo narodowe, że krew z krwi, że tradycja... nowa świecka... Cóż... patriotyzm... slogan dla mas przydatny w zrywach narodowych.
Kiedyś, kiedy byłam piękna i młoda pewien punkowy zespół śpiewał:
"To jest mój kraj, bo tu się urodziłem i tutaj pewnie umrę,
ale dlaczego mam się cieszyć z tego, że to jest mój kraj?"
Już wtedy czułam, że z tym krajem, z tą mentalnością ludzi jest coś nie tak. Wtedy zwalało się na komunizm, że wypaczył, że zniszczył, że strzaskał całe pokolenia. Teraz komunizmu nie ma, a ta piosenka ciągle brzmi aktualnie i znajomo. I ja nieustannie się pod nią podpisuję. Dlaczego? Dlaczego mam się cieszyć? Z powodu kiszonych ogórków i chleba ze smalcem? Z powodu pięknych okoliczności przyrody?
Taką dziwną prawidłowość ostatnio zauważam - im niższy poziom edukacji, świadomości czy potrzeb tym większy stopień "patriotyzmu". Rozglądam się i widzę tych patriotów w Holandii. I czymże jest dla nich patriotyzm? To miłość do Żywca i kibicowanie polskim piłkarzom. To narzekanie na "wiatraki" i czułe wspominanie dobrobytu komuny. To promowanie polskiego przemysłu tytoniowego i tęsknota za polską telewizją. To wyciąganie łapy po holenderskie zasiłki i jeżdżenie świadome, rozmyślne i z premedytacją samochodami na polskich blachach – bo to taniej... Inny odłam patriotów to ci co w Polsce ostatni raz byli kilkanaście lat temu, ale oczywiście kochają ten kraj miłością ckliwą a bezpieczną. I myśl o powrocie do tego raju nawet im w tych biało-czerwonych łbach nie zaświta.
Wiem, mamy piękniejsze, a przede wszystkim bardziej urozmaicone krajobrazy. Góry i morze, jeziora i dzikie lasy... Tu tego nie ma. Bo lasy nawet jak są to takie równe, przemyślane i szczelnie ogrodzone. Drzewa przy drodze sadzone w równych odstępach co 3 metry. Morze jest, ale już plaże łyse bez dzikich, zarośniętych wydm. Za to wszelakiej innej wody pod dostatkiem. Wszędobylskie kanały i rzeczki...
Mogę zrezygnować z polskich krajobrazów. Mogę zrezygnować z nostalgicznych pejzaży. Tu za serce chwyta mnie każde małe miasteczko - czyste, schludne, urokliwe. Domki z ogromnymi oknami, zadbane ogródki licytujące się oryginalności i urodą, roślinki – z rozpasaną acz kontrolowaną różnorodnością... No i wiatraki... Wiatraki... Są magiczne. Chyba nigdy mi nie spowszednieją.
Kiedyś usłyszałam, że w poprzednim życiu mieszkałam w Holandii. Ja w to wierzę. Zaraz pewnie zostanę za to odsądzona od czci i wiary, ale tu, na obczyźnie czuję się bardziej u siebie i w domu, niż tam w bliskim-obcym kraju ojczystym.
Mieszkałam w hotelu, który kiedyś był piękny. Widziałam to na starych fotografiach, których polaczki nie rozkradli, bo nie miały wartości. Z wartościowych rzeczy ostał się jeno stary stojący zegar wahadłowy. Nie wiem jakim cudem! To czego nie mogli ukraść - zniszczyli. Złodzieje, wandale, brudasy, pijaczki upijające się najtańszym piwem. Panie też niewiele lepsze. Niedowartościowane panny, które po kliku komplementach puszczają się z turasami za kilka centów więcej do pensji, albo wątpliwe awanse. Względnie jeszcze lepiej przehandlowują swoją boską polskość za kilka tysięcy euro fikcyjnego ślubu z ciapatami spoza Unii, robiąc za trampolinę do cywilizacji. Naturalnie, trafiają się wyjątki. Normalność jednak jest w mniejszości.
