Wyciągam telefon. Mobilne bydle kapryszące od jakiegoś czasu jak najbardziej potrzebne - padło. Ale nic, ja spokój. Nie denerwuję się. Wyciągam Nokię rezerwową - model gniotsja nie łamiotsja tylko recepturką mnie opatul coby klawisze nie odpadły i ruszam do akcji.
Dzwonię do ubezpieczyciela. Uprzejma pani uprzejmym głosem informuje mnie, że mogę się w dupę pocałować. Znaczy się, że nic nie zrobią, bo moje obrzydliwie drogie ubezpieczenie akurat opcji "pech" nie obejmuje. Jakbym kogoś przywaliła, względnie mnie przywalili to co innego. Trochę za późno na takie akcje, bo samochód nie jedzie. Nikt nikogo nie przywali. A ja nic... Spokój. W trakcie mojej konwersacji kierowca Tira trąbi jak opętany i macha rękami niczym pobliski wiatrak. Jakby nie widział świateł awaryjnych. Stoję półgębkiem na poboczu, ale fakt, że jego gabaryty (znaczy się Tira, a nie chłopa) utrudniają przejazd. Rozkładam bezradnie ręce (mocno się kontrolując by nie pokazać odpowiedniego palca) i rzucam przez szybę:
- Ik kan niet rijden. Motor werkt niet! (w wolnym tłumaczeniu na polski - spieprzaj palancie, silnik mi nie odpala).
Dwóch tiro-osiłków spycha mnie kawałek dalej. Szkoda, już się ucieszyłam, że we nie walną i wtedy ubezpieczyciel przyśle pomoc. Ale nic. Luz. Nic się nie denerwuję.
Dzwonię pod kolejny numer, i kolejny i kolejny. Albo im za daleko, albo nikt nie odbiera, albo podają mi taką cenę za dojazd, że siadam w kałuży. Podejrzanie spokojna.
W końcu... Na pobliską stację benzynową, o tej porze oczywiście już zamkniętą podjeżdża samochód. Na polskich blachach. A co mam do stracenia. Tuptam, opisuję historię choroby i proszę o pomoc w zepchnięciu czerwonej tygrysicy na zieloną trawkę. Po krótkiej konwersacji okazuje się, że para mieszka... w mojej wsi. Auto zostaje na poboczu, ja wracam do domu. Geluk bij ongeluk (szczęście w nieszczęściu).
Z równowagi wyprowadza mnie dopiero facebook i zmasowany atak głupoty. Ktoś wrzuca filmik z trzyletnią dziewczynką tańczącą w jakimś centrum handlowym. Mała zdrowo kręci pupą. Ani to jakoś specjalnie odkrywcze, ani specjalnie zabawne, ani szokujące. A potem czytam komentarze moherowych matek polek na garach z gabarytami XXL: "co innego kręcić pupą, a co innego wyuzdany taniec erotyczny" albo "nic dziwnego, że jest pedofilia". Kurwa mać.
Potem widzę manifest ruskiej panny "wżenionej" w Polskę dla obywatelstwa i opiewający spiskową teorię dziejów jakoby to Ameryka podstępnie dybała na ruskie zasoby, Putin jest biedny i zaszczuty, a złotozębne kacapy są ofiarami amerykańskiej nagonki. No... kurwa mać.
I tyle było z mojego spokoju.
Dla równowagi, uspokojenia i zajęcia paluchów postanowiłam poćwiczyć sobie robienie swetra od góry. Tu chylimy czoło, bijemy pokłony i padamy na kolana za instruktaż, który przygotowała Intensywnie Kreatywna.
Co prawda nie wiem co mi z tego dziergania wyjdzie, bo mam jedyne druty z żyłką, które są... doskonałe inaczej. Idealne do ćwiczenia na nich cierpliwości, ale nie jestem pewna czy swetra ;) I na razie nie bardzo jest jak robótkę pokazać, bo znajduje się w fazie kokonu i do motyla to hen daleko.
Podobnie uspokajające jest dekupażowanie. Nic tak nie koi jak lakierowanie, suszenie, szlifowanie, lakierowanie, suszenie, szlifowanie, lakierowanie, suszenie, szlifowanie i tak kilkadziesiąt razy.
