Najpierw było jakieś dziwne burczenie. Lekkie. Nie nasuwające podejrzeń. Potem obrzydliwa wielka mucha w kieliszku wina. Wylałam. Umyłam kieliszek uzupełniłam płyn... Burczenie przemieniające się w bzyczenie narosło. Wyhynęłam na korytarz z obawą, że kot rozwleka jakieś gniazdo os. Ucieszyłam się, że to nie osy tylko ściana much dziwiąc się jednocześnie skąd tego cholerstwa tyle się wzięło. Pozamykałam okna. Zamknęłam wywietrzniki. Ruszyłam do ataku z łapkami na muchy niczym wojownik Hwarang. Rzuciłam się w wir walki - biegałam wymachując łapkami, tłukłam wroga znacząc krwawe ślady na firankach, zasłonach i ścianach. Trup ścielił się gęsto! W powietrzu unosił smród spalenizny. Niestety elektryczny miecz, znaczy się łapka nie wytrzymała kontaktu ze ścianą. Walczyłam dalej machając teleskopową łaką. Ale i ona nie wytrzymała zmasowanego ataku wroga... Trudno.
Wróciłam do pokoju w poszukiwaniu jakiegoś preparatu owadobójczego. W kieliszku wina kąpała się kolejna mucha. Porzuciłam szlachetną walkę wręcz i zastosowałam mniej elegancką acz wielce skuteczną broń chemiczną. W akcie odwetu za Burgunda 2022 wysprayowałam całe mieszkanie. Muchy padały w locie. Piłeś - nie lataj, pomyślałam mściwie i dobiłam packą wierzgającą na podłodze muchę.
Nalałam sobie ostatni kieliszek wina i raczyłam się serią bezbolesnych filmików. Głupich idealnie. Wiecie, takich co to wieczorem oglądasz a rano za cholerę nie pamiętasz co to było :) No dobra, coś tam pamiętam. Jeden to Something Gotta Give (nie mam pojęcia jaki to polski tytuł ma) z Keanu Reevesem, Diane Keaton i Jackiem Nicolsonen, a drugi z Meg Ryan, robiącą głupie miny i mszczącą się na byłym facecie. Piękny film... Głupi idealnie... Choć przyznaję... inspirujący... Obawiam się jednak, że w realu ex zaraz by o stalking posądził i skończyłoby się długim ciąganiem po sądach zamiast wściekłej satysfakcji.
Ilustracja stworzona dzięki IDEOGRAM |
Ale nie o filmach i rewanżu tu będzie tym razem. W przerwie "na reklamy" tuptając do łazienki odkryłam plamę na podłodze. Plama była z lekka mobilna. Po jednym kieliszku wina (resztę, że się tak wyrażę muchy wychlały) trudno widzieć przemieszczające się plamy. Pomyślałam, że to pierwsze omamy wzrokowe spowodowane nawdychaniem się mucho-killera. Po bliższej lustracji mobilna plama okazała się być jednak gigantycznym pająkiem. Nie mam arachnofobii. Ale pająki są obrzydliwe. Zwłaszcza tak wielkie. Małe na mnie nie rzutują i nawet ich nie zabijam. Staram się bezkolizyjnie eksmitować. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Może w zoo jedynie. Miałam problem, żeby ubić to paskudztwo kapciem. Crockiem znaczy się. Młotka pod ręką nie miałam. Na noc do sypialni udałam się z tłuczkiem do mięsa. Tak przezornie. Na szczęście obyło się bez jego używania.
Rano odkurzyłam trupy much gęsto ścielące się po podłodze.Czynność powtórzyłam, bo zwłok dziwnym trafem przybywało. Potem masochistycznie próbowałam w necie odszukać cóż to za monstrum rozwaliłam kapciem. Niestety, osobnik przed zgonem nie raczył się przedstawić nawet z grubsza, a zdjęć szczątków do identyfikacji nie robiłam. Zdjęć potwora za żywota też nie. I tak oto kolejna zagadka trafiła do domowego archiwum X.
Jak sobie pomyślę o ostatnich wydarzeniach - muchach, pająkach, świniach u orłela... to dochodzę do wniosku, że sobie ktoś właśnie te plagi nad moją głową jako ten Pawlak wymodlił. Żartuję.
Nikt by się nie odważył. A swoją drogą, gapa ze mnie. Było pająka spożytkować jako ofiarę do voo doo...Następną razą tako też uczynię.
P.S. Przeprowadzona inwigilacja wykazała, że:
- inwazji much winni byli chłopi, którzy okoliczne pola udekorowali nawozem naturalnym dostarczając atrakcji węchowych (zrozumiałe), wizualnych (stada ptactwa wszelakiego żerującego na łąkąch), słuchowych (much bzyczenie i ptactwa świergoty) oraz rozrywkowych (polowanie na owady latające - patrz niniejszy post),
- pajaka zapewne zwabiła taka ilość łatwego żarcia. Jak to mówią... łatwo przyszło... szybko zdechło...
- uśmiercony stawonóg prawdopodobnie był Kątnikiem domowym.
I tyle było z teorii spiskowej.
Nie morduj pająków ;-) Pająki są spoko, wszystkie moje mają na imię Franek, dzięki temu mi się nie mylą :-P
OdpowiedzUsuńGeneralnie pająków nie ubijam i doceniam ich rolę w "clean up the world" z paskudztw,. Z dwojga złego lepiej wpaść w pajęczynę, niż w wiszącą pułapkę na muchy z klejem :( ale te olbrzymy mnie przerażają i działam na autopilocie.
UsuńNie morduj, nie są winne temu, że są tak paskudne....Ja mam arachnofobię, pająków nie morduję. U mnie też mają na imię Franciszek. Niezależnie od płci i urody.
OdpowiedzUsuńUrszula
Na swoje usprawiedliwienie mam, że kolejne kątniki, bo tak się zwą ci nieproszeni lokatorzy eksmitowałam do ogródka :)
Usuń