Gdyby nie fakt, że bycie bezpaństwowcem praktycznie uniemożliwia funkcjonowanie w normalnym społeczeństwie pewnie spektakularnie oddałabym polski paszport pozbywając się tego wstydliwego "dziedzictwa".
Ja... Polka cyniczna...
"Polak zwany przez krajowych
fafufów
i niedorajdów Polakiem cynicznym
Pracowity, co już mu mają za złe. Nie upija się i nie
kluczy. Mają za złe. To, co robi, robi dobrze i na termin. Mają za
złe. Jest punktualny, a wszyscy spóźniają się albo przychodzą o
dwa dni za wcześnie. Więc mają za złe. Bierze byka za rogi. Też
mają za złe. Jeśli jest np. poetą, to nie opisuje własnego pępka,
tylko wyrywa próchniejące zęby społeczeństwu. Znów mają za złe.
A jeżeli tenże "cyniczny" Polak jest np. kupcem,
to wszystkie umowy uważa za wiążące i myli się grubo, ponieważ
produkujemy mnóstwo ludzi, którzy z lekkością szewców cudotwórców
robią z gęby cholewę. A my chcemy robić z gęby instrument do
wiążącego porozumienia się z ludźmi. Więc mają nam za złe,
mają nam za złe, mają nam za złe. Przepraszam bardzo za kleksy,
plamy od szmalcu z cebulką i nagły koniec. Świat mnie woła. Bogaty
świat. Ciekawszy od "Listów z fiołkiem"."i niedorajdów Polakiem cynicznym
K.I. Gałczyński
Świetny ,świetny post Magik. Czasami mam wrażenie ,że sama mentalnie nie pasuję ze światem polskim, zwłaszcza też ,że mam porównanie co do innych krajów. Duszę się coraz mocniej tu,, ale brnę w to coraz mocniej , nie wiadomo dlaczego. ..A tak w ogóle to nachodzą mnie ostatnio jakieś przemyślenia,niestety chyba na przemyśleniach się zakończy;(
OdpowiedzUsuńW. Łysiak, którego onegdaj bardzo ceniłam napisał, że Polska jest jak obraz impresjonisty - najlepiej oglądać z daleka ;)
UsuńA co do przemyśleń i braku ich realizacji... może po prostu gwóźdź na którym siedzisz jeszcze nie wbił się w tyłek odpowiednio mocno ;) To chyba też było z Łysiaka.
Dobre stwierdzenie z tym gwoździem :-) Nie potrafię tylko zrozumieć,że w innych kwestiach moich przemyśleń i ich realizacjach jest inaczej , skutecznie :-) Łysiak..:-) Czytałam go , przygotowując się do matury dawno temu :-)..
UsuńMoże po prostu w różnych sferach życia i problemach mamy inną tolerancję na ten kawałek metalu wbijający się w tyłek ;)
UsuńTak sobie będę to tłumaczyć i czekać na gwoździa:-)
UsuńOby się tylko w komplecie z młotkiem nie objawił ;)
UsuńPrzeżyję :-)
OdpowiedzUsuńHa, ha, niemal jest się z czego śmiać.
OdpowiedzUsuńKojarzy mi się z taką opowieścią:
Robaczek pyta mamy po wyjściu z norki
- co to takie piękne cieplutkie?
-Słoneczko.
- A co to takie piękne zieloniutkie?
- Trawka
- A to śliczne niebieskie?
-Niebo synku.
- Jak tutaj tak pięknie to czemu siedzimy w ciemnej zimnej norce?
- Bo to nasza ojczyzna.
