Poczytadło
Obserwatorzy
klauzula bezpieczeństwa
Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.
Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.
Online
poniedziałek, 11 listopada 2024
poniedziałek, 14 października 2024
Ciasto
Dzwoni do mnie kumpela.
- Hejka, co tam u Ciebie?
- A po staremu.
- A co robisz w ten weekend?
- Nie mam planów, wpadaj - mówię - uuuuu....... - i tu zawieszam się wdzięcznie. Chciałam powiedzieć, że upiekłam murzynka, ale... przez głowę przelatuje mi z prędkością światła i siłą wodospadu, że wszelkie rozmowy są podsłuchiwane, inwigilowane, monitorowane... To jak jak mam jej powiedzieć, że... UPIEKŁAM MURZYNKA?????!!!
- Hallo? Jesteś? - słyszę z drugiej strony
- No jestem... Drapię się po głowie, gryzę paznokcie i w końcu rzucam radośnie:
- To wpadaj, bo ciasto zrobiłam. - Ufffff...upiekło się (i nie mówię tu o cieście)
- Fajnie. A jakie?
Jakie? Jakie? I co ja mam powiedzieć?
-Yyyyyy... no wiesz... takie.. mąka, jajka, kakao?
- Brownie?
- Nieeeee.
- No to jakie? - Co ona taka dociekliwa się zrobiła. Prowokacja jakaś to ma być, czy co?
- Ciasto jak ciasto - rzucam udając obojętność - Takie tam... Jak babka tylko z kakao, noooooo... wiesz...
- Murzynka upiekłaś?
To po nas. Po mnie i po niej. Już nas nic nie uratuje. Mają nas. Namierzą. Zamkną do klatki... Oczyma duszy już widzę tych przystojnych policjantów wpadających do mnie razem z drzwiami, rzucających mnie na podłogę i skuwających kajdankami... Wizja fajna, ale drzwi szkoda... Coś trzeba zrobić, więc ryczę do słuchawki:
- Nie murzynka!!! Nie murzynka!!! AFROAMERYKANINA upiekłam!!
W telefonie zapada cisza, a potem dźwięk zerwanego połączenia. No tak... Za późno... namierzyli...
K......a . A było upiec drożdżówkę.
Na świecie nie ma równowagi. W jednych krajach nagminnie i bezczelnie łamie się prawa człowieka, ludzka godność nie ma wartości, a honor, uczciwość, tolerancja, szacunek dla jednostki ludzkiej deptany jest bardziej niż molo w Sopocie. A w innych... tolerancja puchnie i jeży się jak rozdymka. Absurdy i paranoje mnożą się niczym kolejna odsłona covida... Kilka przykładów? A proszę uprzejmie.
Tytuł powieści Agaty Christie ulega zmianie, coby było poprawnie politycznie.
W dziwacznym filmie Netflixa Bridgertonowie, gdzie rzecz się dzieje czasach regencji czyli wieku XIX arystokracja jest czarna, a służba biała. Łooooj... Wytrzymałam jeden odcinek. Przekłamanie i wybielanie. I chyba tylko niedouczony tłuk albo pokolenie tik toka może łyknąć takie bzdety. Na marginesie wspomnę, że w Stanach w latach 50-tych nadal funkcjonowały oddzielne toalety dla czarnych. To jakim żesz kuf....a cudem w XIX wieku czarni mogli być arystokracją? Że niby fikcja? To ja wolę fikcję fikcyjną - trole, elfy, smerfy, krasnoludki, smoki... przynajmniej wiem, że nikt mi kitu nie wciska, prania mózgu nie próbuje robić ani leczyć sobie wiekowych kompleksów rasowych.
Że niby rzeczywistość alternatywna? Nie kupuję! Chcecie rzeczywistości alternatywne to łyknijcie sobie pigułę stosownego koloru i wpadajcie do Matrixa! Promowanie przekłamanej wizji świata niedouczonym hamerykańskim (a może i nie tylko) kołkom jest jak mówienie pływającemu w szambie, żeby myślał, że brodzi wśród jaśminów.
P.S. Nawet tworząc teraz obrazy do tego posta okazało się, że.. naruszam politykę. Przepraszam. Postuluję usunąć słowo CZARNY ze słownika. Będzie prościej! I wybaczcie, że jestem BIAŁA i zrobię wszystko by być jeszcze bielsza!
Nooo.. To... Idę zrobić makijaż...holenderscy policjanci potrafią być mega przystojni...
sobota, 10 sierpnia 2024
A na to całe Kargulowe plemię... czyli horror na wsi.
