Z dedykacją dla wszystkich
słonecznych niewiast z Hoogvlietu :)
Znowu składałyśmy
kartoniki. Może to i nudne, ale ja to lubiłam, bo to taki czas na
przemyślenie sobie wszystkiego. Wykonujesz coś mechanicznie –ręce
zajęte, a głowa wolna. Myśli unoszą się wolne, szybują, krążą,
nabierają mocy sprawczej. Zadumałam się sennie wpatrzona w
romantyczną naczepę ciężarówki.
- On
się Ciebie patrzy – rzuciła mi Daniela wyrywając mnie z zadumy.
- A niech się patrzy – odpowiedziałam nie bardzo kojarząc o
kim mówi, błądząc jeszcze gdzieś miedzy połaciami błękitu, a
epicentrum życiowego tajfuna, w którym się znalazłam.
- On
się Ciebie patrzy a TY nic???
Nie
odpowiedziałam zajęta przeliczaniem kartoników. Dziewięćdziesiąt
osiem, dziewięćdziesiąt dziewięć, sto... W tej chwili czułam,
że to tylko Daniela “mi się patrzy” z mieszaniną podziwu i
dezaprobaty.
- A ty
w ogóle wiesz co to znaczy? – spytała.
-
Patrzy, to patrzy – odpowiedziałam wzruszając ramionami –
przecież nie zabronię – A tak w ogóle to kto się patrzy?
Dyskretnie
skinęła głową w stronę Ciastka.
-
Czekaj... A co u was znaczy “patrzy”? – zainteresowałam się,
bo zaczęło kiełkować we mnie miłe podejrzenie, że to słowo po
polsku i słowacku może jednak znaczyć coś innego.
Spojrzała
na mnie zdegustowana, jakbym pytała o rzecz oczywistą.
-
Nooo... On się Ciebie patrzy, to on się Ciebie patrzy. Jak wy to
mówicie?
- Może
wytłumacz po angielsku? – próbowałam pomóc. Is he looking at
me?
Wzruszyła
ramionami.
- Wolę
po polsku. Hmmmm... On się Ciebie patrzy, to on się Ciebie
podoba.
- On mi????
- On
Ciebie!!
Kwestia
strategiczna, więc wypadałoby ją wyjaśnić. Niestety zaimki
stanęły nam na drodze.
-
Wiesz, skoro on się mi patrzy, to wcale nie znaczy, że on się
patrzy. Może po prostu... tak sobie patrzy – drążyłam.
Daniela
popukała się kartonikiem w czoło.
Przez
chwilę migotnęła mi myśl, że skoro tak się mnie patrzy, to
może...niech mnie...nooo... trochę... eeeh... niech mnie poszuka*... Ale tego Danieli
głośno nie powiedziałam :)
*tu miejsce na dociekliwość lingwistyczną własną :)