Dobre :)
OdpowiedzUsuńNie sposób się nie z godzić z Twoim postem...Z kolei straszne jest również to, że przez kilka ludzi, którzy zrobią coś głupiego za granicą, opinia ogółu na tym cierpi - bo przecież nie wszyscy są pijakami, złodziejami itp, prawda? Ale fakt, odechciewa się tu dorabiać. Chcesz się rozwijać, szukasz nowej pracy - nie masz doświadczenia - ale skąd je masz mieć, skoro nie chcą Cię zatrudnić? I błędne koło się toczy...Najlepiej prof dr hab z 5 letnim doświadczeniem, a i tak kończysz w supermarkecie ;/
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie każdy napotkany Polak to alkoholik i złodziej. W Polsce miałam znajomych prawników, lekarzy, nauczycieli, ludzi związanych z teatrem. Tu spotykam na co dzień, elegancko ujmując mniej wykształconych i ze znikomymi potrzebami intelektualnymi. Często bez znajomości żadnego języka obcego, ba nawet z kiepskich polskim.
UsuńSama nie pasuję do tutejszej mentalności. Mi np. próbuje się wmówić, że mam już 24 lata i JESZCZE nie mam męża:P jakby to była nadal, niczym w epoce wiktoriańskiej, jedyna ścieżka kariery dla kobiety. A tymczasem mi do zamążpójścia się wcale nie śpieszy i jest mi z tym ok, ale... inni i tak wiedzą za mnie lepiej. To raczej takie przekonania są wkurzające.
OdpowiedzUsuńI tak trzymaj :) Nie daj się tym stereotypom :)
UsuńCały czas próbuję się trzymać, choć momentami to denerwuje. Wszystkim żyłoby się znacznie lepiej, gdyby po prostu się poznawano, rozmawiano, spędzano ze sobą czas, a nie tłumaczono, co się powinno, a co nie:) Przy tym pijaństwo to mały problem;P
UsuńWszystko zależy od skali. Mieszkając z pijackim elementem i śpiąc z największym nożem pod poduszką brak męża na stanie i wytykanie tego faktu to był pikuś. Ale wiem o czym mówisz. Te "dobre rady"...
UsuńWidzę cię z tym nożem.....
Usuńsuper post:D!
OdpowiedzUsuńhttp://rozaliafashion.blogspot.com/
Akurat chleb to mamy najlepszy w Europie, a kiszonki są zdrowe :P. Ale poza tym zgoda. Mentalności nie dostaliśmy najlepszej...
OdpowiedzUsuńFakt, polski chleb jest najlepszy. Tutejszych gąbek nigdy nie polubię.
UsuńChleb to mieliśmy najlepszy. Teraz to już sam chłam, a kiszonek nie uświadczysz za to są kwaszonki hahaha
UsuńMoże nie jest tak pyszny jak 20 lat temu, ale ciągle lepszy od zachodnich gąbkowych zapychaczy.
UsuńPewnie tak. Nie mam porównania, ale przez ostatnie 2 lata ceny poszły w górę, a jakość szlak trafił. Kupowałam w jednym sklepie co niby na zakwasie, a teraz szkoda kasy.
UsuńMoże ja też karmię się... hmmm... sentymentem?
Usuńświetny wpis!też chętnie zmieniłabym miejsce zamieszkania na inny kraj ale nie mam takiej możliwości a niestety w Polsce coraz gorzej i lepiej nie będzie;/
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zawsze można próbować. Ostatni zgasi światło ;)
UsuńFajnie, dobitnie wszystko opisałaś i, co jeszcze fajniejsze, okazuje się, że tyle osób przyznaje rację:) Ja sama też raczej nie przystaję z moimi poglądami do polskiej mentalności i nie czuję się przywiązana do polskości. Choć powiedziałabym, że czuję raczej taką obojętność, niż niechęć, która sprawiałaby, że wolałabym być tym "bezpaństwowcem".
OdpowiedzUsuńDziękuję. Nie wiem czy cieszyć się czy smucić, że tyle osób podziela moją opinię.
UsuńNo cóż, ile nas tyle opinii i poglądów.
OdpowiedzUsuńMnie nie ma w Polsce już ponad 13 lat i ciągle myślę, że o 13 lat za długo.