Najpierw było jakieś dziwne burczenie. Lekkie. Nie nasuwające podejrzeń. Potem obrzydliwa wielka mucha w kieliszku wina. Wylałam. Umyłam kieliszek uzupełniłam płyn... Burczenie przemieniające się w bzyczenie narosło. Wyhynęłam na korytarz z obawą, że kot rozwleka jakieś gniazdo os. Ucieszyłam się, że to nie osy tylko ściana much dziwiąc się jednocześnie skąd tego cholerstwa tyle się wzięło. Pozamykałam okna. Zamknęłam wywietrzniki. Ruszyłam do ataku z łapkami na muchy niczym wojownik Hwarang. Rzuciłam się w wir walki - biegałam wymachując łapkami, tłukłam wroga znacząc krwawe ślady na firankach, zasłonach i ścianach. Trup ścielił się gęsto! W powietrzu unosił smród spalenizny. Niestety elektryczny miecz, znaczy się łapka nie wytrzymała kontaktu ze ścianą. Walczyłam dalej machając teleskopową łaką. Ale i ona nie wytrzymała zmasowanego ataku wroga... Trudno.
Nalałam sobie ostatni kieliszek wina i raczyłam się serią bezbolesnych filmików. Głupich idealnie. Wiecie, takich co to wieczorem oglądasz a rano za cholerę nie pamiętasz co to było :) No dobra, coś tam pamiętam. Jeden to Something Gotta Give (nie mam pojęcia jaki to polski tytuł ma) z Keanu Reevesem, Diane Keaton i Jackiem Nicolsonen, a drugi z Meg Ryan, robiącą głupie miny i mszczącą się na byłym facecie. Piękny film... Głupi idealnie... Choć przyznaję... inspirujący... Obawiam się jednak, że w realu ex zaraz by o stalking posądził i skończyłoby się długim ciąganiem po sądach zamiast wściekłej satysfakcji.
Ilustracja stworzona dzięki IDEOGRAM |
wtorek, 6 sierpnia 2024
Czarna dziura
Pisanie... Kuszące, ale... praca, obowiązki, odpowiedzialność, rachunki. Mrzonki o pisaniu wyrzucane jak obierki ziemniaków. I co z tego, że to lubię? I co z tego, że może nawet potrafię? Trzeba być rozsądną, prawda? Głos matki "i tak ci się nie uda", głos brata "pierdołami się zajmujesz" i te ciągłe głosy "kariery tak nie zrobisz i kasy z tego nie będzie". I dałam sobie wmówić, że robienie czegoś co sprawia radość i jest dla mnie litereoterapią to fanaberia. Jak życie....
Więc kolejna praca, kolejne korpo. Chodzenie w kieracie, który każdego dnia przerabiał mnie - pomarańczę na świeży sok, aż skończyłam tak jak każda pomarańcza. Wyciśnięta do ostatniej kropelki.
Stoję teraz przed ścianą i walę głową. Łup, łup, łup. Metodycznie. Miarowo. Szukam wyjścia, ale bezskutecznie. Padam na kolana i tłukę dalej. Łup, łup, łup. Metodycznie. Podobno, gdy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. Gdzieś powinny być drzwi.?A może okno? Może chociaż mały lufcik?
Czekam, aż ktoś powie "wstań i walcz, a ja będę przy tobie". Rozglądam się. Są tylko ściany. Jedna... druga... trzecia... czwarta. Prawie słyszę ich oddech, gdy się do mnie zbliżają szepcząc - i tak ci się nie uda. Znowu zj....ś. Nie byłaś pierwsza...
Mają rację? Pewnie tak. Bo obecnie nawet jak będziesz Masterem wyginającym śmiało ciało vel pióro, to musisz się sprzedać. Nie potrafisz... Pufff... Cię nie ma. Pewnie kiedyś też tak było. Tylko teraz...
To pisałam ja... (nie)sprzedajna... Ale jak wiecie, wszystko jest tylko kwestią ceny.
niedziela, 21 lipca 2024
Kobieta w fioletowej spódnicy
Zdjęcie wygenerowane dzięki uprzejmości TimAI i Ideogram. |
sobota, 20 lipca 2024
Gotowi na wszystko...
Wygenerowane dzięki współpracy TimAi i Ideogram. |
Gdybym miała zrecenzować tę oto książkę jednym zdaniem napisałabym - Run Forest, run! Byle szybko i daleko od tego tworu! No dobrze, wyszły mi dwa zdania. Agata Przybyłek, autorka "Gotowych na wszystko" miała dosyć ciekawy pomysł. Wzięła żądną sławy, marzącą, aby zostać "selebrytką" blondynkę i wrzuciła ją do reality show dla narzeczonych. Tyle że Paula, bo tak się wabi to nieszczęście, narzeczonego nie miała. Przygarnęła zatem dawnego przyjaciela, nomen omen posiadającego już narzeczoną - Zuzę. I to jest, moi drodzy już cała akcja i fabuła.
Reasumując tą kusą recenzję - książkę zmęczyłam tylko dlatego, że zżerała mnie chora ciekawość sprawdzenia jak nisko można upaść. A jak zmęczyłam... tak..byłam już gotowa na wszystko! Zażycie środków przeczyszczających, sprowokowanie wymiotów, a nawet skoczenie z klifu jeśli takowy napatoczyłby mi się w okolicy.