Machina świąteczna z roku na rok rusza coraz wcześniej. To, że tuż po komerycyjnym, halloweenowym, obsypanym dyniami szaleństwie w sklepach pojawiają się ozdoby świąteczne, płyty z kolędami i wszelkim bożonarodzeniowym dobrem, zdążyłam się przyzwyczaić. Kalendarze adwentowe z czekoladkami dla dzieci widziałam już w październiku.
To, że od początku listopada na blogach i w necie wszyscy przygotowują się do świąt, też mnie już nie dziwi. Są pomysły na ozdoby, bombki, prezenty samoróbki i gotowce, dobre rady na ich zapakowanie, wizje kreacji świąteczno-sylwestrowych, przepisy na pierniki, makowce i inne świąteczne wiktuały... Nawet nie chce mi się zaglądać na bloggera, bo wszędzie
pierniczenie o pierniczkach, ozdóbkowe badziewiaki i
prezentowy obłęd. Na 10 postów z bloggera 7 było o świątecznych pierdółkach takich bądź siakich.
A mnie znowu dziwi niezmiennie, że dwa dni w roku zaprząta ludzką uwagę przynajmniej przez dwa miesiące ich życia.
Jak wiadomo (a może i nie) świąt nie lubię. Na szczęście coraz częściej
odkrywam, że w tej niechęci nie jestem odosobniona. Albo obraz
świąt coraz bardziej się ludziom wypacza i obrzydza, albo społeczności
robią się coraz bardziej asocjalne. Widok choinki i dźwięk świątecznych kolęd wywołuje u mnie raczej lekkie obrzydzenie miast przygłupiego rozrzewnienia.
Ciągle mi się tłucze po łbie - czy faktycznie warte jest
to aż takiego zachodu? Czy ludzie tak stęsknieni są magii świąt, magii
czegoś innego czy po prostu dają się wkręcić w tryby komercyjnego
szaleństwa okraszonego lukrem tradycji?
Snując się jakoś miesiąc temu wieczorem po mieście i zaglądając ludziom w okna, w jednym z mieszkań odkryłam choinkę. Zdziwienie wylało się na moją gębę falą wzburzoną niczym tsunami. Bo machnąć sobie choinkę w środku listopada, to tego jeszcze nie grali, a konkretniej mówiąc - świecili.
W ubiegłym tygodniu, w pobliskiej wsi zorganizowano "kaarsjesavond". Taka tutejsza tradycja. Nie nowa, ale świecka. Na kilka godzin wyłączane są światła, a domostwa, ulice i ogródki ozdabiane i oświetlane są jedynie świecami i lamionami. Do tego ludziska odstawiają przemarsz przez wiochę z lampionami przy akompaniamencie muzyki, znaczy się grajków z orkiestry.
Urokliwe to i zabawne było, przyznaję. Choć nawet to nie poruszyło we mnie jakichś mocno zagrzebanych pokładów nostalgii czy wzruszenia.
Zdjęć nie ma, bo po ciemnicy i zimnicy robić się ich nie dało. Jak ktoś ma ochotę wczuć się w atmosferę, to może sobie rzucić okiem na dołączony filmik, który znalazłam w necie z poprzednich lat. Prawie tak samo, jedynie tych roznegliżowanych tańczących Mikołajów w tym roku nie widziałam ;)
Pewnie dla przekory powinnam zademonstrować jakieś jajko zdekupażowane, albo koszyczek wielkanocny, chabazie pretendujące do palemki... Ale nic takiego nie mam, a może i palemka nie odbiła mi aż tak mocno.
Dobra, przestaję pierniczyć i idę piec makowce. Bazinga.
Obserwatorzy
klauzula bezpieczeństwa
Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.
Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.
Online
poniedziałek, 15 grudnia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ha, i popełniłaś świątecznego posta :) Moja znajoma także nie lubi świąt, a ja się ciesze, bo się rodzi nowe Słońce, tzn dnia zacznie przybywać!!! :) czy tego nie warto świętować?
OdpowiedzUsuńUcieszę się jak ewidentnie zauważę różnicę w oświetleniu i ociepleniu. No tak, ale wtedy to pewnie Wielkanoc nastanie ;))
UsuńMag IK, ale to powoli będzie lepiej :)
UsuńTo do mnie możesz wpadać bez obaw :) Ani pierniczków (bo nie lubię), ani bombek (bo mam nadmiar), ani nawet bożonarodzeniowej sukienki (bo chyba nie zdążę uszyć) na pewno nie znajdziesz :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że zaglądam. Tyle, że po ostatnim Twoim poście z ceramicznym jabłkiem i talerzem z odbitym kwiatem do dziś zbieram myśli.
UsuńMoże przygotowania sa ciekawe, jednak w trakcie przymusowej Wigilli często przysypiam, bo jestem zmęczona jak pies. Nic jeszcze nie piekłam, nic nie ozdabiałam, robię prezenty w stylu polskim ( skarpety i czapki) bo lubię obdarowywać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie chodzi mi o te wszystkie przygotowania jak do wesela, po których ludzie czasem nie mają siły na nic.
UsuńAle przecież nikt nikomu nie każe nic szykować, ani się przemęczać, ani latać z wywieszonym językiem :-) U mnie Święta są skromne, bo na takie mnie stać finansowo i zdrowotnie, a i tak jestem szczęśliwa, bo najważniejszy jest dla mnie i dla mojej rodziny Pan Jezus, który się rodzi z miłości do mnie :-) I to jest cały sens Świąt Bożego Narodzenia :-)
OdpowiedzUsuń