W obecnej łazience nie ma miejsca na pralkę. Chcąc nie chcąc musiałam pralkę zainstalować w kuchni. I tak oto pralka i zmywarka w jednym stały rządku... Ozdoba... średnia. Rodzi mi się w czerepie jakaś wizja ukrycia tego towarzystwa, ale jest ona niczym jesienne mgły na holenderskich polach. Równie wyraźna i gęsta co szybko znikająca... Ale... dziś nie o pralce ma być, choć jej usytuowanie wymusiło pewien eksperyment. Śmiem twierdzić, że udany. W każdym razie - mnie się podoba.
Wiadomo, że jak jest pralka to i jakiś kosz na rzeczy do prania by się przydał, Kosz na bieliznę w kuchni... Coś co nie zajmowałoby dużo miejsca, pasowało i jeszcze przyzwoicie wyglądało. A łyżka na to - niemożliwe. A jednak... W jakowymś przebłysku boskiej, kobiecej, wiedźmowej intuicji (wybierzcie sobie pasujący Wam światopoglądowo wariant) przypomniało mi się o workach pocztowych, które nie bardzo wiem jak i po co znalazły się w moim posiadaniu. Jak już się znalazły, to ja, jako ten chomik idealny trzymałam je wedle reguły "kiedyś, na coś się przydadzą". I proszę bardzo. Się przydały.
I tak oto w kuchni zawisły wory na brudną bieliznę.
Moje gratulacje! Genialne rozwiązanie! ♥
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia Magiczku!
Dzieki! Z niektórych moich rozwiązań w tym domu jestem dumna.
UsuńTobie również udanego tygodnia!
Bardzo fajnie to wygląda, zarazem to praktyczne rozwiązanie. Lubię kreatywność, a szczególności tą upcyklingową.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki! Czasem taka inwencja twórcza z konieczności rodzi całkiem fajne rozwiązania.
UsuńI to jest super pomysł :)
OdpowiedzUsuń