W międzyczasie wróciłam do Polski na dwa lata i znów wróciłam, tu gdzie byłam wcześniej.
Wydawało mi się, że stoję okrakiem na barykadzie i nie wiem, w którą stronę przechylić balans.
Tu mam polski chleb i wszystkie polskie produkty, ale nie czuję się tu u siebie.
Jeszcze nie wiem kiedy (niedługo), ale chcę wrócić do Polski.
Wracam, bo nie samym chlebem człowiek żyje. Jest coś ponad to.
Ojczyzno ty jesteś jak zdrowie................
Fajnie piszesz Mag.
Może po prostu jesteśmy kundelkami? Ani tu nie czujemy się dobrze, a tam.
UsuńA mnie... jest dobrze w Polsce;) Jasne, że żyje się trudniej, niż gdzie indziej, ale myślę, że są gorsze miejsca mimo wszystko... Za to poczucie, że jesteś u siebie w domu - bezcenne. Nie mogłabym żyć nigdzie indziej i koniec. Zabiłaby mnie tęsknota. I choć mogłabym nawet teraz, choć miałam wiele propozycji i możliwości - nie. To nie dla mnie. Poza tym, tu jest tyle do zrobienia... Bolą mnie bardzo panujące współcześnie w kraju stosunki, ale nie tracę nadziei, choć wiem, że to poniekąd beznadziejne;))) Nie należę, do "grupy beneficjentów systemu politycznego", oj nie, ale i tak nie wyjadę.
OdpowiedzUsuńZnam ludzi usychających z tęsknoty za Polską, marzących o powrocie tutaj, budujących tutaj domy "na później" - gdybym wyjechała, zasiliłabym ich szeregi, wciąż myślałabym o tym, kiedy wreszcie wrócę. Więc wyjeżdżać lubię tylko turystycznie;)))
A chleb od dawna piekę sama, i sama kiszę ogórki;))) Pycha;))))
Miło, że jest ktoś nie myśli o pakowaniu walizek ;) Prócz elyty rządzącej rzecz jasna, której u koryta pewnie wiedzie się całkiem dobrze.
OdpowiedzUsuńGdy mieszkałam w Polsce mniej bolały te wszelkie niedoskonałości. Teraz na myśl o wizycie w Polandii mam odruchy wymiotne. Jeżdżę tylko ze względu na rodzinę.
Naturalnie, że są gorsze miejsca niż Polska - Rumunia, Bułgaria, Kuba i większość Afryki, ale zawsze lepiej porównywać się do lepszych i ciągnąć w górę. Chyba, że ktoś lubi żyć w lepiance wśród karaluchów wielkości myszy.
Skoro tak tęsknią i usychają to czemu nie wrócą?
Elyta już przesadza z tym "korytowaniem" - teraz to już naprawdę widać straszliwie, przepaść między ludźmi "ustawionymi" a "nieustawionymi" ciągle rośnie... Smutno na to patrzeć, na kwitnący nepotyzm i wszechobecne układy:-(
UsuńZnam kilku, którzy mają gotowe domy i nie wracają, inni wrócili i nie mogą znaleźć pracy, ale nie chcą wyjechać, wolą klepać biedę u siebie... Smutny ten nasz kraj, a przecież obecny premier zapewniał, że wszyscy młodzi wrócą z emigracji - a byliby potrzebni;)))
Nie jestem młoda dlatego zapewnienia premiera tego, śmego lub owego mam w zupie i nie wracam ;)
Usuńmysle ze, wiem dlaczego ''usychaja i nie wroca'' bo gdzie tyle zarobia, napewno ie w Polsce, bo nie musza czekac miesiacami, czasami latami do specjalistow, bo jak ida do urzedu to sa traktowani jak czlowiek a nie jak intruz i nie musza nosic kopert wypchanych do lekarza, bo nie trzeba dawac lapowek wszedzie i za byle co, bo nie musza wydawac calej renty na zakup lekarstw itd itd. zabrakolby miejsac na wypisanie dlacze nie wroca, a tesknia dlaczego ??Bo im sie wydaje ze Polska to kraj gdzie mamusia jeszcze zarabiala pieniazki babcia gotowala, jakies ciocie sprzataly i ladnie pachnialo w kuchni, i zawsze byla piekna pogoda ze Polska to taka jest jak za ich dziecinstawa.Taka kochana wczasy z FWP nad morzem prawie za darmo, itd .
