Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

niedziela, 12 lutego 2017

Boerenkool raz...

Razu pewnego zostałam zaproszona do holenderskiej rodziny na typowe holenderskie danie czyli boerenkool. Jest to rodzaj stampotu czyli tłuczonych ziemniaków z czymś. W tym przypadku z jarmużem. W innych przypadkach jest to kiszona kapusta, marchewka z cebulą, szpinakiem czy innymi warzywami.

Nie spodziewałam się rewelacyjnej prezentacji tego dania, bo papka nigdy nie przedstawia się elegancko. Jednak przygotowanie i podanie kolacji ścięło mnie z nóg.
Stół został nakryty elegancko... folią. Chryste Panie, już nawet cerata prezentowałaby się lepiej. Ok, rozumiem, że stół z drogiego drewna i trzeba go chronić, ale do tego świat wymyślił tekstylne obrusy.
"Elegancji" dodawały również ustawione na stole... garnki z boerenkoolem, kiełbasą, sosem i patelnia ze spalonym boczkiem. Nie wiem czy to standard w holenderskich domach czy lenistwo i niechlujstwo pani domu. Podejrzewam, że posiada wystarczającą ilość talerzy, misek i salaterek by przełożyć do nich serwowane dania. A może potraktowała mnie jak członka rodziny i doszła do wniosku, że nie warto się wysilać. A może wprost przeciwnie  uznała, że w Polsce jemy rękami ze wspólnej miski i taki wykwintny obrus będzie dla mnie zaszczytem, bo i tak pewnie nachlapię przy jedzeniu jak świnia. Raczej stawiam na jej niechlujstwo, lenistwo i brak smaku.
Dobrze, że nie trzeba było jeść z rozłożonych na podłodze gazet i miski dla psa.

Sama pani domu za to prezentowała się nad wyraz wystawnie. Wystroiła się w błękitny sweterek w stylu gąsienica czyli jakiś twór z włoskami oraz fioletową spódnicę ni cholery nie pasującą kolorystycznie. Rozporek na nodze spódnicy był tak głęboki, że aż było widać majtki od rajstop. Smaku dodawały także owe rajstopy ze szwem i motywem kwiatów na udzie widocznym w tym rozcięciu spódnicy.
Do tego kozaki na obcasach. Może to jej jedyne buty na obcasie, które ma, a chciała się pokazać i wyglądać kobieco. No, ni cholery jej się to nie udało, bo na tym obcasach chodziła jak oficer pruski.
Totalne przerysowanie, brak smaku i wyczucia. Jaka pani domu, taka prezentacja stołu jak widać.

Sam boerenkool tak jak się spodziewałam był breją bez smaku przypominającą żarcie dla świń. Co prawda świńskiego jadła nie próbowałam, ale wygląd zaprawdę powiadam Wam był podobny.  Ot, wsiowe jedzenie podane przez fleję. Kolację ratowała polska kiełbasa z musztardą :)


Podsumowując... bardzo ciekawe doświadczenie kulinarno-socjologiczno-towarzyskie :)


8 komentarzy:

  1. Jadłam już na stole zasłanym gazetami na Ukrainie. Nie przeszkadzało mi to. Jednak w kraju wysoko rozwiniętym to dziwne zjawisko. Może Pani domu zabrakło wyobraźni. Kurcze, nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Ukrainie też by mnie to pewnie nie zdziwiło, ale w holenderskim pięknie urządzonym domu folia na stole niczym kopka słomy jako miejsce do spania :)
    Pani domu ewidentnie brakuje smaku i wyczucia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na folii jadłam ze dwa razy, w tracie remontu. Nic fajnego. Pani domu brakuje chyba mózgu przede wszystkim. Sweter gąsienica mnie rozwalił

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Remont folię tłumaczy. Proszona kolacja, jak dla mnie już nie. Co do mózgu to faktycznie coś tym jest ;)

      Usuń
  4. Uśmiałam się i aż powiedziałam o twoich doświadczeniach mojej mamie. Ona się zawsze strasznie przejmuje gośćmi, a tu proszę, jaki luz! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy Pani domu tak przyjmuje wszystkich gości, czy tylko ja zasłużyłam na takie względy :) W każdym razie wrażenie niezapomniane :)

      Usuń
  5. Ciesz sie, ze nie jedliscie ze wspolnej miski. Mnie sie kilka lat temu zdarzylo na proszonych holenderskich, zupe i drugie danie jadlo sie z tego samego talerza. Czy deser tez z glebokiego, niestety juz nie pamietam.
    A odnosnie Stampot-u lub warzywnej salatki Huzarensalade, to faktycznie uwyglada to jakby sie juz komus to jadlo cofnelo. My to nazywamy "cofka".
    Holendrzy raczej nie przykladaja duzej uwagi do ubrania czy odswietnego wystroju stole, ba nawet jadlospisu. Co kraj, to obyczaj. Serdecznie pozdrawiam, ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Garnki na stole pewnie bym przeżyła, ale ta folia to było totalne flejostwo.
      A odnośnie Twojej wizyty, to może chcieli zaoszczędzić na wodzie i myciu talerzy :)
      Miło mi, że ktoś z Holandii do mnie zajrzał. Pozdrawiam.

      Usuń