Tak oto powstał zaległy komplecik podarkowy.
Środek wizytownika celowo nie malowany. Poprzedni pomalowany nie spełniał zadań użytkowych. Mimo szlifowania zamykanie i otwieranie należało wspomagać śrubokrętem ;) |
Fota na prędko przed puszczeniem w świat. |
Dla tych co ani drutowania ani dekupażowania nie lubią, a mają problemy z ćwiczeniem cierpliwości, spokoju i hartu ducha polecam poniższy film. Co prawda zalatuje hamerykańskim pozytywem, ale ponoć na faktach, więc kto chce, niech wierzy.
O tak, robótki ręczne stanowczo uspokajają:) A co do głupich komentarzy w necie, ja ich po prostu nie czytam. Mam swoje pozytywne miejsca, gdzie zaglądam i tyle. Po co sobie zatruwać życie czyimś jadem?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Na jad można się uodpornić, na głupotę nie :)
UsuńZapomniałam dodać, że robótki uspokajają jak wychodzą, bo gdy po wielu godzinach "tworzenia" światu ukazuję się koszmarek, to o spokój trudno :)
Mnie tam uspokaja sam proces tworzenia, a jak jeszcze coś wyjdzie, to fajnie. A sweterek też próbowałam w tamtym roku, poszedł do sprucia niestety. Czekam teraz na nowe razem robienie u IK, może taki rozpinany się uda:)
UsuńTo chyba zależy co się tworzy. Jak szyję, albo robię decoupage to lubię jak wychodzi, przy drutowaniu to faktycznie drutuje dla samego drutowania, nawet bez względu na efekt :D
UsuńJa nigdy nie liczę oczek, nie trzymam się schematów i czasami cuda wychodzą, bynajmniej nie do noszenia. Historia z autem zamroziła mi krew w żyłach i szczerze podziwiam Twoją cierpliwość. Ja w takich sytuacjach panikuję.
OdpowiedzUsuńJa też przeważnie panikuję, więc mój spokój był niespotykanie niespotykany :D
UsuńZ dzierganiem to tak jest (przynajmniej u mnie), że nawet jak zrobię próbkę, to sweter i tak żyje swoim życiem i niekoniecznie wychodzi to, co sobie zaplanowałam. Ale za to zajęcie rąk uspokaja umysł! :)
Souvenirs form Egypt - do it yourself wherever you are ;) Ta czerwona tygrysica to fura prezentowana już przy okazji motylarni? Jak tak, to aż jestem w głębokim szoku, że stanęła, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca! ;) A po trailerze chce mi się rżnąć. Nie to, że gość jest w moim typie, bo nie jest. Ale tak wyszło. A samochód zostawiłaś w szczerym polu na poboczu w ramach ostatniego pożegnania czy jescze dasz mu powarczeć? ;P
OdpowiedzUsuńHistoria wydarzyła się jakiś czas temu, z braku czasu wrzuciłam ją dopiero teraz, więc tygrysica już naprawiona.
UsuńPojazd z motylarni rozwija zdecydowanie zbyt małe prędkości jak na moje potrzeby.
Suweniry egipskie zrobione na potrzeby pewnej pani, która takie klimaty lubi. Sama z siebie i dla siebie takich nie produkuję ;))
Ojtam ojtam, każdy ma jakieś słodkie tajemnice ;)))
UsuńZe słodkich tajemnic to ja mam skitrane czekoladki z żubrówką na czarną godzinę ;P
UsuńZ tym lakierowaniem to może być uspokojenie po upojeniu się oparami. Zatem ostrożnie... ;)
OdpowiedzUsuńUżywam głównie lakieru akrylowego, więc na dodatkowe atrakcje za free raczej nie ma co liczyć. Ale w sumie pomysł niezły ;)))
Usuńno ja tez panika zawsze na początku, ale pózniej przechodzę do działania :) Ostatnio na autostradzie mi siadł totalnie i w nocy. A ja bez wykupionej opcji asistans i ten ból finansowy, bo przecież w nocy na autostradzie raczej nikt nie pomoże. Co do relaksacji to każdy ma inne, ale takie twórcze na pewno są bardzo wyciszające :*
OdpowiedzUsuńW nocy to już w ogóle kicha. Wtedy na pewno bym spanikowała.