OdpowiedzUsuńTylko wtedy jest to tęsknota za wspomnieniami, młodością, za czymś co minęło, a nie za Polską. Polska jaka jest, każdy widzi. I nie zmieni się jeszcze przez kilka pokoleń.
UsuńCiekawy punkt widzenia. I rozumiem go po części. Ale wiem, że nad Wisłą jest moje miejsce, tu tylko czuję się u siebie. Tu mam bliskich, tu mam wybór znajomych wystarczający, by wśród nich znaleźli się prawdziwi przyjaciele. Tu mam dostępne wielorakie formy kultury w języku, który uwielbiam (nie chciałabym być cudzoziemką - miałabym nie rozumieć niuansów tekstów Przybory?).
OdpowiedzUsuńNo i bardziej przyziemnie: bez polskiego jedzenia źle się czuję (na duszy i ciele). Lubię zwiedzać obce kraje jako turystka, ale z każdej podróży z ogromną przyjemnością wracam do domu.
Tak mi się wydaje, że blog jest dla Ciebie takim kawałkiem polskości, jaką lubisz: słowa giętkie, towarzystwo bardziej w Twoim typie niż współpracownicy ;-) Taki Twój piękny "kawałek podłogi"...
Życzę Ci, żebyś jak najlepiej czuła się ze swoimi wyborami życiowymi i nie marzyła o pozbyciu się polskiego paszportu. Polacy na obczyźnie to nie tylko panowie-cwaniaczkowie (i analogiczne panie). To także Skłodowska-Curie i Miłosz, jakby nie było, laureaci nagród Nobla. Oraz cała masa sympatycznych studentów na Erasmusach :-)
Pozdrawiam ciepło
Maria
Studentów polskich w okolicy Erasmusa nie spotkałam, pewnie dlatego, że robią dokładnie to co ja - nie używają polskiego w miejscach publicznych ;)
UsuńMiłosz, Skłodowska, Mrożek, Mickiewicz to inny gatunek emigracji. Oni nie mogli wrócić. Pewnie dlatego chcieli. Choć też nie do końca. Co człowiek to powód, decyzje, inna historia. Jedni chcą wrócić i nie mogą. Inni mogą, ale nie chcą.
Blog jest formą kontaktu ze światem. Normalnym światem. O ile taki istnieje ;) Jeśli miałby być formą kontaktu z polskością w takim znaczeniu jaki mam na co dzień, usunęłabym go w ciągu 5 minut.
Oczywiście, niestety nigdy nie będę tak żonglować słowami po angielsku czy holendersku jak po polsku.
Mimo wszystko cieszę się, że są ludzie, którzy kochają ten chory kraj. Też bym chciała. Ale przepraszam, nie umiem.
A może poużywasz czasem polskiego publicznie? Żeby Holendrom ten język kojarzył się przyjemniej :-) Poza tym polski normalny, z klasycznymi spójnikami i urozmaiconym słownictwem, to jednak zupełnie inny byt lingwistyczny niż produkcja osób, którym używanie zbioru 1000 słów (w ogóle, nie w jednej wypowiedzi) wydaje się rozrzutnością...
OdpowiedzUsuńUżywanie polskiego publicznie jest mało roztropne ;)
OdpowiedzUsuńW najlepszym wypadku natknę się na inteligentnego inaczej ziomala. W gorszym nie wpuszczą mnie do clubu czy dyskoteki. W najgorszym jakiś turas spróbuje klepnąć mnie w tyłek, a wtedy ja zrobię mu tracheotomię z użyciem długopisu... cool ;)
Włączę się do dyskusji.
