Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

czwartek, 15 czerwca 2017

Mord w ogrodzie

Osoby o słabych nerwach i żołądku proszone są w tym momencie o opuszczenie bloga.

Serii ogrodowej ciąg dalszy. Ostatnio była impreza, a dzisiaj... krwawy mord. Powszechnie wiadomo, że koty to drapieżniki. To, że Franek killer przynosił mi do domu martwe (a czasem nawet żywe) ptaki, myszy i króliki wcale mnie dziwił.
Jednak to co dziś zobaczyłam w ogródku dosłownie ścięło mnie z nóg.

Najpierw może wytłumaczę się z tej klatki. Żeby nie było, że znęcam się nad kotem. Kilka lat temu Franek miał wypadek i połamane dwie kości w łapce. Operacja, pół roku leczenia z drutem stabilizującym roztrzaskaną kość. Od tego czasu zero wychodzenia samopas i złotej kociej wolności. Jednak tęskno jej za świeżym powietrzem, stąd ta klatka. Szelki i smycz się nie sprawdziły. Franek niczym Houdini wymykał się z ubranka. Może to byłby dla niej wstyd chodzić ze mną na spacer ;)
Zdjęcia bez winowajcy. Za karę trafiła znowu do domu.



Tym razem Dieren ambulans na nic się zda.Trup to trup.  Cóż... idę usunąć ten dowód rzeczowy Frankowego mordu. A potem przygotuję transparent - nie odpowiadam za czyny mojego kota.


4 komentarze:

  1. Odpowiadasz, odpowiadasz. Ale fakt, że był zamknięty w klatce świadczy o tym, że dopełniłaś należytej staranności i nie można obarczyć Cię winą za to, że pisklę wpadło do rzeczonej klatki.

    Kiedyś w zoo akurat stałam przy wybiegu karakali, jak jakaś nierozważna ptaszyna zdecydowała się tam wylądować. Myślałam, że kociska spały, ale okazało się, iż potrafią się błyskawicznie poruszać. Przydusił maleństwo, chwilę się nim pobawił, po czym skręcił mu kark i zostawił. W końcu nie był głodny. Instynkt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na usprawiedliwienie kota mam, że kaczątko samo musiało jakoś wleźć do klatki. Zakładam, że był to akt młodzieńczej nierozwagi a nie samobójstwa.

      Usuń
  2. Och nie! Natura w czystej postaci. Faktycznie koty lubią polować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie intryguje jak to kaczę wpełzło do klatki i skąd się samo wzięło w ogrodzie.

      Usuń