Słodki poniedziałek. Wracam do domu po pracy zrąbana jak ruski czołg. Ruski czołg tuż przed złomowaniem. Zaczyna mi się jakaś grypa wykluwać. Coś się ostatnio za bardzo chwaliłam, że choróbska się mnie nie imają.
Franek wita mnie jak zwykle. Tyle, że wolniej niż zwykle. Pewnie zaspana, myślę sobie. Oględziny i więcej światła ukazują mi zakrwawiony nos, głowę i łapy. Franek fighter. Normalka. Bliższa lustracja nie wykazuje jednak ran kłutych ani szarpanych. Ale dotykanie, głaskanie i podnoszenie ewidentnie sprawiają jej ból. Jedno oko jest ciągle otwarte. Kurwa mać. Niedobrze. Jest północ. Punkty weterynaryjne pozamykane. Ja czuję się jak Franek tyle, że nie prycham krwią. Uspokajam się, gdy Franio wolniej niż zwykle, ale wskakuje na krzesło i układa się na poduszce. Zasypia. Najwyraźniej nie ma złamań. Zaczekamy do rana.
Ja lokuję się na kanapie, na wszelki wypadek, żeby zareagować i wezwać ambulans jeśli będzie jej gorzej. Zasypiam po kilku godzinach. Po obudzeniu czuję się tak jakbym przeszła cały szlak bojowy za tym ruskim czołgiem. Względnie miała z nim bliskie spotkania trzeciego stopnia. Ładuję Franka do transportera i jedziemy do weta. Nie czekamy, personel miły, wyposażenie - full wypas. Szkoda, że ludzi nie leczą tak jak zwierzęta. Wet oglądając obrażenia potwierdza moje obawy. Najprawdopodobniej Franka potrącił motocykl albo skuter. Oględziny, prześwietlenia, zastrzyki przeciwbólowe i krople rozkurczające do oka. Na szczęście nic poważnego. Ale cieszyć się będę za kilka dni jak Franek całkiem wydobrzeje, a mnie wróci choć minimalna energia życiowa.
Franek u weterynarza trzęsie się jak galareta i próbuje wbić się pod moją kurtkę mimo, że nie należy do gatunku przytulaczy. Wracamy do domu i obie padamy. Budzę się po kilku godzinach tylko po to, żeby zrobić herbatę i zapodać sobie gripex. Po czym znowu zapadam w sen. Przesypiam cały dzień budząc się tylko, żeby załadować sobie i kotu lekarstwa.
W tak zwanym międzyczasie budzi mnie pani z pracy (mam dziś wolne) z pytaniem czy mogę przyjechać do pracy "at once". Tłumaczę kobiecie-koniowi, że w moim wydaniu at once to jest minimum 1-1,5 godziny, bo samej jazdy samochodem mam 40 min. Aaaah, to ona poszuka kogoś innego. Idiotka. Szukaj. Powodzenia. Muszę zażądać prywatnego odrzutowca od Afrojacka coby być bardziej dyspozycyjna do tej gównianej roboty.
Sił do życia nie mam, a jutro znowu trzeba do kieratu. Marzy mi się, żeby jakiś doktor walnął mi pod skórę środek na życie znieczulający.
Obserwatorzy
klauzula bezpieczeństwa
Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.
Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.
Biedek z Franka:/ Kurujcie się dziewczyny! A ze znieczulających środków to może coś na przeczyszczenie? Siądziesz sobie gdzie trzeba i nic nie będziesz czuła, samo wyleci:P A i humor może się poprawi?:)
OdpowiedzUsuńZe środków znieczulających to zapodałabym sobie żołądkową miętową dożylnie ;)
UsuńOstatnio odkryłam potencjał miętowej. Bo za pierwszym razem a wkademiku pod sok jabłkowy to omal tego nie wyhaftowałam i postanowiłam, że nigdy więcej. Po prostu nie leży mi to połączenie. Ale ze spritem to prawie jak mojito:P
UsuńJa piję w postaci leczniczej ;) Znaczy się bez dodatków :)
Usuńmimo czołgów i to ruskich, wrednej cholery z pracy, powypadkowej Franka i innych dżum tego świata to dzisiaj już jest wtorek i to jest ten następny lepszy dzień
OdpowiedzUsuńDziś to już nawet środek. Byle do magicznego piątku ;)
Usuńżyczę Wam dużo, dużo zdrowia!!!!