OdpowiedzUsuńMój syn był 10 lat w Hiszpani,wrócił,teraz ciągle narzeka jak to ciężko w
Polsce żyć,już nie mówiąc o rządzie co myśli na ich temat.
Nam starszym osobom serce krwawi a szczególnie matkom że dzieci muszą emigrować za chlebem.Życzę pomyślności i proszę nie wracać do nas w worku ale cała i zdrowa.Smutno się czyta P. posta ale wszystko to co piszesz jest szczerą bolesną prawdą.Pozdrawiam.
Pani Danuto, bardzo dziękuję za Pani opinię. Wiem, że rodzice chcieli by z jednej strony mieć dzieci blisko siebie, a z drugiej wiedzą, chcą dla nich jak najlepiej.
UsuńZa życzenia serdecznie dziękuję i również życzę pomyślności.
trans czy nie trans, najważniejsze żeby w zgodzie ze sobą, nie ma co uszczęśliwiać świata na siłę:)
OdpowiedzUsuńSłusznie prawisz :)
OdpowiedzUsuńMocne słowa, ja po prostu myślę że znalazłaś tam szczęście? Nie wiem czy ja czuję się w stu procentach polką, trudne pytanie, może? Jednak bez zastanowienia pojechałabym na koniec świata i tam została, za swoją miłością, by tylko być razem, życie jest przecież takie ulotne i krótkie♥
OdpowiedzUsuńSzczęście i miłość to mocne słowa.
OdpowiedzUsuńKażdy człowiek jest jednostką indywidualną, a pakowanie się w worki narodowe to słabe szukanie tożsamości. "Ja" nie może się kończyć na miejscu urodzenia. Tam się powinno zacząć.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć :)
UsuńBardzo bardzo podoba mi się ten tekst. Wiele od siebie nie dorzucę. Mój ojciec spędził większość mojego dzieciństwa (jakieś 8 z 10 lat) w USA i wrócił jako nieznajomy człowiek który od kilkunastu lat nie potrafi nauczyć się tu żyć. Ja poza kilkoma krótkimi wyjazdami za granica nie byłam i boję się wyjeżdżać- że powrót byłby bardzo trudny. Cieszy mnie moja małomiasteczkowość, w czasach gdy mieszkaliśmy na wsi cieszyły mnie cotygodniowe zakupy w mieście. Nijak nie czuję patriotyzmu, ale nie chciałabym wyjeżdżać. Chociaż chyba tylko rodzina mnie trzyma i to nie za bardzo moja, bo moja mnie odrzuciła, lecz rodzina Męża.
OdpowiedzUsuńA wielki świat mam za oknem, składają się na niego 3 restauracje z różnych świata stron, kawiarnia i pub i nie jest to atrakcyjny wielki świat.
Bardzo ciekawy post. Ja jednak mam nieco inną opinię, może dlatego, że mieszkam w Hiszpanii. Chociaż i tu miasteczka są zadbane, i krajobrazy urozmaicone (pustynie i puszcze na zamówienie, z dodatkiem ciepłych plaż), pogoda rozpieszcza, a ludzie są bardziej otwarci... ale i tak tęsknię do Polski! Wracam przynajmniej dwa razy do roku, i zawsze z żalem opuszczam, ale cóż, tak się już ułożyło. Nie wiem, co mnie pociąga w Polakach, chyba to, że jakoś bardziej rozumiem ich 'biedę' niż biedę Hiszpanów. Nigdy nie sądziłam, że tak będzie. Mój patriotyzm narodził się jakieś dwa lata po wyjeździe. I cały czas wzrasta.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMyślę, że dużo osób mieszkających za granicą ma takie rozdarcie, które nie sprawia, że nie wiemy, gdzie jest nasze miejsce.
OdpowiedzUsuń