UsuńMyślę, że na różne stany i zmęczenia działają różne relaksacje.
A ja auta nie mam i pcham się z mojej wiochy z trzema przesiadkami, względnie na butach. Ale kilka takich kawałów samochodu- obowiązkowo na skrzyżowaniach- zaliczyłam. Od głupich bab wyzywana najczęściej.Oczywiście facetom nigdy auta nie gasną, nie łapią gumy itd.
OdpowiedzUsuńCo do komentarzy- ciśnienie mi skoczyło ostatnio czytając ostatnio niezwykle empatyczne inaczej wpisy pod notatką o wypadku śmiertelnym w mojej okolicy. Wyciszyłam się robiąc porządne szorowanie wybiegu królika. Smród był bardziej znośny niż głupota ludzka.
Wiesz ja się nie przejmuję, że ktoś się burzy z tyłu. Światła awaryjne i luz :D
UsuńNa psychiczne obciążenia fizyczna praca pomaga, nawet jeśli śmierdząca ;)
ja poruszam sie na rowerze, ale ja ''miastowa'' jestem i wszedzie mam blisko, albo tramwaj wykorzystuje, a tak to mam szofera:) :) chociaz wole rower, bo go o nic nie trzeba prosic, a z szoferami to roznie bywa, a to czasu brak albo checi, albo ma zly humor albo sraczke :) :)
OdpowiedzUsuńKomentarzy starm sie unikac a FB unikam jak ognia, bo zawsze trafie na zdjecia okrutne,..i nie moge sobie znalezsc spokoju zlorzeczac na bestie w ludzkim ciele..Buzka
Mimo, że mieszkam w Holandii do reweru nijak nie mogę się przekonać.
UsuńA ja nie mam fb i czuję się szczęśliwa! Przekonaj się koniecznie do roweru, to też uspokaja:D
OdpowiedzUsuńNie wszyscy znajomi mają gadu-gadu, skype czy whatsapp, więc fb jest drogą kontaktu i komunikacji, ale niewiele tracisz nie mając tego twora :)
UsuńNie wiem czy na stare lata odświeżanie sobie rowerowej pamięci ma sens :)
Mnie już by ta sytuacja (z autem i z telefonem) wyprowadziła z równowagi ;-)
OdpowiedzUsuńTrafiłam niedawno na filozofię "f....ck it" i staram się ją coraz częściej wcielać w życie :)
UsuńJestem z ciebie dumna!! Jak mi w innej sytuacji powiedzieli, ze ubezpieczenie nie obejmuje "pecha" to klęłam dopóki mi sił starczyło.
OdpowiedzUsuńRzeczy decupażowe wyszły ci super!
Powodzenia przy robieniu swetra :)
Dzięki :D
UsuńTeż jestem z siebie dumna i zdziwiona, że nie puściłam wiązanki. Pewnie tylko dlatego, że holenderski zasób przekleństw mam jeszcze ograniczony, a po polsku i tak by nie zrozumieli :)
Sweter robi się baaardzo wolno, ale może do wiosny skończę ;)
Śliczne prace, szczególnie butelka bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńOdwrócenie uwagi od źródła zdenerwowania mi także pomaga. Dodatkowo, szycie pozwala mi na lepszą koncentrację nad nauką. Przygotowuję się aktualnie do obrony magisterki i odpowiedzi na podane mi pytania układam sobie w głowie podczas szycia:)
Wielkie dzięki. Miło mi, że się podoba.
UsuńTrzymam kciuki za obronę magisterki.
O i dokładnie - robótki dobre na wszystko! Wiem, że moja strategia przypomina chowanie głowy w piasek przed problemami tego świata, ale myślę sobie, że świat i tak jakoś sobie poradzi bez mojego udziału i wiedzy na ten temat;-) Trzeba dbać o swój komfort psychiczny:-)
OdpowiedzUsuńKomfort psychiczny to podstawa w obecnych czasach.
UsuńNo cóż, mnie też nic tak nie wkurza jak ludzka głupota! Wyciszenie "bezmyślne" błogo działa i na mnie :)
OdpowiedzUsuń