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńBiedna Franek! Ale skoro noc przeżyła, to na pewno będzie dobrze i może będzie unikać miejsc z pojazdami.
OdpowiedzUsuńZdrowiej , zdrowiej jak najszybciej i pilnuj, żeby Ci w zatoki nie weszło.
Musi być dobrze. Po zastrzyku przeciwbólowym zachowuje się jakby jej nic nie było :)
UsuńNajgorszy jest ból gardła. Przynajmniej mam dietę odchudzającą, bo nie jestem w stanie nic przełknąć :)
Zdrówka dla was obu dziewczyny! Kurujcie się i szybko wracajcie do zdrowia :*
OdpowiedzUsuńDaj znac jak tylko ten środek znieczulający wynajdą bo nie powiem że by się nie przydał. Coś w tych poniedziałkach jest...strasznego ale na szczęście już środa. Szybkiego powrotu do zdrowia i Tobie i Frankowi:]
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńWcześniej pisałam, że żołądkowa miętowa w kroplówce mogłaby pomóc ;)
Byle do piątku!
...do dziś nie mogę zrozumieć dlaczego jak ktoś ma wolne, to mu dupę ludzie z pracy zatruwają. Kuruj się...
OdpowiedzUsuńTutaj akurat rozumiem - z tego żyją, z tego mają kasę. Im więcej masy ludzkiej wyślą do roboty, tym lepszą furę kupi sobie szef.
UsuńOjoj, biedny Franio:( Życzę Tobie i Franiowi dużo zdrówka, bądźcie dzielni!!
OdpowiedzUsuńDzięki. Jesteśmy ;) Franek już nawet próbuje wyłamać drzwi, żeby wydostać się na zewnątrz, ale dopóki nie wydobrzeje wolę trzymać ją w domu.
UsuńMnie ostatnio obudził potężny ból głowy , taki rozwalający , miewam takie, no cóż, życie.... Co do choroby, to ostatnio bardzo szybko postwiła mnie na nogi zwykła polopiryna w saszetkach :-) Trzymajcie się cieplutko , biedulek kociak ;-(
OdpowiedzUsuńDzięki. Całkiem zapomniałam o polopirynie, ale zostanę już pewnie przy gripexie.
UsuńOjej, szczęście w nieszczęściu, że tak się skończyło i nie ma większych obrażeń... :| Uściskaj Franka ode mnie!
OdpowiedzUsuńA Ty też się trzymaj i zdrowiej!
Normalnie thriller! Ale wyobrażam to sobie, miałam podobne przejście jak mojego psa potrącił samochód, oboje z mężem trzęśliśmy się z nerwów jak nasza Kora, współczuję:)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Thriller z dreszczykiem a nawet zapachem, bo Franio dzisiaj na okoliczność tych stresów i strachu przy wyjściu od weta załatwiła się do transportera.
UsuńŻyczę Wam obojgu szybkiego powrotu do zdrowia, pogłaszcz Franka ode mnie:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo.
UsuńTrzymam kciuki za Wasze rychłe wyzdrowienie! Dobrze, że u Franka bez większych szkód.
OdpowiedzUsuńps. myślałam, że tylko moja siostra miała taki pomysł, żeby nazwać kotkę męskim imieniem, jej nazywa się Ziutek. Ja osobiście mam problemy z połączeniem męskiej formy imienia z np żeńską formą czasownika, "Ziutek wyszła na taras":D Dlatego przezornie druga kotka, którą przywiozłam jej ze schroniska dostała na imię Ryszarda czyli Rysia, mam tylko nadzieję, że nie zmienią jej na Ryśka;D
Dziękujemy! Franka przejęłam już z tym imieniem. To nie był mój pomysł. Próbowałam przechrzcić ją np. na Franciszka, ale próby kończyły się fiaskiem. Skoro jej to nie przeszkadza, to mnie też nie. Może prócz tych kłopotów z odmianą :)
UsuńŻyczę szybkiego powrotu do zdrowia, pewno już na dzień dzisiejszy macie się lepiej. Pozdrawiam ♥
OdpowiedzUsuńHorror. Ja mam dość weterynarzy i chorób mojego kota, ale co zrobić. Moja nie miała nigdy zderzenia z samochodem, bo siedzi tylko w domu, ale dachowce to chyba bardziej chcą wychodzić na dwór instynkt itd? Wracajcie szybko do zdrowia :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń